Praca zbiorowa

Lektury w klasie I (zbiór)


Скачать книгу

się!

      Pali się!!

      Pali się!!!

      Pali się!!!!

      – Co to się pali? Gdzie to się pali?

      Teren zbadali, ludzi spytali

      I pojechali galopem dalej.

      – Gdzie to się pali? Może to tam?

      Jadą i trąbią: tram-tra-ta-tam!

      Jadą Nawrotem, Rybną, Browarną,

      A na Browarnej od dymu czarno,

      Wszyscy czekają na straż pożarną.

      Więc na Browarnej się zatrzymali:

      – Gdzie to się pali?

      – Tutaj się pali!

      Z całej ulicy ludzie zebrali się.

      Pali się!

      Pali się!!

      Pali się!!!

      Pali się!!!!

      Biegną strażacy, rzucają liny,

      Tymi linami ciągną drabiny,

      Włażą do góry, pną się na mury,

      Tną siekierami, aż lecą wióry!

      Czterech strażaków staje przy pompie –

      Zaraz się ogień w wodzie ukąpie.

      To nie przelewki, to nie zabawki!

      Tryska strumieniem woda z sikawki,

      Syczą płomienie, syczą i mokną,

      Tryska strumieniem woda przez okno,

      Już do komina sięga drabina,

      Z okna na ziemię leci pierzyna,

      Za nią poduszki, szafa, komoda,

      W każdej szufladzie komody – woda.

      Kot jest na strychu, w trwodze się miota,

      Biegną strażacy ratować kota.

      Włażą do góry, pną się na mury,

      Tną siekierami, aż lecą wióry,

      Na dół spadają kosze, tobołki,

      Stołki fikają z okien koziołki,

      Jeszcze dwa łóżka, jeszcze dwie ławki,

      A tam się leje woda z sikawki.

      Tak pracowali dzielni strażacy,

      Że ich zalewał pot podczas pracy;

      Jeden z drabiny przy tym się zwalił,

      Drugi czuprynę sobie osmalił,

      Trzeci, na dachu tkwiąc niewygodnie,

      Zawisł na gwoździu i rozdarł spodnie,

      A ci przy pompie w żałosnym stanie

      Wzdychali: „Pomóż, święty Florianie!”

      Tak pracowali, że już po chwili

      Pożar stłumili i ugasili.

      Jeszcze dymiące gdzieniegdzie głownie

      Pozalewali w kwadrans dosłownie,

      Jeszcze sprawdzili wszystkie kominy,

      Zdjęli drabiny, haki i liny,

      Jeszcze postali sobie troszeczkę,

      Załadowali pompę na beczkę,

      Z ludźmi odbyli krótką rozmowę,

      Wreszcie krzyknęli:

      – Odjazd! Gotowe!

      Jadą z powrotem, jadą z turkotem,

      Jadą Browarną, Rybną, Nawrotem,

      Jadą i trąbią: tram-tra-ta-tam!

      Ludzie po drodze gapią się z bram,

      Śmieją się do nich dziewczęta z okien

      I każdy dumnym spogląda okiem:

      – Rzadko bywają strażacy tacy,

      Tacy strażacy – to są strażacy,

      Takich strażaków potrzeba nam!

      Tram-tra-ta-tam!

      Tram-tra-ta-tam!

      Mucha wracała właśnie do Łodzi;

      Strażak na wieży kichnął. Nie szkodzi.

      Inni strażacy po ciężkiej pracy

      Myją się, czyszczą – jak to strażacy.

      Koń w stajni grzebie nową podkową,

      A beczka błyszczy obręczą nową.

      Mucha spojrzała i odleciała –

      Tak się skończyła historia cała.

obrazek.jpg

      Tydzień

      Tydzień dzieci miał siedmioro:

      – Niech się tutaj wszystkie zbiorą!

      Ale przecież nie tak łatwo

      Radzić sobie z liczną dziatwą:

      Poniedziałek już od wtorku

      Poszukuje kota w worku,

      Wtorek środę wziął pod brodę:

      – Chodźmy sitkiem czerpać wodę.

      Czwartek w górze igłą grzebie

      I zaszywa dziury w niebie.

      Chcieli pracę skończyć w piątek,

      A to ledwie był początek.

      Zamyśliła się sobota:

      – Toż dopiero jest robota!

      Poszli razem do niedzieli,

      Tam porządnie odpoczęli.

      Tydzień drapie się w przedziałek:

      – No, a gdzie jest poniedziałek?

      Poniedziałek już od wtorku

      Poszukuje kota w worku...

      I tak dalej...

obrazek.jpg

      Wiosenne porządki

      Wiosna w kwietniu zbudziła się z rana,

      Wyszła wprawdzie troszeczkę zaspana,

      Lecz zajrzała we wszystkie zakątki:

      – Zaczynamy wiosenne porządki.

      Skoczył wietrzyk zamaszyście,

      Pookurzał mchy i liście.

      Z bocznych dróżek, z polnych ścieżek

      Powymiatał brudny śnieżek.

      Krasnoludki wiadra niosą,

      Myją ziemię ranną rosą.

      Chmury, płynąc po błękicie,

      Urządziły wielkie mycie,

      A obłoki miękką szmatką

      Polerują słońce gładko,

      Aż