skromnie, nie kupować sobie nowych ubrań czy kosmetyków, ale dla synów chciała zrobić wszystko, co może ich uszczęśliwić. Do realizacji zadania pozostało mało czasu.
Gdy chłopcy oddali jej listy, z ulgą dostrzegła, że marzą o klockach Lego. Wyrysowali różne zestawy, ale było coś wspólnego na obu kartkach: kolejka. Szybko sprawdziła w internecie, ile mniej więcej może kosztować taki zakup, i aż ścierpła jej skóra na widok ceny. Przez chwilę zastanowiła się, czy to aby nie zbytnie szaleństwo, ale machnęła ręką, odpędzając natrętne wątpliwości!
– Ana? Cześć! Co u was? – Usłyszała w słuchawce Carlosa. – Dzwonię w kilku sprawach. Po pierwsze jakie masz plany na święta? Chcielibyśmy z Martą zaprosić was do siebie. W tym roku nigdzie nie wyjeżdżamy i pomyśleliśmy, że miło będzie ten czas spędzić razem.
– O! Bardzo dziękuję, że o nas pomyśleliście. Właściwie to nie mam żadnych planów. Z przyjemnością przyjdziemy. Masz wolne? Co dziś porabiacie?
– Marta poszła z Amelią do lekarza, bo małej spuchła ręka. Szalała w szkole. A wy?
– Och! Mam nadzieję, że to nic poważnego. Maciek dwa tygodnie leczył kontuzję. U nas w porządku. Chłopcy właśnie zastanawiają się, co przyniesie im Święty Mikołaj w prezencie, a ja głowię się, jak to zrealizować – zaśmiała się. Była pewna, że dzieci jeszcze jej nie rozumieją.
– Do szóstego stycznia zdążysz coś kupić.
– A, faktycznie! – Anna uświadomiła sobie, że w Hiszpanii nie obchodzi się imienin Mikołaja w taki sposób jak w Polsce, a prezenty przynoszą Trzej Królowie. Za późno było, by tłumaczyć dzieciom, że tu hołduje się innej tradycji. – Wygląda na to, że moje dzieci dostaną prezenty dwukrotnie. Takie pomieszanie kulturowe, ha, ha!
– Słuchaj, byłbym zapomniał. Przyszedł do ciebie jakiś list.
– Gdzie przyszedł? Od kogo? – Zaskoczyła ją ta wiadomość.
– No, do nas do domu. Pewnie od kogoś, kto pamiętał, że tu mieszkałaś. Ale po tylu latach… ciekawe! Z Polski. Na to wskazuje znaczek, bo nie ma wpisanego nadawcy.
– Nie mam pojęcia, od kogo to. Ciotka Teresa zna mój aktualny adres. No nic, przy okazji go odbiorę.
– Czyli to nic pilnego i nie muszę ci go teraz podrzucać?
– Prawdopodobnie tak, skoro ktoś napisał na adres, pod którym mieszkałam wiele lat temu. Carlos… Czy mogłabym cię prosić o kupienie czegoś? Chodzi o ten prezent dla chłopaków. Wiesz, ciężko mi pojechać gdzieś bez nich, a to ma być niespodzianka. – Anna szybko podała mu nazwę i numer zestawu klocków Lego. – Odbiorę je od was, gdy chłopcy pójdą do szkoły na zajęcia integracyjne, i wtedy się rozliczymy. Przy okazji wezmę list. To dla mnie ogromna pomoc.
Carlos niespodziewanie zjawił się w jej mieszkaniu kilka godzin po rozmowie. Pudełko, które przyniósł, było pięknie opakowane w świąteczny papier.
– Bardzo to wielkie i ciężkie, więc zdecydowałem, że ci to dostarczę, bo sama miałabyś z tym problem. Schowaj, zanim chłopcy zobaczą. – Upewnił się, że w pobliżu nie ma żadnego podsłuchiwacza, i wskazał na pakunek ukryty za drzwiami.
Niespodzianka rzeczywiście zrobiła na dzieciach wrażenie. Jeszcze nigdy Święty Mikołaj nie przyniósł im tak wielkiego prezentu. I drogiego, pomyślała Anna, jednak szybko odpędziła od siebie tę myśl, ciesząc się szczęściem swoich synów. Do upominku dołączona była karteczka mówiąca o tym, że tym razem darczyńca działał w porozumieniu z mamą, z którą postanowili sprawić bliźniakom jeden prezent, który łączy dwie okazje. Piętnastego grudnia bowiem chłopcy obchodzili urodziny. Bez namysłu zabrali się za rozkładanie torów i budowanie wagoników. Mama musiała im trochę pomóc, bo nie potrafili posługiwać się instrukcją. Duża liczba klocków też robiła swoje – co chwilę wydawało się, że czegoś brakuje. Po kilku godzinach ciężkiej pracy pociąg stanął na szynach.
Anna miała nadzieję, że nadchodzący rok przyniesie zmiany na lepsze. Ten, który się kończył, wyczerpał już limit nieszczęść.
Któregoś dnia wpadł do niej Xavier z pytaniem o plany świąteczne. Wszyscy znajomi czuli się w obowiązku zająć Annie czas, by nie spędzała tych świąt sama. Nie musieli przejmować się jej sprawami, a jednak mogła na nich liczyć. Podziękowała za kolejne zaproszenie, informując, że już umówiła się z rodziną Carlosa.
– A ty wiesz, że ktoś dzwonił do biura i pytał o ciebie? Pracuję w innym dziale, więc dowiedziałem się zupełnie przypadkiem. Zmienił się zespół i wiele osób nawet nie wie, że u nas kiedyś pracowałaś. Za którymś razem przełączono rozmowę do mnie. Jakaś kobieta o ciebie pytała. Powiedziałem, że nie pracujesz w Ortega. Niestety… – zawahał się – potwierdziłem, że jesteś w Hiszpanii.
– O rany! Nikomu nie mówiłam, dokąd wyjeżdżam.
– Przepraszam. To jakoś tak samo wyszło. Ale nie powiedziałem, gdzie mieszkasz, choć pytała.
– Kto to może być?
– Mówiła, że jest przyjaciółką. Podała mi imię, ale nie zapisałem. Rozmawialiśmy po angielsku i nie wszystko zrozumiałem.
– No dobrze. Mam nadzieję, że ta rozmowa nie ściągnie na mnie kłopotów.
– Mam coś dla ciebie. – Xavier wyciągnął małą figurkę przedstawiającą człowieka w kucki.
Wzięła ją do ręki i z zaskoczeniem odkryła, że postać ma odsłoniętą tylną część ciała, a pod nim znajduje się to, co się z niej wydobywa, gdy siedzi się na toalecie.
– Co to jest?! – zapytała z lekką odrazą.
– El caganer. Figurka, którą ustawia się w szopce bożonarodzeniowej. Przynosi szczęście. Nie słyszałaś o tym?
– Jakoś mi to umknęło.
– To bardzo popularne w Katalonii. Przejdź się po sklepach, zajrzyj na kiermasz koło katedry, to zobaczysz setki figurek kucających postaci. Tradycyjnie był to taki właśnie pasterz, ale teraz najmodniejsze przedstawiają polityków, piłkarzy i artystów. Możesz sobie wybrać dowolną znaną postać.
Słyszała o Caga tió, drewnianym pieńku, który w Wigilię uwalnia z siebie słodycze dla dzieci, ale tę dziwną figurkę jakoś ominęła. No cóż, widać jest jeszcze sporo rzeczy, których nie wiedziała o Barcelonie.
Jeśli tylko przyniesie mi szczęście, może stać pod moją choinką, pomyślała, choć czuła się zdezorientowana i nie do końca wierzyła, że ludzie na poważnie traktują ten osobliwy zwyczaj.
Anna nie orientowała się w tutejszych świątecznych tradycjach. Postanowiła, że przygotuje kilka polskich potraw dla przyjaciół. Nie było to jednak proste, gdyż nie znalazła twarogu, z którego mogłaby upiec sernik. Na szczęście udało się jej kupić mak i bakalie, z których planowała zrobić masę do makowca. O kiszonym barszczu nikt tu nie słyszał. Nie mogła przygotować zakwasu, gdyż dostępne buraczki były już ugotowane i obrane, zapakowane próżniowo w folii. Nie zjedzą więc aromatycznego barszczu, ulubionej świątecznej potrawy jej dzieci. Na sklepowych półkach dostrzegła importowaną z Niemiec kiszoną kapustę w metalowych puszkach. Miejmy nadzieję, że będzie smaczna i uda mi się z niej coś wykombinować, pomyślała, pakując trzy opakowania do wózka. Jeszcze nie była pewna, czy ulepi pierogi z kapustą i grzybami, czy ugotuje kapustę z grochem. A może po prostu zrobi bigos?
Carlos i Marta zaprosili gości na pierwszy