Arnold Schwarzenegger

Pamięć absolutna. Nieprawdopodobnie prawdziwa historia mojego życia


Скачать книгу

okazję.

      Liczby związane z nieruchomościami naprawdę do mnie przemawiały. Oglądałem budynek i zadawałem pytania, jaka jest jego powierzchnia, ile wynosi wskaźnik niewykorzystania pomieszczeń, jaki byłby koszt obsługi w przeliczeniu na metr kwadratowy, a potem szybko obliczałem w głowie, jaką wielokrotność wszystkich kosztów mógłbym zaoferować, żeby potem spłacić kredyt z czynszów. Agent sprzedający budynek patrzył na mnie dziwnie, jakby mówił: „Jak on to wyliczył?”.

      Miałem talent, i już. Wyjmowałem ołówek i mówiłem:

      – Nie mogę dać więcej niż dziesięć razy koszty brutto, bo sądzę, że średnia wydatków na utrzymanie takiego budynku wynosi pięć procent i muszę to uwzględnić. A ponieważ stopa procentowa osiąga obecnie sześć koma jeden procent, kredyt będzie kosztował tyle a tyle rocznie.

      I spisywałem to wszystko agentowi.

      Wtedy on – albo ona – próbował protestować:

      – Hm, ma pan rację, ale proszę nie zapominać, że wartość nieruchomości będzie rosła. Więc może na początek będzie pan musiał wyłożyć trochę własnych pieniędzy. Już na koniec dnia jednak cena budynku będzie wyższa.

      – Rozumiem – odpowiadałem – ale z zasady nie daję więcej niż koszty razy dziesięć. Jeśli wartość budynku w przyszłości wzrośnie, to będzie mój zysk.

      Ciekawe okazje zaczęły się pojawiać po nałożeniu w 1973 roku embarga państw arabskich na ropę naftową, gdy zaczęła się recesja. Olga dzwoniła wtedy do mnie i mówiła:

      – Ten klient ma kłopoty finansowe.

      Albo:

      – Naprawdę działają ekspansywnie, chyba powinieneś szybko złożyć ofertę.

      Na początku 1974 roku znalazła budynek z sześcioma lokalami przy Dziewiętnastej Ulicy, po północnej stronie Wilshire, tej atrakcyjniejszej. Właściciele chcieli go szybko sprzedać, bo kupili większą nieruchomość. Jeszcze lepiej – zawarli tak korzystną umowę, że gotowi byli zejść z ceny.

      Ten dom kosztował mnie dwieście piętnaście tysięcy dolarów. Wyłożyłem wszystkie oszczędności – dwadzieścia siedem tysięcy – i jeszcze pożyczyłem dziesięć tysięcy od Joego Weidera, żeby wpłacić zaliczkę. Budynek nie prezentował się nadzwyczajnie: była to solidna dwupiętrowa konstrukcja z początku lat pięćdziesiątych z drewna i cegły. Ale gdy tylko się do niego wprowadziliśmy, poczułem się w nim doskonale. Stał w ładnej okolicy, a mieszkania były przestronne i dobrze utrzymane. Moje, naprawdę wielkie, miało dwieście dwadzieścia trzy metry kwadratowe, balkon od frontu, garaż na dwa samochody i małe patio na tyłach. Korzystne było także co innego: pozostałe mieszkania wynajmowałem ludziom z przemysłu rozrywkowego. Aktorzy, których spotykałem w siłowni, stale szukali jakiegoś kąta, więc w końcu w budynku mieszkało czterech przedstawicieli tej profesji. W ten sposób nawiązywałem kontakty w biznesie, do którego chciałem się dostać. A co najlepsze, wyprowadziłem się z mieszkania, za które płaciłem tysiąc trzysta miesięcznie, i wprowadziłem do takiego, które samo się finansowało, od pierwszego dnia, tak jak to zaplanowałem.

      Mój stary kumpel, Artie Zeller, był w szoku, gdy zobaczył, że podpisuję umowę na dwieście piętnaście tysięcy dolców. Potem przez długi czas mówił, że trzeba było mieć jaja, aby się na coś takiego odważyć. Nie mógł mnie zrozumieć, bo unikał w życiu wszelkiego ryzyka.

      – Jak możesz wytrzymać taką presję? Teraz będziesz musiał wynająć te pięć pozostałych mieszkań i ściągać czynsz. A jeśli coś pójdzie nie tak?

      Widział tylko problemy: to może być straszne, lokatorzy będą hałasowali, a jeśli któryś wróci do domu pijany? A jeśli się poślizgnie i zostanę pozwany do sądu?

      – Wiesz, jak wyglądają w Ameryce sprawy o odszkodowanie!

      – I tak dalej.

      Mimowolnie zaczynałem go słuchać.

      – Artie, prawie udało ci się napędzić mi strachu. – Śmiałem się.

      – Nie mów mi już takich rzeczy. Wolę tkwić w błogiej nieświadomości i biec przed siebie jak szczeniak. Jeśli natknę się na jakiś problem, to wtedy się zastanowię, jak go rozwiązać. Nie chcę się martwić na zapas.

      Często łatwiej podjąć jakąś decyzję, jeśli nie wie się zbyt wiele, bo inaczej człowiek za dużo myśli. Wiedza paraliżuje. Wtedy całe przedsięwzięcie przypomina pole minowe.

      To samo zauważyłem w college’u. Nasz nauczyciel ekonomii skończył dwa fakultety, a jeździł volkswagenem beetle. Ja już od dawna miałem lepsze wozy. Mówiłem sobie: „Wiedza to nie wszystko, bo, jak widać, ten facet nie zarabia wystarczająco dużo forsy, by kupić sobie lepszy samochód. A przecież powinien jeździć mercedesem”.

      ROZDZIAŁ 9

      Największy pokaz mięśni w dziejach

      Jako Mister Olympia byłem trzykrotnym zwycięzcą mistrzostw świata, o których nie słyszało dziewięćdziesiąt dziewięć procent Amerykanów. Kulturystyka wciąż była nieznaną dziedziną sportu. Gdyby spytać przeciętnego Amerykanina o kulturystów, usłyszałoby się sceptyczną odpowiedź: „Ci faceci są tak umięśnieni i mają tak nieskoordynowane ruchy, że nie potrafią sobie sami nawet zawiązać butów”.

      „Umrą młodo, gdy te wszystkie mięśnie zamienią się w tłuszcz”.

      „Wszyscy mają kompleks niższości”.

      „To imbecyle”.

      „To egocentrycy”.

      „To homoseksualiści”.

      Pod każdym względem wizerunek kulturysty był negatywny. Jakiś dziennikarz napisał, że promować ten sport jest równie łatwo, jak zapasy karłów.

      To prawda, że kulturyści podczas treningu patrzą w lustro. Lustra są jednak dla nich narzędziami, tak samo jak dla tancerzy. Człowiek musi być własnym trenerem. Jeśli ćwiczy się bicepsy, podnosząc hantle, trzeba patrzeć, czy obie ręce pracują identycznie.

      Ten sport w Ameryce był niszowy, jak nigdzie indziej. Mnie samemu kulturystyka wydawała się tak amerykańska, że nie mogłem wyjść ze zdumienia, gdy ludzie nie rozumieli, czym się zajmuję.

      „Jesteś zapaśnikiem?” – pytali. „To twoje ciało! Nie, nie, wiem, grasz w futbol amerykański”. Przychodziło im do głowy wszystko, tylko nie kulturystyka.

      Kulturystyka cieszyła się znacznie większym zainteresowaniem w krajach Trzeciego Świata. Żeby zobaczyć Billa Pearla, na pokaz kulturystyczny w Indiach przyjechało dwadzieścia pięć tysięcy osób, a w RPA – dziesięć tysięcy. Kulturystyka była też jedną z najpopularniejszych dyscyplin sportu na Środkowym Wschodzie. Kamieniem milowym w karierze Joego Weidera było oficjalne uznanie tej dyscypliny przez społeczność międzynarodową. Od tamtej pory programy rozwoju kulturystyki mogły uzyskiwać rządowe wsparcie w krajach, w których dofinansowuje się sport.

      Mieszkałem już jednak w Stanach przez cztery lata i generalnie nic w podejściu do kulturystyki się nie zmieniało. W dużych miastach były ze dwie siłownie, w których trenowali kulturyści, a największe zawody nie przyciągały więcej niż cztery-pięć tysięcy fanów.

      To mnie wkurzało, bo chciałem, żeby kulturystyka kwitła i żeby zarabiali na niej także zawodnicy, a nie tylko promotorzy. Uważałem też, że jeśli na moje filmy mają w przyszłości przychodzić miliony widzów, to powinni wiedzieć, skąd biorą się mięśnie i co to znaczy być Mister Universe, Mister Olympia czy Mister World. Czekało nas więc dużo pracy w sferze edukacji. Im bardziej znany byłby ten sport, tym