uciekłam z Polski.
Marta jęknęła z wrażenia i speszona zakryła usta ręką. Widać było, że się boi. Może pomyślała, że Polka ściągnie na nich problemy, a może sama też miała coś na sumieniu. Ona również wyjechała ze swojego kraju. Anna wyczuła jej lęk.
– Byłam z nim szczęśliwa. Nie wiem, co się stało kiedyś, ale nigdy bym go nie podejrzewała o coś takiego. Choć może faktycznie ostatnio Michał był jakiś inny, zwłaszcza po śmierci mojego męża czasem zachowywał się niemiło, ale to jeszcze nie świadczy o tym, że człowiek jest… – Słowo „morderca” nie przechodziło jej przez usta.
– Mówili, że może być chory psychicznie. Nic na to nie wskazywało? – zapytał Carlos.
– No właśnie nie – westchnęła. – Już sama nie wiem. Może nie umiem tego rozpoznać. A może byłam zbyt zajęta swoimi problemami, by zwrócić na to uwagę? Przeżyłam bardzo trudny okres. Najpierw te wszystkie kłótnie z mężem, rozprawy rozwodowe, potem jego śmierć i zaborczy Michał. Dla mnie to zbyt wiele. Musiałam wyjechać, bo się tam dusiłam. Uciekłam pierwszym lepszym samolotem, dlatego że miałam wszystkiego dość, ale też z obawy przed Michałem.
– A jednak bałaś się go? – Marta nie do końca wierzyła w to, co mówi Polka. Nie znała jej na tyle, by wyczuć, kiedy mówi prawdę, a kiedy coś ukrywa.
– Trudno to wytłumaczyć. Dopiero w ostatnich dniach faktycznie stał się nieznośny. Może dlatego, że nie miałam dla niego czasu. Zachowywał się trochę jak rozkapryszone dziecko. Im bardziej chciałam być sama, tym bardziej mnie osaczał. Ale takie rzeczy przecież często mają miejsce. Nie jest tak?
– Nie rozumiem w takim razie, czemu uciekłaś.
– No dobrze. Ktoś mi zdradził, że Michał może być zamieszany w przykrą sprawę z przeszłości. Dopytywałam delikatnie, ale on nie chciał mówić. Potem chłopcy natknęli się na listy, które mnie zaniepokoiły. Zbyt dużo się działo. Kiedy pojawiło się jego dziwne zachowanie, uznałam, że ryzyko jest zbyt duże. Muszę przede wszystkim chronić dzieci, nawet jeśli owe podejrzenia to tylko zbieg okoliczności. Liczyłam, że okażą się bzdurą, czyimś wymysłem.
Carlos wstał i podszedł do Anny. Położył jej rękę na ramieniu i delikatnie uścisnął. On jej wierzył.
– Będzie ci tu dobrze. To przyjazne miasto. Dasz sobie radę. A jeśli będziesz potrzebowała pomocy, to zawsze możesz się do nas zwrócić. Prawda, Marto?
Kobieta poprawiła się na siedzeniu, odgarnęła kosmyk z czoła i przyjrzała się Kalinowskiej.
– Tak, oczywiście. Sama wiem, jak to jest być tu obcym.
– No właśnie, przecież ty jesteś Amerykanką! – Anna przypomniała sobie, że to do niej Carlos wyjeżdżał przed laty do Stanów. – Tak świetnie mówisz po hiszpańsku, że wyleciało mi to z głowy.
– Teraz to jestem pół-Amerykanką, pół-Hiszpanką – zaśmiała się, a w jej głosie dało się słyszeć dumę. – Miałam hiszpańską nianię, która od dziecka uczyła mnie mówić w tym języku.
– Opowiedzcie mi o sobie. Coś miłego, żeby odgonić przykre myśli. Jak się poznaliście i tak dalej. – Anna potrzebowała oderwać się od kłopotów.
– Carlos, zacznij, ja tymczasem zaniosę dzieciom coś do jedzenia, bo chyba już zgłodniały. Tak grzecznie się bawią, że boję się im przerywać – zażartowała Marta.
To prawda. Od kiedy chłopcy zniknęli w pokoju nowej koleżanki, zgodnie się bawili. Od czasu do czasu słychać było tylko polsko-hiszpańskie rozmowy. Pomimo wąskiego zasobu słów w nowym dla nich języku chyba się dogadywali. Anna zazdrościła synom tej swobody. Właściwie nie mieli problemu, by się komunikować. Zauważyła to już kilkakrotnie na placu zabaw.
– Poznałem moją żonę, kiedy przyjechała do Barcelony w celach turystycznych. Dorabiałem wtedy oprowadzaniem po bazylice Sagrada Familia. Trafiła mi się jej grupa. Marta jako jedyna mnie słuchała. Reszta rozeszła się, by robić zdjęcia. Zaproponowałem jej kawę. Zgodziła się. I jeszcze na kolację tego oraz następnego dnia. Zakochałem się po uszy. Marta była ostrożna, bo właśnie rozstała się z chłopakiem. To była ta jedyna, więc nie mogłem wypuścić jej z rąk. Korespondowaliśmy, aż któregoś dnia zjawiłem się w jej domu w Los Angeles. Musiałabyś zobaczyć jej minę, kiedy otworzyła drzwi – zaśmiał się.
– To prawda. Zaniemówiłam z wrażenia. Był miłym chłopakiem, ale nie wierzyłam w te jego deklaracje. To taki typ w gorącej wodzie kąpany. Miłość wyznał mi już na drugiej randce, ale nie podejrzewałam go o to, że przeleci dla mnie ocean! – Gospodyni wróciła już do salonu i postawiła na stole talerz z kilkoma kanapkami, których widocznie dzieci nie chciały. – Poznałam Carlosa z moimi rodzicami, a oni z miejsca się w nim zakochali. Zresztą jak każdy. Nie pozostawił mi wyboru.
– Miałem tu pracę. Marta kończyła studia w Stanach. Po trzech cudownych miesiącach spędzonych razem musieliśmy się rozstać. Wróciłem do Barcelony i rozglądałem się za większym lokum, do którego mógłbym ją sprowadzić, bo mieszkałem wtedy z kolegą w wynajętej kawalerce. Ślub wzięliśmy w Hiszpanii, a wkrótce okazało się, że Marta jest w ciąży.
– Niestety bardzo źle się czułam. Carlos całymi dniami pracował. Nie znałam tu nikogo. Postanowiłam wyjechać do Los Angeles i w razie czego być bliżej rodziców. Mój ojciec jest pediatrą, więc pomyślałam, że po porodzie będę się czuła bezpieczniej, mając go pod ręką. I ja, i Carlos… po prostu bardzo tęskniliśmy za sobą. Nie dało się tak żyć. Pomógł nam los, bo firma, dla której pracował mój mąż, zbankrutowała i wszystkich zwolniono. Na szczęście tata zaproponował, żeby pomógł mu rozkręcić prywatną praktykę. Miał wielu hiszpańskojęzycznych pacjentów, więc uznał, że przydałby mu się wspólnik mówiący w tym języku. Przyleciałam na krótko do Barcelony i wtedy urodziła się Amelia – zaśmiała się. – Tak bardzo chciałam, żeby przyszła na świat w Stanach, ale widać nasza córeczka miała inne plany. W dodatku pojawiła się aż półtora miesiąca wcześniej. Na szczęście nie było żadnych komplikacji. Wyjechałyśmy z Europy trzy miesiące później.
– No tak. Kiedy się poznaliśmy, Carlos właśnie się wyprowadzał. – Anna przypomniała sobie spotkanie sprzed lat. Uśmiechnęła się do swoich myśli, które już dawno przestały krążyć wokół byłego partnera. Była w Barcelonie od kilku tygodni, a miała tu już bliskie osoby. Poznała ich losy, przyglądała się rodzinnemu szczęściu. Chciałaby kiedyś opowiadać przyjaciołom równie romantyczne historie, siedząc u boku ukochanego. Choć teraz nie była gotowa na nowy związek, to nie wyobrażała sobie, że do końca życia zostanie sama. – Wspominałaś o trudnych początkach w Barcelonie. Kiedy tu wróciliście?
– Dwa lata temu. Zmarł mój ojciec, a mama przeprowadziła się do siostry w Seattle. Carlos nie mógł prowadzić praktyki lekarskiej, bo nie ma wykształcenia medycznego, a nie chciał wchodzić w układ z kimś innym. Szukał nowej pracy i tam, i tu. W końcu w Hiszpanii pojawiła się dobra oferta, więc wróciliśmy. Nie mogłam przywyknąć, bo jednak życie tu jest zupełnie inne. To miasto jest piękne, gdy tu przyjeżdżasz, gdy chwilę pomieszkasz, ale jeśli dłużej zostajesz, to zaczynasz borykać się z wieloma problemami. Mentalność Hiszpanów jest inna niż Amerykanów. Dla mnie to bywa bardzo trudne. Powiedzmy, że przywykłam. Musiałam się przestawić, zwłaszcza gdy Amelia poszła do przedszkola. Zaprzyjaźniłam się z mamami jej koleżanek i one bardzo mi pomogły.
– O! To budujące. Mam nadzieję, że i nam się tu ułoży.
Anna