Mona Kasten

Feel Again


Скачать книгу

to sobie jeszcze przemyśleć? – zapytałam cicho.

      Profesor spojrzała na mnie badawczo.

      – Wiesz, wielu studentów oddałoby nerkę za taką propozycję. Nie w porządku jest kazać im czekać, skoro nie jesteś w stu procentach pewna.

      Z trudem przełknęłam ślinę.

      Miała rację. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Nie moja wina, że chłopak Amandy to dupek. Było mi jej żal, ale przecież nie zrobiłam tego celowo. I nie pozwolę sobie odebrać takiej okazji. Nikomu.

      – To prawda. Bardzo chętnie zobaczę swoje fotografie na wystawie – powiedziałam i spojrzałam profesor Howard prosto w oczy.

      Odchyliła się i skrzyżowała ręce na piersi. Choć była młodsza niż wszyscy pozostali wykładowcy, z którymi miałam zajęcia, emanowała siłą i autorytetem.

      – Bardzo dobrze. Prześlij mi je do jutra wieczorem i wybierz trzy, które podobają ci się najbardziej. Obejrzę je, a później prześlę do drukarni.

      Skinęłam głową i drżącymi z podniecenia palcami zapisałam notatkę w telefonie. Kilka minut później wykładowczyni ogłosiła krótką przerwę. Od razu wyszłam z sali. Gdy wstawałam, szmery za moimi plecami przybrały na sile i bardzo wyraźnie usłyszałam słowo „szmata”. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz i nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie znajdę się na świeżym powietrzu, jak najdalej od fali niechęci.

      Tak samo jak matka.

      A przecież chciałam tylko spokoju. Nigdy mnie nie obchodziło, co inni sobie o mnie pomyślą. I na pewno teraz nie zacznę dostosowywać się do ich oczekiwań.

      Przez chwilę kręciłam się po kampusie, w końcu zatrzymałam się przy stoisku z lemoniadą. Od razu rozpoznałam stojącego przede mną chłopaka. Nawet gdyby nie zdradziły go śmieszne szelki i okulary, poznałabym go po nerwowych ruchach. I nieśmiałym spojrzeniu.

      Najwyraźniej nie mógł znaleźć portfela. Dziewczyna za ladą nerwowo przestępowała już z nogi na nogę, a biedak jak wariat szukał zguby w kieszeniach materiałowych spodni. Dziewczyna posłała mi przepraszające spojrzenie.

      – Co dla ciebie?

      – Grejpfrut.

      Skinęła głową i odwróciła się, żeby nalać mi lemoniady.

      Isaac chyba w ogóle mnie nie zauważył. Miotał się coraz bardziej nerwowo, na szyi wystąpiły mu czerwone plamy.

      – Przed chwilą jeszcze go miałem, naprawdę – wymamrotał.

      Dziewczyna za ladą postawiła mój kubek obok jego.

      – Wyluzuj. Najwyżej do końca dnia będziesz u mnie zmywał.

      Mrugnęła do niego znacząco i Isaac, o ile to w ogóle możliwe, poczerwieniał jeszcze bardziej. Otworzył szeroko usta, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak nie padło ani jedno słowo. Na jego twarzy malował się grymas przerażenia i wtedy znalazł portfel w tylnej kieszeni spodni. Wyjął go, a sekundę później monety potoczyły się na chodnik.

      Upuścił go. A portfel był otwarty.

      – Cholera – syknął, pochylił się i zaczął zbierać drobne.

      Nie mogłam dłużej bezczynnie obserwować tej katastrofy. Wyjęłam banknot z kieszeni i zapłaciłam za oba napoje. Następnie wzięłam kubki z kontuaru i dotknęłam stopą uda Isaaca. Podniósł wzrok. Robiłam, co w mojej mocy, żeby się nie roześmiać na widok rozpaczy na jego twarzy.

      – Och, hm, cześć – wymamrotał i podrapał się w tył głowy.

      – Idziemy – powiedziałam i wskazałam głową budynek uniwersytetu.

      Szybko pozbierał ostatnie monety z ziemi. Wyprostował się, czerwony jak burak. Podałam mu kubek z lemoniadą. W milczeniu ruszyliśmy przez teren kampusu.

      – Dzięki – mruknął po dłuższej chwili.

      – Wyglądałeś, jakbyś lada chwila miał dostać zawału – odparłam i upiłam łyk lemoniady. Miała nutę goryczy, dokładnie tak, jak lubię. – Musiałam wkroczyć do akcji.

      Zacisnął usta i wbił wzrok w kubek.

      Trąciłam go łokciem w bok, aż w końcu na mnie spojrzał.

      – To był żart, Grancie, Isaacu Grancie.

      Jednak z jego twarzy nie znikał wyraz goryczy i, co dziwne, nagle zapragnęłam coś z tym zrobić. Nie znałam go zbyt dobrze, podczas imprezy Dawn był bardzo wycofany, ale chyba jeszcze nigdy nie widziałam kogoś tak nieśmiałego i zamkniętego w sobie. I tak małomównego. Zastanawiałam się gorączkowo, co powiedzieć, żeby skierować jego myśli na inne tory.

      – Co właściwie studiujesz? – zapytałam w końcu. Wydawał się zdumiony i chyba wdzięczny, o ile właściwie zinterpretowałam wyraz jego twarzy.

      Nie odpowiedział od razu.

      – Wszystko po trochu. Właśnie zacząłem drugi rok i sam jeszcze nie wiem, na czym się skupić.

      – Ile masz lat? – wypytywałam dalej.

      – Dwadzieścia jeden. Zacząłem studia później niż większość, bo po szkole średniej przez pewien czas pracowałem u rodziców.

      – A czym się zajmują?

      Stopniowo rumieniec znikał z jego twarzy i choć nadal wydawał się spięty i tak kurczowo zaciskał dłoń na kubku z lemoniadą, że aż się obawiałam, że lada chwila napój rozleje się na ziemię – chyba jednak trochę się uspokoił. Cieszyłam się, że go spotkałam. Przechadzka z Isaakiem to idealna okazja, żeby nie myśleć, co za chwilę czeka mnie na zajęciach.

      – Mamy farmę.

      Zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam na niego. Patrzyłam na jego czyste, starannie ułożone włosy, na okulary w grubych oprawkach, szare szelki i czyste brązowe półbuty. W życiu nie widziałam kogoś, kto w mniejszym stopniu przypominałby farmera niż Isaac.

      – Jaja sobie ze mnie robisz.

      W jego oczach pojawił się błysk.

      – Skądże.

      Przyglądałam mu się z niedowierzaniem.

      – Ale… Jesteś taki czysty.

      Przez kolejne sekundy przyglądał mi się w milczeniu, a potem odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. Zdążyliśmy już wejść do budynku i jego śmiech niósł się echem po korytarzach. Zauważyłam, że kiedy się śmieje, wcale nie jest sztywny. Nagle stał się całkowitym przeciwieństwem nieszczęśnika, który czerwony jak burak nerwowo zbierał drobne z chodnika.

      Rozkoszowałabym się tą chwilą jeszcze bardziej, gdyby nie to, że Isaac śmiał się ze mnie. Wsunęłam palec pod jego prawą szelkę i pociągnęłam mocno, a potem puściłam, aż z głośnym trzaskiem uderzyła go w klatkę piersiową.

      Isaac sapnął głośno i dotknął bolącego miejsca.

      – Ała.

      – Należało ci się.

      Uśmiechnął się.

      – Pewnie będę miał siniaka, ale było warto. Żałuj, że nie widziałaś swojej miny.

      Żachnęłam się.

      – Wcale nie jesteś taki miły, jak mi się wydawało. I nie uwierzę w ani jedno twoje słowo, dopóki nie zobaczę dowodów rzeczowych.

      Isaac zerknął na zegarek.

      – Następnym razem. Muszę wracać na zajęcia. – Spojrzał w kierunku sali naprzeciwko tej, w której odbywał się mój wykład.

      – Nie ma sprawy – odparłam i z trudem powstrzymałam