Agnieszka Stelmaszyk

Koalicja Szpiegów Misja Hexi Pen


Скачать книгу

brednie.

      – Nie mogli.

      – Dlaczego? Gdzie oni są?

      Profesor poprawił blond perukę.

      – Tego jeszcze dokładnie nie wiem. Musicie odnaleźć Aziza!

      – Księcia? Abdullaha Aziza? Tego, który zniknął bez śladu?

      – Właśnie tego.

      – Od początku uważałem, że on coś wie o wypadku moich rodziców.

      – On coś wie o wszystkich wypadkach… i wie, gdzie są inżynierowie…

      – Nadal nie rozumiem… Ukrywają się czy może ktoś ich więzi? Przecież daliby nam znak, nie narażali na wszystko, co musieliśmy przeżyć. Harriet wylądowała w sierocińcu! – wybuchnął z żalem Robert. – Jak ja mam jej teraz powiedzieć, że pan uważa, że jej rodzice żyją? Wie pan, jakie to będzie dla niej bolesne? Mówił pan komuś o tym? – zwrócił się do profesora.

      – Mówię teraz tobie – odrzekł z powagą.

      – Gdzie odnajdę Aziza? – Robert złapał profesora za ramię.

      – Tam, gdzie światła błyskają na niebie. – Novak patrzył na chłopca niewidzącym wzrokiem, jakby przeniósł się gdzieś w czasie i przestrzeni.

      – Tam, gdzie światła błyskają? Na niebie? Co pan ma na myśli? To jakieś miasto? A może chodzi panu o zorzę? Gdzie on jest?

      – Co gdzie? – Profesor oprzytomniał. – Prędko, pomóż mi zdemontować moduł, żebyśmy mogli go wynieść.

      Novak zabrał się za rozkręcanie urządzenia.

      – Ale gdzie jest Aziz? Co pan mówił o moich rodzicach? – Robert starał się wydobyć z niego coś więcej.

      – Jakich rodzicach? – Profesor zamrugał powiekami.

      – O nie – jęknął Robert – znowu zerwało mu się połączenie – westchnął.

      Nie lubił, gdy profesor Novak wpadał w ten swój amok, ale teraz w przypływie szaleństwa powiedział takie rzeczy, że Robert nie mógł nad nimi przejść do porządku dziennego. Tymczasem profesor jakby zupełnie zapomniał, co w ogóle przed chwilą powiedział.

      Rozdział #9

      – Babciu…! – Robert z przejęciem powitał panią Szykulską, która przybyła na jego wezwanie. Oboje znajdowali się w bazie Departamentu w Londynie, dokąd przybyli zaraz po odnalezieniu profesora Novaka w Pradze. Tobias Perry uznał, że tylko w bazie cztery kompletne moduły anteny będą bezpieczne. Stanisław przywiózł panią Różę, która również chciała przyjrzeć się z bliska odnalezionym urządzeniom. – Rozmawiałaś z profesorem Novakiem? – Robert czekał w napięciu na odpowiedź babci.

      – Tak. – Pani Szykulska, zanim spotkała się z wnukiem, odwiedziła najpierw profesora Novaka, który w pracowni Departamentu Bezpieczeństwa Światowego kończył montowanie w całość wszystkich czterech modułów anteny. – Rozmawiałam z nim. Upiera się, że nic nie wie o twoich rodzicach.

      – Ale na własne uszy słyszałem, jak mówił, że jest pewien, że żyją, a potem nagle zmienił wersję. Babciu,

      on jest nieco szalony, ale w przypływie swojego szaleństwa mówi prawdę, wiem i czuję to. – Robert położył dłoń na sercu. – Powiedz, babciu, błagam cię, czy ty coś jeszcze ukrywasz? Czy oni naprawdę żyją? Co się tu dzieje? Mam wrażenie, że sam zaraz oszaleję.

      Chłopiec bezwładnie opadł na fotel. Odbywał tę rozmowę sam na sam z babcią, a jego przyjaciele asystowali Fukudzie i profesorowi Novakowi w laboratorium.

      – Robercie, przyrzekam ci, że nie wiem o niczym, co by mogło świadczyć o tym, że oni żyją. I… nie chciałabym, żebyś robił sobie nadzieję… – dodała drżącym głosem. – Jak Harriet i David znieśli tę wiadomość?

      – Nie powiedziałem im – odparł wnuk. – Wyobrażasz sobie, co czułaby Harriet? Tyle czasu spędziła w sierocińcu. Nie mogłem opowiedzieć jej o tych bzdurach profesora.

      Zamilkł. Po chwili jednak dodał:

      – Przynajmniej, póki sam się nie przekonam, że Novak tylko bredził, nic im nie powiem. Pomożesz mi, babciu, sprawdzić tę informację?

      Pani Szykulska zastanowiła się.

      – Nie wiem, czy powinniśmy to robić. Narażamy się na niepotrzebne rozgrzebywanie ran – westchnęła. – Jednak…

      Na moment umilkła.

      – Sama już teraz nie zaznam spokoju, póki tego nie sprawdzimy. Zasiałeś ziarno niepokoju i już zaczęło we mnie kiełkować.

      – Musimy odnaleźć Aziza. Chciałaś mi o nim coś powiedzieć – Robert przypomniał.

      Pani Róża skinęła głową.

      – Tak, ale chyba się pomyliłam co do księcia. Sądziłam, że był przyjacielem twoich rodziców, Robercie. Finansował projekt „Meteor”. Z nim ostatnim się widzieli. Tylko że wkrótce po tych wszystkich okropnych wydarzeniach książę również zniknął.

      – Szukałaś go?

      – Oczywiście, chciałam, tak jak i ty, porozmawiać, dowiedzieć się czegoś więcej o projekcie „Meteor” oraz o spotkaniu z twoimi rodzicami tuż przed ich wypadkiem.

      Pani Róża pogrążyła się w zadumie.

      – Babciu…

      Robert lekko dotknął jej dłoni.

      – Już, już… – odparła i jeszcze chwilę milczała, po czym podjęła: – Potem zorientowałam się, że nie tylko ja go szukam. Lecz również agenci Koalicji Szpiegów. To wydało mi się dziwne i podejrzane, dlatego tym bardziej zapragnęłam porozmawiać

      z Azizem. Musiał o czymś wiedzieć. Sądziłam, że ma powody do ukrywania się przed Koalicją, że może boi się losu twoich rodziców. – Spojrzała na wnuka.

      – Kiedy dowiedziałam się, że ty również zacząłeś go szukać i zachęcił cię do tego Luminariusz, musiałam zacząć działać.

      – Czy wtedy w Omanie, gdy Luminariusz sądził, że odnalazł obóz Aziza, przybyłaś tam tylko i wyłącznie po to, aby nas uratować, czy miałaś też inne zadanie do wykonania? Tylko przyznaj się, babciu…

      Policzki pani Szykulskiej lekko zaróżowiły się. Robert spojrzał na nią uważnie.

      – No cóż…

      Pani Szykulska ociągała się z udzieleniem odpowiedzi.

      – Rzeczywiście, wcześniej był tam Aziz i spotkałam się z nim.

      – No i…? – wnuk ponaglał. – Pozwoliłaś mu umknąć?

      – Nie miałam dowodów na to, że stoi po niewłaściwej stronie. Powiedział, że musi się ukrywać, stąd te maskarady w Berlinie. Luminariusz chciał go zabić.

      – Przecież Aziz współpracował z Koalicją, finansował projekt „Meteor” – wtrącił Robert. – A jeśli to on zabił rodziców?

      – Brałam taką możliwość pod uwagę. Przekonywał mnie jednak, że nie miał nic wspólnego z wypadkiem Brygidy i Marcela. – Kąciki ust pani Róży zadrżały, gdy wypowiadała drogie jej imiona.

      – Uwierzyłaś mu? Dlaczego twój Klub Ogrodnika nie śledził go?

      – Nie doceniasz nas. – Babcia spojrzała na wnuka karcąco.