Schmitta, w kalwinizmie nie ma miejsca ani dla hierarchicznej struktury kościelnej, ani dla katolickiej monarchii absolutnej, stanowiącej zsekularyzowany odpowiednik Boga. Nie ma także miejsca dla Boskiego reprezentanta ziemskiego, czyli dla papieża. Analogią z dziedziny prawa publicznego dla niewidzialnego zboru chrześcijańskiego jest słabe liberalne państwo, będące nocnym stróżem, czyli pozbawione suwerennej mocy politycznej i zarządczej.
W tej perspektywie liberalizm jawi się nam nie tylko jako teoria ekonomiczna, lecz także jako całościowa wizja ufundowana na doświadczeniu religijnym. Zdaniem hiszpańskiej badaczki Montserrat Herrero López, katolicyzm stanowi klucz do zrozumienia Schmittiańskiej niechęci do liberalizmu w każdej możliwej formie. Mówiąc liberał, Carl Schmitt podświadomie rozumiał pod tym terminem anglosaskiego protestanta, czyli buntownika przeciwko rzymskiej organizacji281. Rzeczywiście, w interesującym nas w tym rozdziale okresie 1918–1925 antyliberalizm stanowi esencję poglądów Schmitta282. Jego radykalnym przeciwieństwem jest katolicyzm, nauczający, że porządek nie rodzi się samoistnie ze swobodnej gry sił rynkowych. Chaos podniesiony do rangi panującego porządku nadal pozostaje chaosem. Schmitt w całej rozciągłości przyjmuje tezę Webera o protestanckiej genezie kapitalizmu283 z tą różnicą, że o ile dla tego socjologa–protestanta jest to powód do dumy z Reformacji, to dla prawnika–katolika to powód do jej radykalnej krytyki.
Carl Schmitt katolicyzm rzymski postrzega jako specyficzny antyindywidualistyczny typ organizacji wspólnoty politycznej i ekonomicznej, gdzie rzeczywistość jest kierowana przez autorytety, poddana dyscyplinie, a dobro indywidualne ustępuje dobru wspólnemu, wyznaczanemu przez instytucje eklezjalne i etatystyczne. Katolicki konserwatysta pisze:
u podstaw katolickiej argumentacji leży szczególny rodzaj myślenia, posługujący się swoistą logiką prawniczą; jego celem jest normatywne pokierowanie społecznym życiem człowieka284.
Wolny rynek ma charakter swobodnej gry sił, wolnej od elementu normatywnego i logiki prawniczej. Zdaniem niemieckiego prawnika, skłonność do instytucjonalizacji rzeczywistości społecznej przejawia się w katolicyzmie w postaci inklinacji do tworzenia pojęć prawnych i systemów prawa najpierw kanonicznego i (po sekularyzacji) prawa publicznego. Katolicyzm to holistyczny system całkowicie racjonalnej organizacji świata oraz racjonalnie wyłożonej i skodyfikowanej wiary285. Dlatego protestancki kanonista z XVII wieku Rudolf Sohm – ulubiony autorytet Schmitta, mimo różnicy konfesyjnej – słusznie „zdefiniował Kościół katolicki jako przede wszystkim instytucję prawną”, gdyż „elementy prawa istotnie przenikają katolicyzm wyjątkowo głęboko”286.
Carl Schmitt podkreśla odwieczne kościelne „dążenie do zachowania władzy”287, dla którego to celu Kościół katolicki nie wahał się wchodzić w najrozmaitsze sojusze polityczne. Dlatego raz wspierał republikanów, innym razem monarchistów (aluzja do polityki Leona XIII i Piusa X wobec III Republiki we Francji); raz zawierał sojusze z liberałami przeciwko socjalistom, innym razem z socjalistami przeciwko liberałom (aluzja do polityki niemieckiego Zentrum wobec Bismarcka i SPD). Ta ostatnia obserwacja pozwala nam wyciągnąć dwa wnioski:
1) Giętkość katolicyzmu politycznego. Mamy tutaj katolicyzm politycznie nowoczesny, ponieważ Schmitt odrzuca poglądy papieży sprzed Soboru Watykańskiego I, jakoby katolicka monarchia absolutna była jedyną prawowitą formą władzy288. Przeciwnie, prezentuje politycznie pragmatyczne stanowisko charakterystyczne dla papieża Leona XIII i jego polityki Ralliement z III Republiką Francuską, czyli rezygnacji przez Kościół katolicki z popierania monarchii jako jedynej możliwej formy ustrojowej289. Jest to postawa logiczna, gdyż bliska Schmittowi partia Zentrum także stała na pozycjach republikańskich i w latach 1918–1919 współtworzyła Republikę Weimarską. Zresztą samego Schmitta trudno byłoby nam uznać za zagorzałego monarchistę.
2) Traktowanie Kościoła jako państwa archetypicznego. Konsekwentne jest u Carla Schmitta postrzeganie Kościoła katolickiego jako bytu prawno–publicznego. Możność zawierania sojuszy politycznych znamionuje państwo zdolne do wyznaczania wrogów publicznych (para pojęć Freund–Feind)290. Kościół zachowuje się jak państwo, prowadząc politykę i mimo tego, że jego struktury znajdują się wewnątrz suwerennych państw. Funkcjonuje jako uniwersalna korporacja wewnątrz państw, prowadząc w ich środku działania polityczne. Kościół to państwo w państwie. Ten status wynika z faktu, że „reprezentuje na ziemi osobę Chrystusa. Stąd czerpie prawo do własnej niepowtarzalnej siły i godności. Może prowadzić negocjacje z instytucjami państwa jak równorzędny partner”291.
Carl Schmitt dowodzi, że pośród katolików przez prawie 2000 lat utrzymuje się myśl o potrzebie istnienia suwerennego eklezjalnego państwa w państwach chrześcijańskich292. W tym momencie opis Kościoła katolickiego przekracza granice weberowskiej narracji pozytywistycznej, przekształcając się w nieskrywany zachwyt, stanowiący refleks wpływu ultramontańskiego środowiska, z którego katolicki konserwatysta pochodził i jego skutecznej walki o zachowanie autonomicznego bytu w epoce Kulturkampfu, gdy Kościół katolicki wytrwał w starciu z aparatem nowoczesnego państwa. Schmitt jawi się nam teraz jako nadreński katolik, który cały czas ma przed oczami doczesne rządy w istniejącym do 1870 roku Państwie Kościelnym. Nietrudno dostrzec między wierszami jego autentyczny zachwyt nad ideą uniwersalnego imperium papieskiego Grzegorza VII, Aleksandra III, Innocentego III i Innocentego IV. W końcu „Kościół rzymskokatolicki jako historyczna całość, ale również jako aparat administracyjny, stanowi kontynuację uniwersalizmu rzymskiego imperium”293.
W pierwszej połowie lat 20. Carl Schmitt patrzy na świat przez pryzmat ideałów Kościoła mediewalnego i kontrreformacyjnego budującego uniwersalne państwo, znajdujące się wewnątrz państw terytorialnych, z papieżem jako uniwersalnym suwerenem. Schmitt widział wtenczas w Kościele średniowiecznym i kontrreformacyjnym – opisanym prawnie przez kanonistów i scholastyków – ideę wielkiego imperium, nowego Rzymu podbijającego świat. Trudno nie wyczuć w jego pismach z tego okresu nostalgii za epoką papalistycznej teokracji.
Nostalgia ta nie jest jednak oderwana od empirycznej rzeczywistości. Schmitt przecież dobrze wie, że katolicy nie stanowią nawet połowy obywateli Niemiec, a i pośród nich większość jest skażona liberalizmem i nie opowiedziałaby się już za powrotem do epoki gregoriańskiej czy potrydenckiej. Apologia katolicyzmu jako państwa w państwie nie służy mu do wysunięcia romantycznego i idealistycznego postulatu odbudowy mediewalnej teokracji. Służy mu do uprawomocnienia postawy politycznej katolików wobec upadłego w 1918 roku protestanckiego cesarstwa, zbudowanego przez Prusy. Schmitt zauważa, że quasi–etatystyczny status Kościoła w pewien sposób organizacyjny upodabnia wspólnotę katolicką do partii komunistycznych, które także nie uznają suwerennego państwa za byt, któremu należy się najwyższa lojalność. Komuniści tworzą rodzaj ateistycznego kościoła, czyli podobne państwo w państwie jak Kościół katolicki – tyle że hołdujące odmiennej aksjologii – ponieważ ich świadomość ideologiczna przeważa nad poczuciem, że są najpierw Niemcami294. Poczucie lojalności wobec Rzymu i dogmatu stworzyło identyczne poczucie pośród katolików epoki Kulturkampfu, dla których prusko–protestanckie