Arnold Schwarzenegger

Pamięć absolutna. Nieprawdopodobnie prawdziwa historia mojego życia


Скачать книгу

aktor i okazało się, że ma jeszcze większe kłopoty niż ja z zapamiętaniem swoich kwestii. W piątek wreszcie oznajmili:

      – W poniedziałek kręcimy na żywo.

      Czułem, że jestem przygotowany, więc powiedziałem, że to wspaniale.

      W poniedziałek czekałem za kulisami z kilkoma innymi aktorami. Wreszcie przyszedł ktoś, kto poinformował:

      – Plan gotowy.

      Zaprowadzili mnie za scenę, pod drzwi, przez które miałem wejść.

      – Proszę tu stać, a kiedy zapali się zielone światełko, zadzwoni pan do drzwi i zacznie grać, tak jak to ćwiczyliśmy.

      Czekałem więc, trzymając za uchwyt łóżko do masażu. Byłem ubrany w szorty, tenisówki i kurtkę, którą miałem zdjąć, odsłaniając wyciętą koszulkę bez rękawów i mięśnie, napompowane i posmarowane olejkiem.

      Zaświeciła się zielona lampka, więc zadzwoniłem do drzwi i Lucy je otworzyła. Wszedłem na plan i wypowiedziałem swoją pierwszą kwestię:

      – Jestem Rico.

      Nagle rozległy się śmiechy i oklaski.

      Tego nie ćwiczyliśmy. Nie miałem pojęcia, że „kręcenie na żywo” oznacza w tym przypadku nagrywanie przez trzy kamery wideo i obecność publiczności w studiu. Nigdy wcześniej nie słyszałem tego wyrażenia – bo gdzie miałem słyszeć, ja, kulturysta, który nigdy wcześniej nie był w telewizji? Tymczasem Lucy grała swoją postać. Jako Norma wpatrywała się jak zahipnotyzowana w moje potężne nogi i wywołała śmiech, mówiąc: „A t-tak… eee… proszę wejść… Och, już pan jest”, i obiegając mnie, żeby zamknąć drzwi.

      Następnie miałem powiedzieć: „Gdzie to będziemy robili, tu czy w sypialni?”.

      Stałem jednak jak skamieniały, trzymając łóżko do masażu, patrząc na światła i słuchając śmiechu i oklasków setek ludzi siedzących w rzędach na widowni aż po sufit.

      Lucy jako profesjonalistka zorientowała się, co się dzieje, i zaimprowizowała:

      – Nie stój tak i nie gap się na obrazy! Przyszedłeś zrobić mi masaż… no nie?

      Wtedy przypomniałem sobie następną kwestię i od tego momentu wszystko szło już gładko. Przez cały czas rozlegały się oklaski.

      Lucy była bardzo dobrą aktorką i czułem się tak, jakbym po prostu odpowiadał na jej pytania, wcale nie miałem wrażenia, że gram. To była dla mnie prawdziwa lekcja i to ja powinienem był im zapłacić, a nie oni mnie. Lucy jak mama śledziła potem moją karierę przez wiele lat. Chociaż miała opinię twardej, dla mnie zawsze była bardzo miła i gdy tylko na ekrany wchodził jakiś mój nowy film, pisała do mnie list z wyrazami uznania. Spotykałem ją często na imprezach dla celebrytów, a wtedy zawsze ściskała mnie serdecznie i od razu uderzała w poważny ton:

      – Ręczę za tego człowieka. Zostanie wielkim gwiazdorem.

      Lucy dała mi także radę dotyczącą Hollywood:

      – Pamiętaj, kiedy mówią „nie”, ty słyszysz „tak” i odpowiednio reagujesz. Jeśli ktoś ci mówi: „Nie możemy zrobić tego filmu”, ściskasz go i odpowiadasz: „Dzięki, że we mnie wierzysz”.

***

      Musiałem uważać, żeby moje przygody z telewizją nie przeszkodziły mi w treningach. W lipcu Franco i ja zaczęliśmy ćwiczyć dwa razy dziennie, żeby przygotować się do jesiennych zawodów. Broniłem tytułu Mister Olympia czwarty rok z rzędu, lecz pod wieloma względami było to dalekie od rutyny. Po raz pierwszy turniej miał się odbyć w Madison Square Garden, najpopularniejszej nowojorskiej hali widowiskowej, w której organizowano koncerty rockowe i imprezy sportowe. To prawda, nasze zawody odbywały się w Felt Forum, liczącym cztery tysiące pięćset miejsc, a nie na arenie, mieszczącej dwadzieścia jeden tysięcy osób. Ale mimo to do Madison Square Garden przychodziło się, żeby oglądać Muhammada Alego i Joego Fraziera, walczących ze sobą po raz pierwszy, czy Wilta Chamberlaina i Willisa Reeda. Albo posłuchać Franka Sinatry i Rolling Stonesów. Rozgrywano tam mistrzostwa i większe turnieje sportów uczelnianych.

      Tak więc kulturystyka robiła duży krok do przodu. Ludzie widzieli mnie w telewizji, miała się ukazać książka Pumping Iron. I dzięki niestrudzonym wysiłkom George’a Butlera wokół zawodów Mister Olympia 1974 powstał taki szum, jak nigdy wcześniej. Znajoma Charlesa Gainesa, Delfina Rattazzi, dziedziczka fortuny Fiata i późniejsza asystentka Jacqueline Kennedy-Onassis w wydawnictwie Viking Press, miała po zawodach wydać w swoim mieszkaniu przyjęcie dla ludzi związanych z książką. Zaprosiła dziesiątki modnych, popularnych osób, które kiedyś kręciły nosem na kulturystykę. Nie miałem pojęcia, do czego to wszystko prowadzi, ale wiedziałem, że muszę być w szczytowej formie.

      Dziennikarze czasopism Joego Weidera wręcz wychodzili ze skóry, żeby podkręcić zainteresowanie tym wydarzeniem. Nazywali je „superpucharem kulturystyki”. Miejsce zawodów określali jako „współczesne rzymskie Koloseum”. Zawodnicy byli „gladiatorami w śmiertelnej walce na mięśnie”, a sam turniej – „wielką wojną kulturystyczną siedemdziesiątego czwartego roku” i „starciem tytanów”.

      Największe zainteresowanie budził tamtego roku nowy wunderkind kulturystyki, Lou Ferrigno, olbrzym z Brooklynu, mający sto dziewięćdziesiąt sześć centymetrów wzrostu i ważący sto dwadzieścia kilogramów. Skończył dopiero dwadzieścia dwa lata i z każdym rokiem był coraz lepszy. W 1973 roku zwyciężył w zawodach Mister America i Mister Universe, a teraz trenował, żeby strącić mnie z podium jako Mister Olympia. W mediach ochrzczono go nowym Arnoldem. Miał wspaniałą sylwetkę, szerokie ramiona, niewiarygodne mięśnie brzucha, potencjał nie z tego świata i tylko jeden cel: trenować i wygrywać. Mówiąc dokładnie, Lou trenował sześć godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu – nawet moje ciało nie mogło tyle wytrzymać. Uwielbiałem pozycję mistrza, ale czego jeszcze mogłem dowieść po zdobyciu tytułu Mister Olympia cztery lata z rzędu? Poza tym moje interesy się rozrastały i może należało skupić się na karierze w Hollywood? Przygotowując się do zawodów w Nowym Jorku, postanowiłem, że wystąpię w nich po raz ostatni.

      Ferrigno wygrał turniej Mister International, który organizowaliśmy z Frankiem w Los Angeles. Był potężnie i symetrycznie zbudowany, i gdybym był sędzią, też bym na niego głosował, mimo że jego ciało było wciąż niezdefiniowane – tak jak moje, gdy przyjechałem do Ameryki – a pozy wymagały dopracowania. Gdyby to było moje ciało, mógłbym ukształtować je w ciągu miesiąca i pobić wszystkich – łącznie ze mną samym. Lubiłem Lou, miłego, spokojnego faceta z sympatycznej, ciężko pracującej rodziny. Był częściowo głuchy od dzieciństwa i w okresie dorastania dużo przeszedł. Zarabiał na życie jako blacharz i trenował pod okiem ojca, nowojorskiego policjanta w randze porucznika, który dawał mu w kość. Widziałem, że kulturystyka jest dla Lou źródłem wielkiej dumy. Dzięki niej stał się kimś. Podobało mi się, że facet pokonuje wszystkie przeszkody. Wiedziałem, jaki musi mieć stosunek do mnie. Jako nastolatek był moim fanem i widział we mnie kogoś takiego jak ja w Sergiu Olivie: jako mistrz musiał w końcu mnie pokonać.

      Moim zdaniem jednak nie był jeszcze na to gotowy. To nie miał być jego rok. Trenowałem więc dyskretnie, zachowywałem się powściągliwie i nie przejmowałem się, gdy ludzie mówili:

      – Arnoldzie, musisz uważać. Jeśli sędziowie szukają nowych twarzy…

      Albo:

      – Może Weider sądzi, że jesteś zbyt niezależny? Może chce mieć nową gwiazdę?

      Lou zjawił się w Nowym Jorku kilka dni przed turniejem, obroniwszy tytuł Mister Universe w Weronie. Jego ojciec chwalił się w wywiadach prasowych, że teraz,