Ziemowit Szczerek

Siódemka


Скачать книгу

sami nienawidzicie; ale wasz niby-zachodni kościół jest wschodni, bo więcej w nim bizantyńskiego przepychu niż zachodniej wstrzemięźliwej klasy, więcej w nim wrzeszczących przesądów i zabobonów, batiuszkowania tępego, stygmatyzowania wrzaskliwego niż rzetelnego dialogu i szacunku dla bliźniego. Wasze niby-zachodnie urzędy, w których obowiązują zachodnie, niby, zasady, są tak naprawdę wschodnie, bo tylko małpują zachodnie rozwiązania, nie czując ich sensu, nie używając prawa w taki sposób, do jakiego zostało stworzone, olewając jego ducha, a manipulując literą. Wasze niby-zachodnie wartości: prawa człowieka czy akceptacja inności mają znaczenie tylko wtedy, gdy dotyczą was samych, i tak wam trzeba je tłumaczyć, bo inaczej ich nie pojmiecie.

      I tak to u was jest. Słyszysz mnie, Paweł?

      Słyszysz, słyszysz.

      No ale dobra, to już jasne, to już wyjaśnione, teraz trzeba jakoś z tym żyć i coś z tym zrobić.

      Słyszysz, bo sam sobie to wszystko myślisz, patrząc na centrum Michałowic, którym przejeżdżasz, i wiesz też, że inaczej nie mogło być, że i tak jest nieźle, jak na kraj, po którym kilka razy przejechała się cała historia, i który wydobywał się z takiego gnoju, z jakiego się wydobywał. Jeśli coś się wydarzyło tak, jak się wydarzyło, nie mogło wydarzyć się inaczej. I tyle.

      Więc jedziesz przez centrum Michałowic, przez miejsce, które już dawno przerosło swoją wiejskość, ale nigdy nie dochrapie się miejskości, bo nowych miast już się nie tworzy. I nie znajdzie nowego, odpowiadającego swoim ambicjom kształtu, bo nowych kształtów już się nie nadaje. Więc Michałowice zostaną z tym swoim wrzaskiem szyldów w centrum, nadal pozostaną wsią-ulicówką z budowanymi przy siódemce niby-biurowcami, trochę oszklonymi, trochę spanelowaciałymi, budowanymi bez konsultacji z żadnym urbanistą, zresztą – gdzie urbanista na wsi, panie kochany, w związku z czym Michałowice najbardziej ze wszystkiego, co w życiu widziałeś, przypominały ci Kosowo, gdzie na serbskiej tkance Albańczycy wybudowali na dziko całkiem nowy kraj, zakrywając zupełnie to, co znajdowało się tam dawniej.

      Z ulgą wyjechałeś z Michałowic, by na chwilę odetchnąć zwykłym, niedotkniętym Polską krajobrazem. Zanim znów wjedziesz w tak zwany krajobraz kulturowy.

      *

      No dobrze, pomyślałeś, patrząc na licznik paliwa, krajobraz krajobrazem, Kosowo Kosowem, Polska Polską, Siódemka Siódemką, ale trzeba zatankować, bo jakoś się o tym zupełnie zapomniało, strzałka już na rezerwie czerwonej.

      Jakbyś miał wymyślać do tego tytuł, to dałbyś: Dramat na Siódemce. Czerwona linia prawie przekroczona.

      Zjeżdżasz więc w lewo, bo oto widzisz piękną, niewielką, by tak rzec: kameralną stację benzynową, stary cpn zaadaptowany do potrzeb nowych czasów, na dachu napis SuperCarPol, przed stacją dwa dystrybutory, a obok – proszę bardzo – stacja lpg, a kawałek dalej – restauracja Smakosz, wesela, stypy, komunie, urodziny, imieniny, imprezy po uzyskaniu stopnia naukowego.

      Podjeżdżasz pod dystrybutor, wysiadasz, coś dziwnie się czujesz po tych wiedźmińskich eliksirach, jakoś tak – jak po spidzie, sztywnieje ci trochę język, kark też trochę jakby, zmysły masz dziwnie ostrawe, w ogóle nie czujesz, żebyś cokolwiek wypił, a zarazem pod stopami masz dziwnie miękko, jednak, myślisz, dobrze by było machnąć jakiegoś szota, nie, żeby od razu próbować eliksiry zapijać, ale zawsze szot to jednak szot, wiadomo, z czym ma się do czynienia, pojedziesz powoli, spokojnie, nie stwarzając zagrożenia w ruchu drogowym, dziewięćdziesiąt, ba, nawet nie dziewięćdziesiąt, pojedziesz maksymalnie siedemdziesiąt w niezabudowanym, obiecujesz sobie, a czterdzieści, a nawet trzydzieści w zabudowanym. W ogóle to byś nie jechał po pijanemu, ale musisz, musisz jutro być w Warszawie, bo masz bardzo ważne spotkanie, Bardzo Ważne Spotkanie, a tak w ogóle to znasz Siódemkę jak własną kieszeń, bo jeździłeś nią milion razy, a poza tym te eliksiry sprawiają, że czujesz się nadzwyczaj trzeźwo, ba, jak młody bóg wręcz, a więc otwierasz bak, tankujesz, patrząc w zadumie na niezgrabne logo stacji benzynowej SuperCarPol, na którym samochód osobowy z oczami w miejscu reflektorów i szerokim uśmiechem w miejscu osłony chłodnicy wzbija się w niebo jak jaki Superman, a do dachu przywiązaną ma powiewającą pelerynę, która jednocześnie jest polską flagą. Lejesz cały bak, benzyna na szczęście tanieje, nucisz sobie z tej okazji hymn Związku Radzieckiego, po czym wchodzisz na stację zapłacić, aha, przypominasz sobie o zasadach bezpieczeństwa, cofasz się jednak, wyciągasz z kieszeni gumę do żucia, żeby nie daj Boże nikt nic nie wyczuł, bo to nigdy nie wiadomo, z kim ma się do czynienia, wrzucasz do ust jedną, potem drugą, na wszelki wypadek dorzucasz jeszcze trzecią, astarożnym nada byt’, jak mówił w Kijowie prezydent Aleksander Kwaśniewski chwiejąc się cokolwiek za mównicą, przeżuwasz kilka razy, podczas gdy obsługa w czerwonych polarach z logo SuperCarPolu gapi się na ciebie przez szybę jak na pojeba, i wchodzisz znowu.

      – Dżem dżobry, ż dżwójki – mówisz z ustami pełnymi gumy do żucia, koleś za kontuarem uśmiecha się do ciebie, a obok niego stoi jeszcze czterech takich samych, wyglądają jak bracia.

      „Po cholerę ich tu aż tylu na tej kameralnej stacji benzynowej?” – myślisz.

      Podajesz kartę, patrzysz na obracające się na rusztach hot dogi i myślisz, że coś byś w sumie zjadł, nie wiesz, czy to jeszcze kacogłód, czy poeliksirowa gastrofaza.

      – Bobrożę jeżdże hodoga – mówisz więc z trzema gumami do żucia w ustach.

      – Maxiparówka czy zwykłyparówka – pyta koleś zza kontuaru, a pozostali, wszyscy w tych czerwonych polarach, patrzą na ciebie takim samym zaciekawionym wzrokiem, podobnymi do siebie brązowymi oczami.

      „Co jest – myślisz sobie – co to, kurwa, boysband, SuperCarPol Band, zaraz zaczną śpiewać na głosy i stepować”.

      – Żwykłybarówga – mówisz.

      – Czy colę do tego polecam w promocji za trzy złoty? – pyta koleś, a tamci się gapią na to, co powiesz.

      Zestresowałeś się trochę, przyznasz, więc mówisz:

      – Bobrożę – i odwracasz się do ściany na której wystawione są gazety i magazyny, a na każdym krzyczące pytanie o to, czy Rosja wlezie wojskami na Pribałtykę i do Polski, czy nie wlezie.

      A tamci, ten bojsbend ze stacji SuperCarPol, też gadają o tym samym, czyli o Rosji.

      – A co będzie, jak tak wejdą? – pyta jeden, najgrubszy i najwąsatszy, ledwo się na nim ten czerwony polar dopina. – Myślicie, że nas nato obroni czy nie obroni? – dopytuje, po czym chichocze, i wiadomo, że jest dla niego oczywiste, że nie obroni.

      Jeden tam z boysbandu, mówią na niego Student, próbuje coś powiedzieć, że w sumie czemu miałoby nie bronić, coś tam bąka, że natu się nie opłaca nie bronić, bo wtedy nato będzie niewiarygodne i Zachód będzie musiał od nowa cały system bezpieczeństwa montować, ale reszta go zakrzykuje: a bronili cię to, Student, w trzydziestym dziewiątym? Bronili? A rozebrali cię w tym tam, co trzy rozbiory były? Rozebrali. To nie bądź frajer i nie pierdol, jak nie wiesz, ty się już nie bój, już oni sami se poradzą, nic ty się nie bój, już oni umią se sami radzić, a resztę zostawić na pastwę, nie bój ty się nic. Więc się Student zamyka, co się będzie odzywał, jak ma wąsy najcieńsze, ledwie stopień wyżej od meszku, i najgrubszy znów może perorować.

      – No więc tak – mówi – najsampierw wejdą do Olsztynu, i oddadzą go Niemcom, to się Niemcy ucieszą i wezną, potem same wejdą do Wrocławia i do Szczecina i też se wezną, a co se myślicie, nie wrócą po swoje i nie wezną?

      – Oj tak będzie, tak będzie – mówi średni z wąsami – a premier z prezydentem gdzie uciekną? Do Rumunii!

      – Jak uciekną do Rumunii, jak granicy z Rumunią nie ma – przytomnie zauważa Student, wykorzystując okazję dobrą, żeby się odkuć towarzysko, na co reszta boysbandu kiwa uczciwie głowami, mówi, że faktycznie, że