alt="13304.jpg"/>
Na straganie
Na straganie w dzień targowy
Takie słyszy się rozmowy:
– Może pan się o mnie oprze,
Pan tak więdnie, panie koprze.
– Cóż się dziwić, mój szczypiorku,
Leżę tutaj już od wtorku!
Rzecze na to kalarepka:
– Spójrz na rzepę – ta jest krzepka!
Groch po brzuszku rzepę klepie:
– Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?
– Dzięki, dzięki, panie grochu,
Jakoś żyje się po trochu,
Lecz pietruszka – z tą jest gorzej:
Blada, chuda, spać nie może.
– A to feler –
Westchnął seler.
Burak stroni od cebuli,
A cebula doń się czuli:
– Mój buraku, mój czerwony,
Czybyś nie chciał takiej żony?
Burak tylko nos zatyka:
– Niech no pani prędzej zmyka,
Ja chcę żonę mieć buraczą,
Bo przy pani wszyscy płaczą.
– A to feler –
Westchnął seler.
Naraz słychać głos fasoli:
– Gdzie się pani tu gramoli?!
– Nie bądź dla mnie taka wielka! –
Odpowiada jej brukselka.
– Widzieliście, jaka krewka! –
Zaperzyła się marchewka.
– Niech rozsądzi nas kapusta!
– Co, kapusta?! Głowa pusta?!
A kapusta rzecze smutnie:
– Moi drodzy, po co kłótnie,
Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!
– A to feler –
Westchnął seler.
Pomidor
Pan pomidor wlazł na tyczkę
I przedrzeźnia ogrodniczkę.
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Oburzyło to fasolę:
– A ja panu nie pozwolę!
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Groch zzieleniał aż ze złości:
– Że też nie wstyd jest waszmości!
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Rzepa także go zagadnie:
– Fe! Niedobrze! Fe! Nieładnie!
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Rozgniewały się warzywa:
– Pan już trochę nadużywa.
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Pan pomidor, zawstydzony,
Cały zrobił się czerwony
I spadł wprost ze swojej tyczki
Do koszyczka ogrodniczki.
Entliczek-pentliczek
Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek,
A na tym stoliczku pleciony koszyczek,
W koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek,
A na tym robaczku zielony kubraczek.
Powiada robaczek: – I dziadek, i babka,
I ojciec, i matka jadali wciąż jabłka,
A ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta!
Mam chęć na befsztyczek! – I poszedł do miasta.
Szedł tydzień, a jednak nie zmienił zamiaru;
Gdy znalazł się w mieście, poleciał do baru.
Są w barach – wiadomo – zwyczaje utarte:
Podchodzi doń kelner, podaje mu kartę,
A w karcie – okropność! – przyznacie to sami:
Jest zupa jabłkowa i knedle z jabłkami,
Duszone są jabłka, pieczone są jabłka
I z jabłek szarlotka, i placek, i babka!
No, widzisz, robaczku! I gdzie twój befsztyczek?
Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek.
Żuk
Do biedronki przyszedł żuk,
W okieneczko puk-puk-puk.
Panieneczka widzi żuka:
„Czego pan tu u mnie szuka?”
Skoczył żuk jak polny konik,
Z galanterią zdjął melonik
I powiada: „Wstań, biedronko,
Wyjdź, biedronko, przyjdź na słonko.
Wezmę ciebie aż na łączkę
I poproszę o twą rączkę”.
Oburzyła się biedronka:
„Niech pan tutaj się nie błąka,
Niech pan zmiata i nie lata,
I zostawi lepiej mnie,
Bo ja jestem piegowata,
A pan – nie!”
Powiedziała, co wiedziała,
I czym prędzej odleciała,
Poleciała, a wieczorem
ślub już brała – z muchomorem,
Bo od środka aż po brzegi
Miał wspaniałe, wielkie piegi.
Stąd nauka
Jest