się głośno na psa jednemu ze stangretów. Na widok sceny powitania pani i psa do oczu Elizabeth napłynęły łzy wzruszenia, a biedny stangret stał obok, zatykając uszy. Gdy już pani Wilson upewniła się, że drogi Hector czuje się dobrze, skupiła uwagę na wybawczyni. Uparła się, że Elizabeth musi wrócić z nią do domu i przyjąć kolejną porcję podziękowań nad filiżanką herbaty. Gdy znalazły się w pięknej, wygodnej rezydencji, pani Wilson zainteresowała się, co taka młoda dama robiła samotnie w parku, a gdy usłyszała, że przyszła tam, by poprawić sobie nastrój po tym, jak nie udało jej się zdobyć pracy u krawcowej, zaczęła nalegać, by Elizabeth przyjęła posadę damy do towarzystwa, argumentując, że nie może postąpić inaczej, skoro drogi Hector tak polubił swoją wybawczynię. Nim zdążyła zaczerpnąć tchu, została zainstalowana w domu pani Wilson wraz z niewielkim dobytkiem, który przywiozła ze sobą do Londynu. Jeśli pani Wilson uznała teraz, że należy znaleźć siostrzeńcowi odpowiednią żonę, to Elizabeth nie miała ani cienia wątpliwości, że starsza dama dopnie swego bez względu na to, czy hrabia Osbourne życzy sobie tego czy nie.
– Co za szczęście, że Millerowie wciąż są w żałobie po śmierci lorda Millera i nie wyjechali do miasta na tegoroczny sezon – stwierdziła pani Wilson z zadowoleniem.
– Wątpię, czy lord Miller uznałby to za szczęście – zauważył hrabia sucho.
Elizabeth znów stłumiła uśmiech, ale poczuła na sobie intensywne spojrzenie hrabiego. Szybko odwróciła wzrok w stronę Letycji Grant, przez cały czas świadoma, że wciąż na nią patrzy z zamyślonym wyrazem twarzy.
Nathaniel niezbyt dokładnie słuchał paplaniny ciotki, ustalającej listę gości, których zamierzała zaprosić na sobotnią kolację. Żaden z tych gości go nie interesował, a już z pewnością dwie panny Miller ani panna Penelope Rutledge, córka wicehrabiego Rutledge, miejscowego sędziego. Ciotka niewątpliwie byłaby oburzona, gdyby się dowiedziała, że jedyna kobieta, która wzbudzała w tej chwili zainteresowanie Nathaniela, siedziała obok na sofie, rozmawiając o czymś cicho z Letycją Grant, oraz że jego zamiary wobec Betsy były absolutnie niehonorowe.
Czuł obecność młodej kobiety już od chwili, gdy wśliznęła się do salonu i uprzejmie dygnęła. Ubrana była w prostą kremową suknię, na którą opadały czarne loki. Głęboki dekolt odsłaniał piersi, które Nathaniel miał okazję podziwiać już wcześniej.
Po wyjściu panny Betsy Thompson z sypialni Nathaniel uznał, że warto dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Dyskretnie wypytał Letycję Grant i przekonał się, że ciotka nic nie wie o tej młodej damie poza tym, że Hector za nią przepada. W oczach ciotki Gertrudy były to wystarczające referencje. Nathaniel miał jednak na ten temat zupełnie inne zdanie. Piękna Betsy mogła być żoną, która uciekła od rozzłoszczonego męża, albo jeszcze gorzej, ukrywającą się oszustką. W każdym razie tak sobie hrabia tłumaczył ten nagły przypływ zainteresowania młodą damą.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Osbourne? – zapytała ostro ciotka, która w końcu zauważyła, że siostrzeniec nie poświęca jej zbyt wiele uwagi.
Nathaniel leniwie przeniósł na nią wzrok.
– Zdaje się, że właśnie wychwalałaś pod niebiosa zalety panny Rutledge – odrzekł bez zainteresowania. – W szczególności rozwodziłaś się nad jej grą na pianinie oraz nad tym, że jej hafty i obrazki wzbudzają powszechny podziw. Mówiłaś też, że od trzech lat, czyli od czasu śmierci matki, doskonale prowadzi dom wicehrabiego.
– Mam nadzieję, że nie kpisz sobie ze mnie, Osbourne? – obruszyła się pulchna, pełna dobrych intencji ciotka.
– Zapewniam cię, ciociu Gertrudo, że człowiek, który tęskni do kolacji tak jak ja, nie jest w odpowiednim nastroju, by sobie z kogokolwiek kpić. – Nathaniel podał ciotce ramię, w tej właśnie chwili bowiem kamerdyner stanął w drzwiach i ogłosił, że kolacja jest już gotowa.
Idąc za Nathanielem i panią Wilson do niedużej rodzinnej jadalni, Elizabeth podziwiała swobodę, z jaką hrabia wyplątał się z niewygodnej rozmowy. Wielu młodych dżentelmenów, nawet stęsknionych za kolacją, potraktowałoby podobne próby swatania bardzo surowo. Fakt, że lord Thorne tego nie uczynił, świadczył o szczerym uczuciu do ciotki.
Hrabia posadził przy stole ciotkę oraz Letycję i zwrócił się do Elizabeth.
– Czy mogę mieć nadzieję, że rumienisz się z mojego powodu, Betsy? – zapytał cicho, odsuwając krzesło i pochylając się nad nią poufale.
Usiadła sztywno, zirytowana tym bardziej, że jego przypuszczenia były słuszne. Wyprowadzając Hectora na spacer do lasów przylegających do Hepworth Manor, wciąż wspominała ciepłe ciało Nathaniela, gdy trzymał ją w objęciach, i dreszcz przyjemności, który ją przeszył, gdy hrabia dotknął ustami szyi.
Elizabeth spędziła całe dotychczasowe życie pod kloszem. W sąsiedztwie Shoreley Park mieszkało niewielu samotnych mężczyzn i zdaniem Marcusa Copelanda żaden z nich nie nadawał się na towarzystwo córek. Wyjątkiem był tylko Malcolm Castle, syn miejscowego sędziego, ten jednak już od dziecka najbardziej lubił Dianę, co sprawiało, że Elizabeth i Caroline nie miały żadnej okazji do flirtów.
Mimo wszystko wcześniejsze zachowanie Nathaniela przekraczało granice niewinnego flirtu. Hrabia pozwolił sobie na zbyt wiele, co oznaczało, że traktuje ją z nie większym szacunkiem niż kobietę, której mógłby zapłacić, by spędzić z nią noc. Niewątpliwie wynikało to z jego przekonania o jej niskim pochodzeniu, pomyślała.
– Prędzej zarumieniłabym się, myśląc o żmii niż o panu, milordzie – odpowiedziała cicho i uśmiechnęła się czarująco.
Nathaniel w odpowiedzi również błysnął drapieżnym uśmiechem i powoli usiadł na swoim miejscu. Podano pierwsze danie i ciotka zaczęła kolejną tyradę, wychwalając zalety przedstawicieli miejscowej arystokracji oraz ich córek w wieku odpowiednim do zamążpójścia, które to panny miały zaszczycić obecnością nadchodzącą kolację. Nathaniel puszczał ten monolog mimo uszu, skupiony na obserwowaniu doskonałych manier Betsy. Zauważył z uznaniem, że dziewczyna wciągnęła w rozmowę powolną Letycję. Letycja, notabene, była wręcz idealną damą do towarzystwa: posłuszna, zgodna i zbyt pozbawiona charakteru, by w jakiejkolwiek sytuacji przeciwstawić się kuzynce. Betsy zupełnie jej nie przypominała. Tym większe uznanie należało jej się za to, że zadała sobie trud rozmowy ze starszą kobietą.
Nathaniel z rozbawieniem zauważył, że dziewczyna unika choćby spojrzenia w jego kierunku. W połączeniu z doskonałą kolacją sprawiło to, że na kilka godzin udało mu się zapomnieć o bolących żebrach.
– Sądzę, Betsy, że już czas na wieczorny spacer Hectora – oświadczyła w końcu ciotka, spoglądając z uczuciem na psa, który leżał w koszyku obok kominka, pławiąc się w cieple i wygodzie.
Panie wstawały właśnie od stołu, by przejść do saloniku i wypić herbatę przed snem. Nathaniel zamierzał pozostać w jadalni, zapalić cygaro i napić się brandy. Przez ostatnie półtora tygodnia musiał sobie odmawiać tej przyjemności, ciotka bowiem nie znosiła, gdy ktokolwiek palił cygara w jej sypialniach. Był to doprawdy doskonały powód, by przyspieszyć rekonwalescencję.
Podniósł się uprzejmie, gdy kobiety wstawały od stołu, spojrzał w okno i zmarszczył brwi.
– Czy to bezpieczne, by panna Thompson wychodziła o tej porze, ciociu Gertrudo?
Za oknem panował już mrok, przełamany bladym blaskiem księżyca.
– Nigdy nie obawiałam się ciemności, milordzie – zapewniła Elizabeth, ale Nathaniel zignorował jej słowa i znów zwrócił się do ciotki:
– Może byłoby lepiej, gdyby któryś z lokajów wyprowadził Hectora na spacer?
Pani Wilson wydawała