Ignacy Krasicki

Satyry


Скачать книгу

żółć przy słodyczy, ciernie z kwiaty mieści[207],

      Omamia nieostrożnych zdradnymi kompany.

      Będziesz na pierwszym wstępie uprzejmie wezwany

      Od rzeszy grzeczno–modnej, rozpustnie wytwornej.

      Tam się nauczysz w szkole przebiegłej, wybornej,

      Jak grzecznie rozposażyć[208] zbiory przodków skrzętne,

      A ślady wspaniałości stawiając pamiętne,

      Niesłychanymi zbytki i treścią rozpusty

      Zawstydzać marnotrawców i dziwić oszusty.

      Nauczysz się, jak prawom można się nie poddać,

      Jak dostać, kiedy nie masz, dostawszy nie oddać,

      Jak zwodzić zaufanych a śmiać się z zwiedzionych,

      Jak w błędzie utrzymywać sztucznie[209] omamionych,

      Jak się udać, gdy trzeba, za dobrych i skromnych,

      Jak podchlebiać przytomnym[210], śmiać się z nieprzytomnych,

      Jak cnocie, gdzie ją znajdziesz, dać zelżywą postać,

      Jak deptać wszystkie względy, byle swego dostać,

      Jak wziąwszy grzeczną tonu modnego postawę,

      Dla żartu dowcipnego szarpać cudzą sławę,

      Jak się chlubić z niecnoty, a w wyrazach sprośnych

      Mieszać fałsz z zuchwałością w tryumfach miłosnych.

      Taka to nasza młodzież! Po skażonej wiośnie

      Jaki plon, jaki owoc w jesieni urośnie?

      Rzuć okiem na Tomasza: słaby, wynędzniały,

      Dwudziestoletni starzec. Poszły kapitały,

      Poszły wioski, miasteczka, pałace, ogrody,

      Jęczy nędzarz, a pamięć niepowrotnej szkody

      Truje resztę dni smutnych, co je wlecze z pracą[211]:

      Taka korzyść rozpusty, tak się zbytki płacą.

      Uszedłeś marnotrawców, wpadniesz w otchłań nową.

      Ci to są, co z romansów zawróconą głową,

      Bohatyry miłosne, żaki teatralni[212],

      Trawią wiek u nóg bogiń przy ich gotowalni.

      Westchnienia ich kunsztowne do Filidów[213] modnych,

      Kaloandry[214] w afektach wiernych a dowodnych

      Jęczą nad srogim losem, a boginie cudne,

      Raz uprzejme, drugi raz dzikie i obłudne,

      Czy się zechcą nasrożyć, czy wdzięcznie uśmiechać,

      Dają im tylko wolność rozpaczać i wzdychać.

      Strzeż się matni zdradliwych, w które płochych mieści

      Zbyt czuły na podstępy zawżdy kunszt niewieści;

      Strzeż się sideł powabnych, w które młodzież wabią.

      Choć sztuką zdradę skryją, pęta ujedwabią,

      Przecież w nich wolność ginie, czas się drogi traci,

      Zysk wdzięcznych sentymentów w cnoty nie bogaci;

      A Filida[215] tymczasem, gdy ją statek[216] smuci,

      Dla nowego Tyrsysa[217] dawnego porzuci.

      Skacz ze skały, w miłosnych pętach niewolniku,

      Albo siadłszy w zamysłach[218] przy krętym strumyku,

      Gadaj z echem płaczącym na płonne nadzieje;

      Twoja Filis[219] tymczasem z głupiego się śmieje.

      Nie masz tego w romansach — ale jest na jawie;

      Ktokolwiek się tej płochej poświęcił zabawie,

      Nie inszą korzyść żądań zniewieściałych zyska;

      Czyli politowania wart, czy pośmiewiska,

      Niech boginie osądzą. — Ty zważ, co cię czeka.

      Boginie są, mój Janie; czcij je, lecz z daleka[220].

      Nie, żebyś był odludkiem. Znajdziesz nawet w mieście,

      Co umysł mając męski, powaby niewieście,

      Szacowne bardziej cnotą niż blaskiem urody,

      Mimo zwyczaj powszechny, mimo przepis mody

      Śmią pełnić obowiązki, a proste Sarmatki[221],

      Są i żony poczciwe, i starowne matki;

      Romans je w obowiązkach nigdy nie rozgrzesza.

      Z takich gniazd, jeśli znajdziesz, szukaj towarzysza;

      I znajdziesz. Niech odszczeka, co je trzy rachował[222].

      Nie będę ja zbyt ostrą satyrą brakował[223].

      Są, a często, choć pozór przeciwnie obwieszcza,

      W uściech płochość, a cnota w sercu się umieszcza.

      Wojciech — mędrzec ponury, łapie młodzież żywą,

      A najeżony miną poważnie żarliwą,

      Nową rzeczy postawą gdy dziwi i cieszy,

      Same wyroki głosi zgromadzonej rzeszy.

      Za nic dawni pisarze, stare księgi — fraszki,

      Dzieła wieków to płonne u niego igraszki;

      Filozof, jednym słowem, i miną, i cerą[224],

      Unosi się nad podłą gminu atmosferą,

      Depce miałkość[225] uprzedzeń, a dając, co nie ma,

      Stwarza nowy rząd rzeczy[226] i wiary systema.

      Z daleka od tej szkoły, z daleka, mój Janie!

      Powabne tam jest wejście, wdzięczne przywitanie,

      Ale powrót fatalny. Zły to rozum, bracie,

      Co się na cnoty, wiary zasadza utracie.

      Ochełznaj[227] dumne zdania pokory munsztukiem[228],

      Wierz,