Mordechaj Gichon, który później zostanie współzałożycielem izraelskiego wywiadu wojskowego. Ojcem urodzonego w 1922 roku w Berlinie Gichona był rosyjski Żyd i syjonista, a jego matka wywodziła się ze słynnej niemiecko-żydowskiej rodziny i była spokrewniona z rabinem Leo Baeckiem, będącym jednym z przywódców judaizmu reformowanego (zwanego również postępowym). Rodzina Gichona przeniosła się do Palestyny w 1933 roku, po tym, jak Mordechajowi nakazano w niemieckiej szkole oddać nazistowski salut i zaśpiewać partyjny hymn.
Wrócił jako żołnierz do zrujnowanej Europy. Jego naród prawie nie istniał, z domostw pozostały tylko tlące się zgliszcza.
„Żydzi byli poniżani, tratowani, mordowani – zauważył w rozmowie ze mną. – Wreszcie nadszedł czas, żeby się odpłacić, zemścić. W moich marzeniach zemsta przybrała formę aresztowania przeze mnie mojego przyjaciela z Niemiec, Detlefa, syna majora policji. W taki właśnie sposób Żydzi mieli odzyskać godność”31.
To właśnie poczucie utraconej godności i poniżenie, w takim samym stopniu jak wściekłość na nazistów, kierowały ludźmi takimi jak Gichon. Po raz pierwszy spotkał żydowskich uciekinierów na granicy austriacko-włoskiej. Członkowie brygady nakarmili ich, dali im własne mundury, żeby ochronić ich przed zimnem, i spróbowali wyciągnąć z nich szczegóły okropności, jakich doznali32. Pamięta spotkanie z czerwca 1945 roku, kiedy przyszła do niego pewna uciekinierka.
„Oderwała się od grupy i zagadała do mnie po niemiecku – wspominał. – Powiedziała: «Wy, żołnierze brygady, jesteście synami Szymona bar Kochby [wielkiego bohatera drugiej wojny żydowsko-rzymskiej z lat 132–135]. Na zawsze zapamiętam wasze emblematy i to, co dla nas zrobiliście»”.
Gichonowi pochlebiło porównanie do Szymona bar Kochby, ale jej pochwały i wdzięczność napełniły go wstydem i współczuciem. Jeśli oni byli synami bar Kochby, kim byli Żydzi, którzy godzili się iść na rzeź? Ci izraelscy chłopcy – wyprostowani, twardzi i silni – postrzegali ocalonych jako ofiary, którym trzeba pomóc, lecz również jako część europejskiego żydostwa, które pozwoliło na dokonanie masakry. Uosabiali stereotyp tchórzliwych, słabych Żydów z diaspory – po hebrajsku galut – którzy nastawili się na kapitulację, a nie na walkę, nie umieli strzelać ani dzierżyć broni. To właśnie ten obraz, w jego najbardziej ekstremalnej wersji, „muzułmana” (w slangu obozowym to słowo oznaczało wychudzonego, przypominającego szkielet, bliskiego śmierci więźnia), nowi Żydzi z Jiszuwu odrzucali.
„Trudno mi było pojąć, zresztą do dzisiaj nie mogę tego zrozumieć, jak to możliwe, że w obozie przebywały dziesiątki tysięcy Żydów, których pilnowało zaledwie kilku niemieckich strażników, a oni nie stanęli do walki, byli jak owce prowadzone na rzeź – stwierdził Gichon ponad sześćdziesiąt lat później. – Dlaczego nie rozszarpali [Niemców] na kawałki? Zawsze powtarzam, że na Ziemi Izraela nie doszłoby do czegoś takiego. Gdyby te społeczności miały przywódców wartych tego miana, sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej”.
Po wojnie syjoniści z Jiszuwu mieli udowodnić zarówno światu, jak i – co o wiele istotniejsze – sobie, że Żydzi nigdy więcej nie poddadzą się bez walki. I że nie sprzedadzą tanio żydowskiej krwi. Te sześć milionów zostanie pomszczonych.
„Uważaliśmy, że nie wolno nam spocząć, póki nie wyrównamy rachunków. Krew za krew, śmierć za śmierć” – powiedział mi Chanoch Bartow, ceniony izraelski pisarz, który zaciągnął się do brygady miesiąc przed swoimi siedemnastymi urodzinami33.
Zemsta (i odpłacenie złem za zło) mogłaby jednak pogwałcić prawo wojenne i okazać się katastrofalna dla sprawy syjonistycznej. Jak zawsze praktyczny, Ben Gurion stwierdził publicznie: „Zemsta nie ma dla naszego narodu większej wartości. I tak nic nie wróci życia pomordowanym milionom”34.
Mimo to przywódcy Hagany w prywatnych rozmowach przyznawali, że rozumieją chęć wymierzenia kary, zarówno po to, by zadowolić oddziały narażone na okropieństwa wojny, jak i dla sprawiedliwości dziejowej i powstrzymania dalszych prób mordowania Żydów. Dlatego dopuszczali kroki odwetowe na nazistach i ich sojusznikach35. Natychmiast po wojnie w obrębie brygady powstała tajna jednostka, zatwierdzona i kontrolowana przez najwyższe dowództwo Hagany, której istnienie utrzymywano w tajemnicy przed brytyjskimi dowódcami. Nosiła nazwę Gmul, co po hebrajsku znaczy „odpłata”. Jej misją była „zemsta, ale nie bandycka zemsta”, jak to ujęto w tajnej notatce. „Zemsta na esesmanach, którzy brali udział w rzezi”36.
„Szukaliśmy grubych ryb – przyznał Mordechaj Gichon, łamiąc zmowę milczenia dowódców Gmulu trwającą ponad sześćdziesiąt lat. – Ważnych nazistów, którym udało się zrzucić mundury i wrócić do domów”37.
Członkowie Gmulu pracowali pod przykrywką nawet wtedy, gdy wykonywali swoje normalne obowiązki żołnierskie. Gichon podczas ścigania nazistów posługiwał się dwiema fałszywymi tożsamościami – niemieckiego cywila i brytyjskiego majora. Podczas wypraw w przebraniu Niemca odzyskał archiwa gestapo w Tarvisio, Villachu i Klagenfurcie, pod które uciekający hitlerowcy podłożyli ogień (na szczęście tylko niewielka część materiałów spłonęła). Udając brytyjskiego majora, uzyskał mnóstwo nazwisk od jugosłowiańskich komunistów, którzy sami obawiali się przeprowadzania ataków odwetowych. Pomogli mu również Żydzi pracujący w amerykańskim wywiadzie – przekazali informacje o zbiegłych nazistach, które, ich zdaniem, palestyńscy Żydzi mogli wykorzystać lepiej niż amerykańskie wojsko.
Całkiem niezłe wyniki przynosiło również stosowanie środków przymusu38. W czerwcu 1945 roku agenci Gmulu znaleźli urodzoną w Polsce niemiecką parę, która mieszkała w Tarvisio. Żona była zamieszana w przekazywanie zrabowanych żydowskich dóbr z Austrii i Włoch do Niemiec. Pomagał jej mąż dowodzący podczas wojny miejscową jednostką gestapo. Żydowscy żołnierze z Palestyny dali im prosty wybór: współpraca albo śmierć39.
„Goj pękł i zgodził się na współpracę – wspominał Izrael Karmi, który przesłuchiwał oboje, a później, po powstaniu Izraela, został dowódcą żandarmerii wojskowej. – Poleciłem mu sporządzenie listy wszystkich znanych mu wyższych rangą urzędników, którzy współpracowali z gestapo i SS. Nazwiska, daty urodzenia, wykształcenie i stanowisko”40.
Okazało się to ogromnym przełomem, uzyskano dziesiątki nazwisk. Żołnierze Gmulu poszukiwali wszystkich nazistów z listy – niektórych odnajdywali w miejscowym szpitalu, gdzie leczyli się pod fałszywymi nazwiskami – a potem zmuszali ich do udzielania dalszych informacji. Wszystkim Niemcom wmawiali, że jeśli pójdą na współpracę, nic im się nie stanie, więc większość się na nią godziła. Potem, kiedy już nie byli potrzebni, członkowie Gmulu zabijali ich i pozbywali się ciał. Nie było sensu pozostawiać ich przy życiu, aby Brytyjczycy nie wpadli na ślad działań tajnej jednostki.
Kiedy członkowie jednostki już zweryfikowali jakieś nazwisko, następował drugi etap: zlokalizowanie celu i zgromadzenie informacji na potrzeby ostatecznej misji: egzekucji. Tego zadania często podejmował się Gichon, który przyszedł na świat w Niemczech.
„Żaden z nich mnie nie podejrzewał – powiedział w rozmowie ze mną. – Mój akcent wskazywał na berlińskie korzenie. Mogłem pójść do sklepu na rogu, do baru albo nawet zwyczajnie zapukać do drzwi, by przekazać pozdrowienia od kogoś. W większości przypadków