Agnieszka Stelmaszyk

Koalicja Szpiegów Misja Hexi Pen


Скачать книгу

Ramona z każdym dniem czuła się coraz bardziej rozdrażniona. A ostatnie wydarzenia w Barcelonie, o których usłyszała w telewizji, napawały ją przerażeniem. Domyślała się, że w jakiś sposób wiążą się one z osobą Roberta. Czy nic mu się nie stało?

      A Harriet i David, czy oni też są cali i zdrowi?

      Ramonę kusiło, aby wreszcie skontaktować się z Robertem. Dobrze wiedziała, że wiele razy próbował

      z nią porozmawiać. Ale wszelkie e-maile znikały, zanim zdążyła je przeczytać.

      – Hm, dziwne… – Ramona zmarszczyła czoło, gdy po raz kolejny, nim odczytała elektroniczny list, on jak zwykle zniknął. Wszelki ślad po nim zaginął, nawet na serwerze, z którego korzystała. – Coś mi się tu nie podoba… – Dziewczyna kręciła głową, wpatrując się w ekran laptopa.

      Rodzice oglądali telewizję, a ona zamknięta

      w swoim pokoju, próbowała ustalić, co dzieje się

      z Robertem. Odeszła od biurka i dyskretnie wyjrzała przez okno. Po drugiej stronie ulicy parkował wciąż ten sam samochód. To jej anioł stróż, nawet w nocy pilnował domu. Powinna czuć się bezpieczna, ale coś niedobrego zaczynało się dziać w całej tej historii. Złe przeczucia niczym trujący bluszcz owijały się wokół serca Ramony.

      Następnego dnia Ramona postanowiła wybrać się na koncert przed Bramą Brandenburską. Długo musiała namawiać rodziców, aby jej na to pozwolili. Występowała Nena, jedna z najsłynniejszych niemieckich wokalistek, a Ramona już dawno nie była na żadnym koncercie. Poza tym liczyła, że w tłumie zgubi wreszcie agenta Ortegę.

      Cała ulica 17. Juni aż do ronda, na którym stała Kolumna Zwycięstwa, została zamknięta, a ogród Tiergarten ogrodzono stalowymi barierkami. Ze względów bezpieczeństwa wyznaczono tylko kilkanaście wejść, przy

      których ochrona skrupulatnie kontrolowała przepływ

      licznie zgromadzonych fanów. Kiedy koncert się zaczął

      i uwaga wszystkich skierowała się w stronę sceny, Ramona zaczęła kluczyć pomiędzy ludźmi, cały czas obserwując agenta. Robiła uniki, wpychała się w największy tłum, aż wreszcie udało jej się zgubić Maria Ortegę.

      Zacisnęła kciuki z radości. Wiedziała, że niedługo zostanie zlokalizowana, musiała się zatem spieszyć. Wyciągnęła telefon i spróbowała połączyć się z Robertem.

      – Halo?! – wołała do słuchawki w chwili, kiedy

      artystka na scenie zrobiła krótką przerwę między kolejnymi piosenkami. – Robert? – zapytała, gdy

      w słuchawce rozległ się trzask.

      Nagle zobaczyła biegnących w jej kierunku mężczyzn. Ubrani byli zwyczajnie, niczym nie wyróżniali się spośród otaczającego ją tłumu, lecz Ramona domyśliła się, że to agenci. Czyżby Dywersanci, przed którymi przestrzegał ją Luminariusz? Rzuciła się do ucieczki. Przez dłuższą chwilę kluczyła między ludźmi a stoiskami z kiełbaskami i naleśnikami, potem wskoczyła na karuzelę, która zapełniona do połowy właśnie zaczęła się obracać. Ścigający ją mężczyzna potknął się o kopyto różowego konia i wylądował na siodełku osła. Jadące obok dzieci zapiszczały z radości, sądząc widocznie, że to jakaś zabawa dorosłych. Ramona obiegłszy karuzelę do­okoła, zbiegła z niej po drugiej stronie, a gdy inny agent niemal ją chwycił, zrobiła unik i gwałtownie skręciła w zupełnie inną stronę. Gdy już wydawało się jej, że zgubiła pościg, wpadła wprost w otwarte ramiona barczystego agenta.

      – Bądź cicho, a nic ci się nie stanie! – uprzedził, groźnie marszcząc brwi.

      – Puśćcie mnie, czego ode mnie chcecie?! – Ramona zawołała z rozpaczą.

      – Luminariusz cię wzywa – odparł Joel Piven.

      „A więc to nie Dywersanci” – pomyślała Ramona, rozpoznając ludzi Luminariusza.

      Naraz wyrośli przy dziewczynie pozostali agenci łącznie z Ortegą i nieszczęsnym jeźdźcem, który dosiadając karuzelowego osła, obił sobie nos. Mężczyźni poprowadzili Ramonę do strzeżonego wyjścia.

      – Jesteście od Luminariusza? – Wciąż nieufna, próbowała się wyrwać.

      – Tak, wsiadaj, jedziesz z nami. – Joel wskazał jej miejsce w samochodzie.

      – A moi rodzice? – Ramona nadal stawiała opór, szamocząc się.

      – O nic się nie martw, wszystko z nimi w porządku i zostali poinformowani o twoim wyjeździe – zapewnił Piven.

      Ramona zdziwiła się. Jej rodzice na pewno by się nie zgodzili, żeby zabrano ją z koncertu w ten sposób. Przecież to wyglądało na porwanie, a nie na zaproszenie na pogawędkę z Luminariuszem. I dlaczego

      w takim razie odebrano jej komórkę? Nie mogła nawet zadzwonić do rodziców, aby potwierdzić wersję Pivena. Podczas gdy pełna niepokoju i złych przeczuć wsiadała do auta, Piven odszedł nieco na bok, wyciągnął swój telefon i zameldował:

      – Mamy ją!

      – Doskonale – odpowiedział mu głos w słuchawce.

      Ramona obejrzała się. Zebrany na koncercie tłum wraz z Neną śpiewał jeden z jej wielkich, starych przebojów „99 Luftballons”.

      Nikt nie zauważył porwania.

      Rozdział #5

      – Daliśmy się złapać jak głupki – David mruczał z pretensją w głosie.

      – Ale o co ci chodzi? – Harriet była równie rozdrażniona i miała ku temu powody. Od kilkunastu godzin tkwili w zamkniętym pomieszczeniu, gdzieś w rzymskiej bazie Koalicji. Od momentu, gdy Elpidia Winter wtargnęła do katakumb, gdzie spoczywały moduły anteny przesyłowej, położenie przyjaciół wcale się nie zmieniło. Elpidia i Siergiej tryskali radością, gdy odnaleźli moduły, a dzieciaki zostały zapakowane do auta Żukowa i pod silną eskortą odwiezione do bazy, w której miały czekać na Luminariusza. To od jego decyzji teraz zależał ich los.

      – Wiedzieliśmy, jakie ponosimy ryzyko – Harriet kontynuowała zachrypniętym głosem. – Szkoda tylko, że Julia nie ostrzegła nas w porę. – Z wyrzutem spojrzała na siedzącą obok niej Włoszkę.

      – Mówiłam wam przecież, że mnie zaskoczyli – broniła się Paoli. Jej przygaszony wzrok świadczył, że jest jej naprawdę przykro i martwi się tak samo jak pozostali. Siedziała przygarbiona na niewygodnym krzesełku i ze smutkiem wpatrywała się w czubki swoich butów.

      – Wiem, przepraszam. – Harriet zrobiło się żal Julii. – Jestem po prostu zdenerwowana – westchnęła. – Jak myślicie, co z nami teraz zrobią? A z modułami?

      Robert, który dotąd milczał, odwrócił się do Julii.

      – Jakie są szanse na to, że Departament nam pomoże?

      – Naprawdę nie wiem. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Powinni się już zorientować, że wpadliśmy. Nie zostawią nas tutaj, ale to może trochę potrwać.

      – A Stanisław? I twoja babcia? – David z nadzieją zwrócił się do Roberta.

      – Teraz, gdy mają i nas, i moduły, Klub Ogrodnika również stracił wszelkie karty przetargowe – cichym głosem powiedział Robert. – Martwi mnie, że odebrano nam również twardy dysk Frejmana, zanim Hiroki zdążył go odczytać.

      W celi zapadła przygnębiająca, pełna smutku cisza.