Mona Kasten

Feel Again


Скачать книгу

Riley.

      Ponieważ nie mogłam oderwać wzroku od dłoni Riley, tylko skinęłam głową, nie odwracając się.

      – Moje gratulacje – ochryple powtórzyłam za Dawn i czułam, jak słowa stają mi w gardle.

      Riley to wszystko, co miałam. Jedyna osoba na świecie, która mnie zna i rozumie. Która wie, dlaczego jestem taka, a nie inna. Której ufałam.

      Bez Riley byłabym sama jak palec.

      Czułam, jak narasta we mnie panika, jak stara się przebić na powierzchnię.

      Musiałam zmienić temat, i to szybko.

      Odchrząknęłam.

      – Wymyśliłam wreszcie, jak będzie wyglądać moja praca dyplomowa. – Spojrzałam na siostrę ze sztucznym uśmiechem na ustach.

      Riley zdumiona zmarszczyła czoło. Widziałam zawód w jej oczach, ale uparcie paplałam dalej.

      – Poznałam tego kolesia, meganerda, który nie potrafi wyrwać laski nawet na jedną randkę. Zrobię z niego prawdziwego bad boya i zarazem udokumentuję tę przemianę na zdjęciach. O, a mówiłam ci, że profesor Howard wystawi mój cykl Dzień po?

      Riley przez dłuższą chwilę przyglądała mi się w milczeniu, potem zamknęła na chwilę oczy, przełknęła z trudem i głęboko zaczerpnęła tchu.

      – Nie, nie mówiłaś. Super. – Jej uśmiech był równie fałszywy jak mój.

      – Moje fotografie do końca przyszłego tygodnia będą wisiały na uniwersyteckich korytarzach – opowiadałam, rozpaczliwie starając się przeczekać tę trudną chwilę i wypełnić ciszę między nami.

      Moja siostra wkrótce będzie miała własną rodzinę. Rodzinę, której ja nie będę częścią.

      – Fantastycznie.

      – Tak. – Odchrząknęłam, nerwowo bawiąc się rogiem poduszki. – Co słychać w klinice?

      – Dobrze, jak zawsze.

      – Czyli wszystko się układa – szepnęłam.

      – Tak.

      Odruchowo dotknęłam medalionu, który nosiłam na łańcuszku na szyi. Ilekroć go dotykałam, ogarniało mnie przyjemne uczucie, jakbym wracała do domu. Niósł ukojenie. Riley podążyła wzrokiem za moją dłonią i z trudem przełknęła ślinę.

      – Ciekawe, co powiedzieliby rodzice? – zapytała ledwo słyszalnym głosem, jakby sama się nad tym zastanawiała.

      Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

* * *

      Późnym popołudniem Riley ruszyła w drogę powrotną, bo musiała stawić się w klinice weterynaryjnej na poranną zmianę. Przez cały czas konsekwentnie unikałyśmy tematu jej zaręczyn, choć był jak biały słoń i zerkał na nas z każdego rogu pokoju. Kilka razy zapanowała między nami niezręczna cisza, a Riley miała taką minę, jakby chciała coś powiedzieć, ale wtedy szybko znowu zaczynałam paplać.

      Kiedy w końcu pojechała, jeszcze długo leżałam na łóżku ze wzrokiem wbitym w sufit. Starałam się o niczym nie myśleć, a przede wszystkim niczego nie czuć. Jednak myśli nie dawały mi spokoju. Nagle wydawało mi się, że nie jestem w stanie oddychać.

      Wstałam więc, wzięłam aparat i wyszłam z akademika. Przyroda Woodshill zawsze pozwalała mi się uspokoić. Isaac wysłał mi swój adres, mieszkał tylko dwadzieścia minut ode mnie, ruszyłam więc nieśpiesznie i robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby się uspokoić i opanować myśli.

      Chciałam się cieszyć szczęściem Riley, naprawdę. Przecież zależało mi na tym, żeby była szczęśliwa i żeby wszystko jej się ułożyło. Ale sama myśl, że nie będę miała jej już tylko dla siebie, że stracę ją na rzecz kogoś innego, łamała mi serce.

      Razem przeżyłyśmy makabryczne dzieciństwo i młodość. Zawsze mi się wydawało, że to, co nas spotkało, połączyło nas i sprawiło, że rozumiałyśmy się lepiej, niż ktokolwiek inny mógłby nas zrozumieć. Ale nagle poczułam, że dzieli nas ogromny dystans. Dystans, którego nie będę w stanie pokonać, bo życie mojej siostry z dnia na dzień będzie zupełnie inne niż moje. Nigdy w życiu nie dotrę do tego punktu, w którym ona jest już teraz. Zaufać komuś? Pokochać? Dopuścić kogoś na tyle blisko, żeby o wszystkim mu powiedzieć? I do tego jeszcze przysiąc, że spędzi się razem resztę życia? Nigdy nie będę do tego zdolna. Byłam o tym święcie przekonana.

      Nie angażowałam się w związki. Jedyne, na co sobie pozwalałam i co lubiłam, to seks, nic więcej. Nigdy nawet nie przeszło mi przez głowę, że moje zachowanie jest nienormalne; przecież Riley postępowała podobnie. Nawet kiedy przed ponad trzema laty poznała Morgana, opowiadała mi, że bardzo ciężko było jej się przed nim otworzyć i że nie sądziła, że zrodzi się z tego trwały związek.

      Właściwie sama nie wiedziałam, kiedy to się zmieniło. A może po prostu nie chciałam tego zauważyć.

      Teraz była zaręczona. Ona naprawdę wyjdzie za Morgana i założy z nim rodzinę. A ja na zawsze zostanę jej młodszą rąbniętą siostrą, której nic się nie udaje i która wiecznie pakuje się w kłopoty. Jak zawsze.

      Najchętniej skierowałabym się do swojej ulubionej knajpy, w której właściciel wiedział, że nie skończyłam jeszcze dwudziestu jeden lat, a mimo tego serwował mi wszystko, na co miałam ochotę. Zanim jednak skręciłam w wąską uliczkę, wyrósł przede mną blok, w którym mieszkał Isaac, i w ostatniej chwili się powstrzymałam. Miałam projekt, nad którym musiałam popracować, a teraz właśnie tego było mi potrzeba.

      Nacisnęłam guzik dzwonka, przy którym widniało nazwisko Isaaca i jego współlokatora. Ledwie rozległ się dźwięk otwieranego domofonu, weszłam do holu. I na pierwsze piętro, gdzie uchyliły się drzwi i w progu mieszkania Isaaca stanął przystojny brunet z brodą.

      – Sawyer, tak? – Otworzył drzwi na oścież i wyciągnął rękę. – Granta jeszcze nie ma, ale możesz na niego poczekać. Jestem Gian.

      – Cześć. – Uścisnęłam mu dłoń.

      W przeciwieństwie do Isaaca, Gian, w zwyczajnym T-shircie i dżinsach, na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem normalnie. Kiedy jednak go minęłam i weszłam do mieszkania chłopaków, od razu do mnie dotarło, że jest co najmniej takim samym nerdem jak Isaac, skoro tu mieszkał. Abstrahując od wycieraczki, na której widniał napis: „Witajcie, mugole”, w wąskim przedpokoju wisiały dwa oprawione plakaty z The Legend of Zelda. W salonie powitały mnie niezliczone figurki superbohaterów na drewnianym regale, a w kącie stał naturalnej wielkości Darth Vader, który kartonowym ramieniem obejmował równie kartonowego Bilbo Bagginsa.

      Gian wskazał groszkowy fotel przy kanapie, który wyglądał jak gruby turkusowy Pokemon.

      – Siadaj. Napijesz się czegoś?

      – Bardzo chętnie. – Usiadłam z pewnym wahaniem i z najwyższym trudem powstrzymałam okrzyk zdumienia. Miałam wrażenie, że pochłania mnie gigantyczna mięciutka pianka. Cudowne uczucie.

      – Właściwie Isaac powinien był wrócić już ponad dwie godziny temu – zauważył Gian, kiedy podał mi puszkę coli i sam usiadł na wielkiej brązowej sofie. Wyciągnął długie nogi i skrzyżował je na niskim stoliku.

      – Pewnie szef kazał mu zostać po godzinach. Cholerny dupek – zauważyłam.

      Gian energicznie pokiwał głową.

      – Właśnie! Od tygodni powtarzam mu, że powinien zrezygnować.

      Rozmowa z Gianem okazała się zadziwiająco łatwa. Nie miał żadnych kompleksów i paplał właściwie bezustannie, co wynikało zapewne z tego, że ani go nie onieśmielałam, ani nie planował zaciągnąć mnie do łóżka, a to były najczęstsze reakcje, jakie wywoływałam