Mona Kasten

Feel Again


Скачать книгу

uśmiechnął się szeroko.

      – Lekcja zaliczona?

      Uniosłam brwi.

      – Pierwszy punkt pierwszej lekcji, owszem. Teraz punkt drugi: flirt słowny.

      – Rewelacja, po prostu rewelacja. Mówiłem wam już, że jestem zachwycony waszym projektem? – zapytał Gian.

      – Fantastycznie, w takim razie pokażesz mu, jak się flirtuje, skoro taki z ciebie mistrz – zaproponowałam i wskazałam Isaaca ręką.

      Gian bezradnie rozłożył ręce.

      – Może lepiej nie.

      Ponownie skoncentrowałam się na Isaacu.

      – Kiedy chcesz poderwać dziewczynę, najpierw zapytaj, jak ma na imię. Możesz spokojnie zacząć tak: „Cześć, jestem Isaac, a ty…?”. Czy coś w tym stylu. Kiedy odpowie: „Jestem bla, bla”, mówisz: „Blabla. Uwielbiam to imię”. Dziewczynie to pochlebi. Voilà, pierwszy krok już za tobą.

      Kąciki jego ust drgnęły w uśmiechu.

      – Chyba dam sobie radę.

      – A co, jeśli ma jakieś koszmarne imię? – wtrącił się Gian. – Wtedy za żadne skarby nie powiem tego z poważną miną. Wyobraź sobie, że ma na imię Apple Blue Flower czy coś takiego. Taki komplement w życiu nie przejdzie mi przez gardło.

      Isaac parsknął śmiechem. Ja puściłam słowa Giana mimo uszu i tylko przewróciłam oczami.

      – Kolejny etap to nawiązanie rozmowy.

      Isaac natychmiast spoważniał.

      – Zdaj się na sytuację. Jeżeli poznajesz ją w kawiarni, rzuć jakąś uwagę na temat dobrej kawy, którą tu podają. Jeżeli rzecz dzieje się na imprezie, powiedz coś o muzyce albo innych gościach. Na wykładzie skomentuj zachowanie wykładowcy albo temat zajęć.

      – W twoich ustach to wszystko brzmi tak łatwo. Zazwyczaj to nie tematu do rozmowy mi brakuje.

      Skinęłam głową.

      – Tylko odwagi, tak, wiem. Ale to naprawdę nie jest takie trudne, a zresztą, co takiego może się stać? Szybko się zorientujesz, czy jest tobą zainteresowana, czy nie. Najważniejsze, żebyś zdobył się na odwagę i spróbował.

      Isaac przytaknął.

      – Z czasem na pewno nabierzesz większej pewności siebie. Kiedy już zaczniecie rozmawiać i zorientujesz się, że wszystko idzie dobrze, możesz spokojnie zacząć ją dotykać. Nie obmacywać. – Łypnęłam znacząco na Giana. – Delikatnie dotykać, jej barku czy ręki. To niewinne gesty, ale jednocześnie dają jasno do zrozumienia, o co ci chodzi.

      – Jasne. – Isaac miał taką minę, jakby każde moje słowo zapisywał w pamięci.

      – Teraz to poćwiczymy – zdecydowałam.

      – Będę wam potrzebny? – wtrącił się Gian.

      Pokręciłam przecząco głową.

      – Bogu dzięki – sapnął z ulgą. – Muszę do kibla.

      Nie zwracałam na niego uwagi.

      – No dobrze. – Spojrzałam na Isaaca. – Jesteśmy na imprezie. Siedzę tutaj, rozglądam się wokół i nie mam z kim porozmawiać i wtedy zjawiasz się ty.

      Z trudem przełknął ślinę.

      – Jasne.

      Odczekałam chwilę, ale nic nie zrobił. Cały czas się tylko na mnie gapił.

      – Uśmiech – przypomniałam.

      – A, to już!

      Z westchnieniem ukryłam twarz w dłoniach. Kiedy ponownie spojrzałam na Isaaca, miał taką minę, jakby nagle obudziła się w nim ambicja. Odchrząknął i otrzepał dłonie. A potem wstał, pokonał pokój kilkoma krokami, odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął tak, jak go uczyłam. Zbliżał się do mnie powoli. Zaskoczona nagłą zmianą w jego zachowaniu, patrzyłam na niego bez słowa, kiedy siadał koło mnie na kanapie.

      – Cześć, jestem Isaac. – Kąciki jego ust drgnęły. Wyciągnął do mnie rękę. – A ty?

      Ujęłam jego dłoń. Uścisnął moją i delikatnie przesunął kciukiem po jej grzbiecie, tak samo jak ja, kiedy dobijaliśmy targu. Sprytna bestia.

      – Apple Bloom Flower, ale przyjaciele mówią na mnie Blue – odparłam.

      Sporo wysiłku go kosztowało, żeby się nie roześmiać, ale zdołał nad sobą zapanować.

      – Blue, jakie piękne imię. – Jeszcze chwilę przytrzymał moją dłoń, a potem ją puścił. – Beznadziejna ta impreza, prawda?

      Wzruszyłam ramionami.

      – Szczerze mówiąc, spodziewałam się, że będzie więcej ludzi.

      – Ja też… Ale wiesz co, Blue? – Uśmiechnął się znowu i pochylił odrobinę w moim kierunku. Dotknął mojego barku, delikatnie, przelotnie. – Ten wieczór już mi się wydaje o wiele fajniejszy niż jeszcze kilka minut temu.

      A ja… Zaniemówiłam.

      Zaledwie parę chwil temu nie był w stanie wykrztusić słowa i mało brakowało, a spadłby z kanapy, gdy trąciłam go stopą. Najwyraźniej obudziłam w nim ambicję i nagle zaskoczył.

      Odchrząknął.

      – Też tak uważam.

      Isaac uśmiechał się coraz szerzej. Przyglądał mi się intensywnie, niemal intymnie, pochłaniał mnie wzrokiem.

      Absolutnie nie spodziewałam się fali gorąca, która mnie oblała. Gapiłam się na niego.

      A on patrzył na moje usta.

      – Co mnie ominęło?

      Głos Giana ściągnął mnie na ziemię. Odsunęłam się odrobinę.

      – Wiesz co? Po czymś takim dałabym ci nie tylko swój numer telefonu – rzuciłam z wystudiowaną lekkością.

      Isaac promieniał, co było tym słodsze, że jednocześnie był czerwony jak burak. Z tym zakłopotanym Isaakiem radziłam sobie o wiele lepiej niż z uwodzicielem sprzed chwili.

      – Poszło całkiem nieźle. Lekcja pierwsza zakończona. Teraz możemy dalej zająć się twoją garderobą.

      Sądząc po minie Isaaca, nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać. Opadł z powrotem na poduszki, a Gian szedł w stronę kanapy i chwalił go na całe gardło:

      – Świetna robota, stary. Za kilka tygodni będzie z ciebie prawdziwy Casanova.

      Wstałam. Alkohol dawał o sobie znać, musiałam na chwilę oprzeć się o ścianę, żeby zachować równowagę. Nic dziwnego, że Isaacowi udało się zbić mnie z pantałyku.

      Wróciłam do jego pokoju i ściągnęłam marynarkę. Wylądowała na stercie rzeczy do oddania, natomiast czapeczka wróciła do pozostałych kostiumów. Wyjęłam z szafy kolejną sztukę odzieży, założyłam ją na dżinsy i koszulkę i krokiem modelki wróciłam do saloniku. Zatrzymałam się przed Isaakiem i Gianem, obróciłam wokół własnej osi i oparłam dłoń na biodrze.

      Gian ryknął śmiechem na całe gardło.

      Isaac z westchnieniem ukrył twarz w dłoniach.

      – Do śmieci, prawda? – zapytałam.

      Isaac wyprostował się gwałtownie.

      – A jeśli jeszcze będą mi potrzebne?

      – Człowieku, to są żółte szelki! Żółte szelki w łosie! – sapnęłam oburzona. – Nie masz sześciu lat, tylko dwadzieścia jeden, i nie jesteś ani klaunem, ani przedszkolanką.