Mona Kasten

Feel Again


Скачать книгу

wcale nie wiesz, z kim chcę go wyswatać – zauważyła moja przyjaciółka z wyrzutem w głosie.

      Uniosłam brew.

      – Grace. Madison. Everly.

      Isaac chrząknął.

      Spojrzałam na oboje badawczo.

      – Nie waż się jej odpowiadać – syknęła Dawn.

      – Ale przecież ma rację.

      – Mam siódmy zmysł, jeśli chodzi o takie sprawy. – Wsunęłam w usta porcję makaronu.

      – Chyba szósty?

      – Lepiej nie pytaj – mruknęła Dawn. Oparła podbródek na dłoniach. – Co robię nie tak?

      – Nic – zapewniłam, kiedy już przełknęłam makaron. Wskazałam Isaaca widelcem. – Ty jesteś po prostu za grzeczny.

      – Nie słuchaj jej. Kobieta twoich marzeń jest zapewne gdzieś w pobliżu i już na ciebie czeka – zawołała Dawn, jednak Isaac puścił jej słowa mimo uszu. Odwrócił się z krzesłem w moją stronę.

      – Czy to znaczy, że mam się zachowywać jak łobuz, żeby kogoś wyrwać? – zapytał.

      Jak łobuz. Znowu w duszy przewróciłam oczami. Tylko Isaac użyłby takiego słowa, żeby uniknąć bardziej wulgarnego określenia: dupek.

      Zbyłam go wzruszeniem ramion.

      – To zależy. Jakiej dziewczyny właściwie szukasz?

      Zagryzł dolną wargę.

      – Szczerze mówiąc, w tej chwili jest mi to obojętne. Chciałbym się po prostu z kimś umówić, chociaż na jedną randkę. – Poczerwieniał jak burak, ale cały czas patrzył mi w oczy.

      – Więc przede wszystkim musisz okazywać więcej pewności siebie – odparłam. – I trochę zmienić wygląd.

      – A co jest nie tak z moim wyglądem? – zapytał i wydawał się autentycznie zainteresowany.

      Wzruszyłam ramionami.

      – Teoretycznie nic. Jeżeli komuś podobają się superpoprawni nerdowie. Zobacz, nawet najmniejszy włosek nie ma prawa wysunąć ci się z fryzury. Na pewno są dziewczyny, które to kręci, ale większość od pierwszej chwili jest onieśmielona.

      – Hm. – Isaac spojrzał na swoją koszulę i w zadumie dotknął muszki pod szyją. Tego dnia założył turkusową.

      – Jestem w stanie w ciągu miesiąca zrobić z ciebie prawdziwego bad boya, za którym obejrzy się każda dziewczyna – rzuciłam od niechcenia.

      – Naprawdę?

      Potwierdziłam ruchem głowy.

      – Naprawdę. Przecież podstawy już masz.

      Uśmiechnął się nagle.

      I wtedy zaskoczyłam.

      Przed moimi oczami stanął obraz, a właściwie dwa. Na jednym Isaac, taki, jakim widziałam go teraz, w okularach, z muchą i starannie wycyzelowaną fryzurą. I drugi, czarno-biały, a na nim zupełnie inne oblicze Isaaca: z rozczochranymi włosami, rozluźniony, pewny siebie, z dziewczyną w objęciach. Albo dwiema.

      Przed i po. Transformacja Isaaca Granta.

      Idealny temat pracy dyplomowej.

      – No i co się tak na siebie gapicie? – zapytała Dawn.

      – Mam dla ciebie propozycję – zaczęłam.

      – Zamieniam się w słuch.

      Pochyliłam się, oparłam łokciami na kolanach i zajrzałam mu w oczy.

      – Zrobię z ciebie prawdziwego bad boya i pomogę ci umówić się na randkę z każdą dziewczyną, którą sobie wybierzesz. W zamian za to uwiecznię twoją transformację na zdjęciach. To będzie mój projekt dyplomowy.

      Przez dłuższą chwilę przyglądał mi się intensywnie, jakby szukał ukrytych haczyków.

      – Mówisz poważnie? – odezwał się w końcu.

      – Isaac, nie musisz się zmieniać, tylko po to, żeby… – Kątem oka widziałam, że Dawn wykonuje rękami dziwne ruchy, jednak nie mogłam oderwać wzroku od brązowo-zielonego spojrzenia Isaaca.

      – A jeżeli ja chcę się zmienić? – zapytał cicho.

      Choć pytanie było skierowane do Dawn, odpowiedziałam na nie ja.

      – Czyli mamy umowę.

      Wyciągnęłam rękę. Sekundę później Isaac odwzajemnił mój gest. Przypomniało mi się, że niecały tydzień wcześniej też ściskaliśmy sobie dłonie; jego skóra była wtedy zimna i lepka. Teraz była przyjemnie ciepła. Musnęłam kciukiem grzbiet jego dłoni.

      W oczach Isaaca coś błysnęło.

      Czeka nas niezła zabawa, Isaacu Teodorze.

      Dawn westchnęła dramatycznie.

      – O Boże, co ja znowu narobiłam.

      6

      – Nie patrz na mnie. Udawaj, że mnie nie ma – instruowałam skupiona. Zrobiłam krok w jego stronę i kucnęłam. Właściwie do tych zdjęć przydałaby mi się asystentka, ktoś, kto pomagałby przy oświetleniu i dopilnował, żeby źródło światła nie odbijało się w okularach Isaaca. Ale i tak dam sobie radę.

      Pod warunkiem, że uda mi się ogarnąć ekscytację Isaaca.

      – Denerwuję się przez ciebie – mruknął i odruchowo spojrzał na mnie, prosto w obiektyw.

      – Patrz na monitor – poleciłam.

      Z westchnieniem spełnił moją prośbę.

      Początkowo celem tej sesji było pokazać Isaaca takim, jaki był przed transformacją – nieśmiałego, zamkniętego w sobie, samotnika. Jednak zdjęcia miały wyglądać naturalnie i lekko. Jak urywki codzienności. Nie powinny emanować przejęciem, bo Sawyer mnie fotografuje.

      Ponownie wcisnęłam przycisk migawki. Isaac drgnął.

      – Dobra, w ten sposób daleko nie zajdziemy – mruknęłam. Zdjęłam aparat ze statywu i podeszłam do biurka Isaaca.

      Mało brakowało, a z przerażenia chłopak spadłby z krzesła, kiedy po południu zjawiłam się u niego w pracy i skierowałam na niego obiektyw. Jego szef jak zwykle siedział w dziale telewizyjnym i oglądał film, i nawet nie zauważył, kiedy minęłam go i poszłam na zaplecze. Bardzo mi zależało, żeby zaskoczyć Isaaca i dlatego nie zapowiedziałam mojej wizyty. Gdyby wcześniej godzinami szykował się na to spotkanie, zapewne byłby jeszcze bardziej sztywny. Chociaż szczerze mówiąc, wątpię, czy to w ogóle możliwe.

      Albo może po prostu ciągle był w szoku, że traktowałam naszą umowę poważnie.

      – Miałem cię uprzedzić. Nie jestem fotogeniczny – wymamrotał.

      – To akurat nieprawda – zapewniłam, pochyliłam się nad nim i włączyłam komputer. – Słuchaj, nie masz tu nic do roboty?

      Bezradnie wzruszył ramionami.

      Rozejrzałam się po pokoju. Podeszłam do okna i usiłowałam choć odrobinę rozsunąć grube brązowe zasłony. Otoczył mnie tuman kurzu. Zaniosłam się kaszlem.

      – Od wieków tu nie sprzątałem, przepraszam. – Isaac podszedł do mnie i rozsunął je.

      – A co, jesteś też sprzątaczką Wesleya? – wykrztusiłam.

      Podał mi butelkę wody.

      – Czasami.

      Upiłam spory łyk i odstawiłam butelkę na biurko.

      – On