Remigiusz Mróz

Nieodgadniona


Скачать книгу

Kas twierdzi, że ona żyje. I że cała sprawa z zeznaniami przeciwko Kajmanowi była prawdą.

      – Ale Prokocki zaprzecza.

      – Tak – przyznałem. – I dlatego nie mam zamiaru z nim rozmawiać.

      Kliza poczekała, aż zaleję herbatę, a potem usiadła z kubkiem przy niewielkim stoliku. Kupiłem go za bezcen na OLX, podobnie jak dwa stare krzesła, które stały obok. Właściwie całe wyposażenie loftu skompletowałem w ten sposób, dzięki czemu wnętrze sprawiało wrażenie, jakby celowo zostało utrzymane w stylu retro.

      – Może w takim razie powinieneś porozmawiać z kimś innym? – odezwała się Kliza.

      – Z kim?

      – Z Kajmanem.

      Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem, czekając, aż oświadczy mi, że to tylko bezrefleksyjna, niemal przypadkowo rzucona sugestia. Jola jednak trwała z niezmienionym wyrazem twarzy.

      – To nie jest zły pomysł, Wern.

      – Chyba żartujesz…

      – Szczerze mówiąc, nie bardzo umiem. Spalam każdy dowcip.

      – Tego nie spaliłaś.

      – Bo to nie był żart – odparła, a potem objęła kubek dłońmi. – Ten facet może wiedzieć dokładnie to, co cię interesuje.

      – Fakt – przyznałem. – Tyle że jest gangsterem, który kierował zorganizowaną grupą przestępczą. Przekręty Roberta Reimanna to przy jego działalności nic.

      – Boisz się go, Wern? – spytała z przekąsem.

      Usiadłem naprzeciwko niej i posłałem jej długie spojrzenie.

      – Jeśli tak, to szkoda.

      – Szkoda?

      – Bo złożyłam wniosek o widzenie.

      – Co takiego?

      – Uznałam, że najlepiej będzie…

      – Spotkać się z człowiekiem, który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wciąż poluje na moją narzeczoną?

      To prawdopodobieństwo istniało tylko przy założeniu, że Kasandra mówiła prawdę. Byłem jednak przekonany, że tak jest, nawet jeśli Kliza w to wątpiła.

      – O czym ty myślałaś? – wypaliłem. – Przecież nic z niego nie wyciągnę. On tymczasem zrobi wszystko, żeby wyciągnąć coś ze mnie.

      – Tyle że ty nic nie wiesz.

      – On tym bardziej nie.

      – Jesteś pewien?

      Nie, nie byłem. W tej sprawie było zbyt wiele krętych i ślepych uliczek, żebym mógł wytyczyć drogę do celu. Czułem się, jakby ktoś zamknął mnie w tym labiryncie i za punkt honoru postawił sobie, bym na próżno szukał wyjścia aż do końca życia.

      Ale do czego ono właściwie się sprowadzało? Do szukania Ewy? Gonitwy za powidokiem osoby, która kiedyś znaczyła dla mnie wszystko, a teraz mogła zmienić się właściwie nie do poznania?

      – Musisz się z nim spotkać – dodała po chwili Jola. – Nawet jeśli Kajman nic nie wie, przynajmniej skreślimy go z listy.

      – Żeby go skreślić, musielibyśmy mieć pewność, że powie mi prawdę – odparłem. – A jestem przekonany, że usłyszę od niego same kłamstwa. O ile w ogóle zechce się spotkać.

      – Skorzysta z okazji, żeby zobaczyć nową twarz i wyrwać się z celi. Jak każdy więzień.

      Upiłem łyk herbaty i syknąłem, czując, że poparzyłem sobie język i podniebienie. To ewidentnie nie była dobra pora na gorące napoje, uznałem w duchu, po czym poszedłem do lodówki po coś innego. Wyjąłem butelkę prosecco.

      – Nie wiedziałam, że w tym gustujesz.

      – Nie gustuję.

      – Więc kupiłeś dla Kasandry? Uznałeś, że coś jej się od życia należy?

      Wzruszyłem ramionami i wyjąłem z szafki szklankę. Kieliszków jeszcze nie zdążyłem kupić. Może zresztą nie były mi potrzebne.

      – Odstawiła prosecco – dodała Jola. – Źle jej się kojarzyło.

      Zignorowałem uwagę, otwierając butelkę. Pociągnąłem łyk i od razu zrobiło mi się lepiej. Nie na tyle, by przejść do porządku nad faktem, że Kliza starała się doprowadzić do konfrontacji z mafiosem, ale przynajmniej trochę.

      – Spotkanie z Kajmanem to dobry krok, Wern – zapewniła Jola. – Już dawno powinieneś go zrobić.

      – Jakoś nie po drodze mi było spotykać się z człowiekiem, który mógł zlecić gwałt i pobicie mojej narzeczonej. I który był powodem jej zniknięcia.

      – Przynajmniej wedle obowiązującej obecnie wersji – zauważyła.

      Niepotrzebnie wciąż podawała ją w wątpliwość. Wydawała się przecież najbardziej logiczna.

      Ewa zeznaje przeciwko Kajmanowi, ten najmuje zbirów, by nas zaatakowali. Prokocki nie może zapewnić Ewie państwowej ochrony, więc ukrywa ją na własną rękę.

      Ale co stało się potem? Dlaczego nigdy do mnie nie wróciła? Nie dała żadnego znaku życia?

      Na fundamencie tych pytań Kasandra stworzyła swoją wersję, którą wykorzystała do omotania mnie. Ale stanowiła wyłącznie jej wymysł. To, co naprawdę działo się z Ewą, było jedną wielką niewiadomą.

      Odpowiedzi jednak gdzieś były. Na czternastu pozostałych kasetach.

      – Sprawdziłam trop, który podsunęła Kasandra – odezwała się po chwili Kliza, jakby chciała usprawiedliwić swoją powściągliwość.

      Zmarszczyłem czoło, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza.

      – Mam na myśli tę wioskę pod Kielcami, gdzie Ewa miała się zaszyć. I gdzie Kas miała znaleźć taśmy.

      – Obice.

      Kliza potwierdziła ruchem głowy.

      – Wygląda na to, że to martwy trop. Nie ma nawet żadnych dowodów na to, że Ewa kiedykolwiek tam była.

      – A jednak Prokocki tam jeździł. Tankował w okolicy.

      – Według Kasandry.

      Nabrałem głęboko tchu i znów pociągnąłem łyk prosecco. Picie o tej porze znaczyło tyle, że przez cały dzień będę się czuł jak przeżuty i wypluty, ale niespecjalnie mnie to teraz obchodziło.

      – Według Kasandry moja narzeczona żyje – odparowałem stanowczym tonem. – I zamierzam się tego trzymać.

      – Więc dlaczego się z tobą nie skontaktowała przez te wszystkie lata?

      – Może była przetrzymywana wbrew własnej woli.

      – Przez kogo?

      – Ludzi Kajmana.

      – Więc nie zabili jej, tylko ją uwięzili?

      Wzruszyłem ramionami. Kliza irytowała mnie swoimi pytaniami, choć wiedziałem, że są całkowicie zasadne.

      – I pozwolili jej zrobić te nagrania?

      – Może uznali, że będą niegroźne. A może nie wiedzieli, że je robi. Może była zamknięta w jakiejś piwnicy, znalazła stary sprzęt VHS, kamerę i nagrała to wszystko. Może schowała gdzieś taśmy z nadzieją, że ktoś je znajdzie.

      – Aha. Brzmi bardzo prawdopodobnie.

      – Nie