Скачать книгу

kobietami z mazowieckich wsi

      Copyright © Agnieszka Pajączkowska, 2019

      Copyright © Aleksandra Zbroja, 2019

      Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2019

      Redaktorzy prowadzący: Monika Długa, Szymon Langowski

      Opieka redakcyjna: Włodzimierz Nowak

      Redakcja: Adrian Stachowski

      Korekta: Magdalena Owczarzak

      Skład i łamanie: Grzegorz Kalisiak

      Projekt layoutu: Maciej Majchrzak

      Projekt okładki i stron tytułowych: Magda Bloch

      Fotografia na okładce: Agnieszka Pajączkowska

      Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

      Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

      eISBN: 978-83-7976-144-9

      Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o.

      ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

      tel.: 61 853-99-10

      fax: 61 853-80-75

      [email protected]

      www.wydawnictwopoznanskie.com

      OD AUTOREK

      Latem 2017 roku wyruszyłyśmy w trasę po mazowieckich wsiach. Ta książka jest zapisem spotkań z kobietami, które – napotkane po drodze – zgodziły się opowiedzieć, jak im się żyje z dala od stolicy.

      Wyjechałyśmy z Warszawy, mając w głowie kilka wyświechtanych prawd – że wieś jest konserwatywna, że religijna, że patriarchalna, że biedna, że z poczuciem krzywdy. Postanowiłyśmy zapytać mieszkanki, czy z ich punktu widzenia wieś faktycznie jest „jakaś”. A może już wcale jej nie ma? Może różnica pomiędzy miastem i wsią całkowicie się zatarła? Może zatarła się szczególnie na Mazowszu, w pobliżu Warszawy, ale jednocześnie w jej cieniu?

      Z perspektywy stolicy dobrze widać miejsca i sprawy odległe: Amerykę, Europę, Azję. Albo chociaż polskie góry i morze. Ale Mazowsze? Mazowsze to region, którym interesuje się garstka specjalistów. Jego symbolami są albo spopularyzowane w PRL-u „folkowe”, cepeliowskie Kurpie, albo mazowiecka… nijakość – bo wszędzie stoją domy kubiki znane jako „kostka mazowiecka”, bo płasko, brzydko i byle jak, bo nie ma jezior i kto tam pojedzie na wakacje.

      Wsiadłyśmy do samochodu bez wyraźnego celu podróży, prowadzone palcem po mapie zatrzymywałyśmy się, aby rozmawiać z napotkanymi kobietami – w sklepie, przy płocie albo wprost na drodze. Czasem nas zbywały, czasem zapraszały, żebyśmy przysiadły na ławeczce. Często rozmowę kończyłyśmy nad kubkiem parującej kawy, a w dalszą drogę ruszałyśmy obdarowane tuzinem jaj.

      Uwagę skupiłyśmy na kobietach, uznając, że o ile wieś ma słabą reprezentację w mediach, to kobiety ze wsi są w nich nieobecne podwójnie – wieś przemawia do nas co najwyżej głosem rolnika szukającego żony, polityka PSL-u, wójta, księdza lub po prostu Cezarego Żaka. A co z kobietami?

      Jak żyją te, które zdecydowały się nie emigrować do miast? Czy mamy szansę spotkać 100 kilometrów za Warszawą dziewczynę podobną do nas: trzydziestoletnią, bezdzietną, wykształconą, samodzielnie mieszkającą i utrzymującą się singielkę? Czy na wsi to w ogóle możliwe? W końcu – co myślą o nas, miastowych, wieśniaczki, i czy wypada tak o nich mówić?

      Każda z nas miała swoje powody, żeby zadać te pytania. Agnieszka – z babki prababki miastowa, ale z rodzinną działką 50 km za Warszawą, Ola – z korzeniami na mazowieckiej wsi, ale kompletnie od niej odcięta. Oparta na wspomnieniach z dzieciństwa i weekendowych wypadach za miasto, nasza relacja z wsią układała się więc pospolicie. Jednak z czasem temat powrócił – w przypadku Agnieszki jako potrzeba doświadczania wsi w ramach pracy twórczej, w przypadku Oli – impuls grzebania w rodzinnej historii. Zdecydowałyśmy się na podróż po Mazowszu, wiedząc, że większość osób mieszkających w Warszawie ma – podobnie jak my – coś z wsią wspólnego, a jednocześnie zaskakująco rzadko o tym opowiada.

      Nie miałyśmy klucza doboru bohaterek – nasze rozmówczynie różniły się między sobą wiekiem, zawodem, pozycją majątkową, wykształceniem, stanem cywilnym. Wszystkie jednak pytałyśmy o podobne kwestie, o to, co dla nas samych ważne: politykę społeczną, prawa kobiet, zarobki, relacje z mężczyznami, relacje z kobietami, sytuację rodzinną, opiekę zdrowotną, ambicje zawodowe, miłość, codzienną pracę. Przy niektórych rozmowach byli obecni mężczyźni. Jedni po prostu słuchali opowieści, inni wtrącali opinie, które w nielicznych przypadkach włączyłyśmy do książki.

      W trakcie zbierania materiałów spotkałyśmy się również z osobami zajmującymi się wsią naukowo: antropologiem, etnografem, etnolożką, socjolożką. Rozmowy z nimi pomogły nam sproblematyzować kwestie relacji miasto-wieś, kobiecej perspektywy w doświadczeniu wsi, a wreszcie samego Mazowsza jako regionu charakteryzującego się sąsiedztwem stolicy oraz niezbyt adekwatnymi granicami administracyjnymi. Drogowskazem okazały się słowa doktora Tomasza Rakowskiego, antropologa, który poproszony przez nas o definicję kultury wiejskiej, powiedział: „To oddolna, nieutrwalona, cicha historia społeczna, która – choć jest ważna – nie zyskuje swojego zapisu. To kultura alternatywna, w której utrwalały się inne zjawiska i historie niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Historia wsi jest rodzajem «przeciwhistorii». Gdy zaczyna się ją rozpoznawać, rozumieć i zapisywać, okazuje się, że ma ona wywrotowy, subwersywny charakter. W efekcie nakazuje przeorganizowanie wyobrażeń, dekonstruuje stereotypy i rozsadza mity, którymi się posługujemy.”

      Sprawdziłyśmy tę tezę na sobie. Zdałyśmy sobie sprawę, że stereotypy „wieśniaczek” i „miastowych” działają w obie strony i wpływają na nasze relacje, nawet gdy jesteśmy ich świadome, nawet gdy je kontestujemy. Dzięki spotkaniom z naszymi bohaterkami miałyśmy okazję doświadczyć, co nas łączy, co dzieli, przede wszystkim jednak – wysłuchać siebie nawzajem. Co rusz przeglądałyśmy się w zdziwieniu naszych rozmówczyń, ich sympatii, współczuciu, ale też niezrozumieniu i irytacji zadawanymi przez nas pytaniami. „A co wyście myślały?” – słyszałyśmy wielokrotnie i trudno nam było się przed sobą przyznać, że myślałyśmy szablonowo.

      Ze względu na przyjętą formułę pracy i w trosce o nasze bohaterki wszystkie kobiety występują w książce pod zmienionymi imionami. Nazwy wsi zastąpiłyśmy orientacyjnym kierunkiem i odległością liczoną od centrum Warszawy, które dla nas jest ważnym punktem. Dla naszych bohaterek – nie zawsze.

      Według Heleny ci, którzy ubliżają wioskowym, ubliżają sami sobie

120 kilometrów na północny zachód od Warszawy

      Siadłam na chwilę na ławce, bo akurat truję w kuchni muchy aerozolem. Już się przed domem nie przesiaduje jak kiedyś. Ale za to żyje się teraz ekstra. A co chcesz, lalka? Jak miałam naście lat, ojce kosą kosili zboże, ja podbierałam. Teraz młode panny nawet nie wiedzą, gdzie rodzice mają pole. Z kościołem też inaczej się układają. Weźmy wczorajsze kazanie, Matki Boskiej Zielnej było i ksiądz mówił o roli kobiety, o pokorze. Ja tylko sobie myślałam: moje córki to jeszcze niekiedy pokorne, ale wnuczki pokory już raczej nie mają. I dobrze, bo czasy nadeszły inne. A może mają to po mnie?

      Miałam 19 lat, jak wyszłam za mąż, 21 jak urodziłam pierwsze dziecko, a 31 jak ostatnie. Za czwórkę dzieci to się może pensja nie należy, ale zasiłki już tak. Dzieci do dziś mają do mnie pretensje, że inne chodziły na lody, a ja im nie dawałam. Nie miałam z czego, mimo że dziadki mnie wspomagali pieniędzmi z emeryturki rolniczej. Dobrze Gierek zrobił, że im cokolwiek rzucił na starość – już stara matka nie musiała prosić o złotówkę czy dwie dla księdza na tacę albo na świeżą bułkę. Dziś nie patrzą, czy co kosztuje 20 groszy, czy 40.

      Dorabiałam, jak tylko mogłam. Pracowałam od 16 do 22 w klubie „Ruch”. Kiedyś było na wsi życie kulturalne, nie takie jak w mieście, ale mieliśmy gdzie wypić oranżadę, kupić słodycze