Ewa Bauer

Kolory uczuć Tom 3 Słoneczne jutro


Скачать книгу

więc lepiej było zanadto się nie oddalać, zwłaszcza że rówieśnicy w większości mówili po katalońsku. Z hiszpańskim chłopcy już się oswoili, nawet jeśli nie rozumieli zbyt wiele, to przyjęli, że prędzej czy później będą w tym języku mówić. Kataloński ich onieśmielał.

      – Dzień dobry. Czy to moi przyszli uczniowie? – zagadnęła ich czarnowłosa pani w dziwnych okularach.

      Chłopcy patrzyli na nią z mieszanką fascynacji i strachu. Czerwone oprawki trzymały bardzo mocne szkła, co sprawiało, że oczy pani dyrektor wydawały się bardzo duże.

      – Podajcie mi swoje imiona. Postaram się je powtórzyć – zwróciła się do chłopców po hiszpańsku.

      Ten zwrot już rozumieli, bo każdy pytał ich, jak się nazywają.

      – Kuba i Maczek. Pięknie. Ja mam na imię Carmen. Chodźmy do mojego gabinetu, bo tu jest dzikie szaleństwo. – Pokazała dłonią biegające dzieci. – O której pani musi iść? – Tym razem zwróciła się do Anny, która choć wdzięczna, że pani dyrektor pamiętała o jej prośbie, spojrzała na nią niepewnie.

      Matka nie uprzedziła synów, że ich zostawi w nowym miejscu. Chciała zrobić to dopiero wtedy, gdy zainteresują się zajęciami. Oni jednak niczego nie zrozumieli.

      – Mam spotkanie za godzinę. Czy na pewno będą mogli tu zostać?

      – Jeśli tylko zechcą, to nie ma problemu. Proponuję, żeby zostawili w szatni swoje pojazdy i kurteczki. Przejdziemy się po szkole. Czy chłopcy rozumieją, co mówię?

      – Obawiam się, że niewiele. Bardziej domyślają się z kontekstu. Pracujemy nad językiem, ale na razie nie widać efektów.

      – Proszę się nie martwić. Z doświadczenia wiem, że dzieci przez jakiś czas wydają się nic nie rozumieć, aż pewnego dnia zaczynają mówić niemal płynnie. Ich mózgi są bardzo chłonne i doskonale dają sobie radę z nauką języka, pod warunkiem że maluchy przebywają w sprzyjającym środowisku. Zawsze mówię rodzicom, żeby nie wyręczali dzieci i nie tłumaczyli im wszystkiego. Same muszą sobie radzić. Gdy czuwamy nad wszystkim, osiągają pozorną samodzielność. Nie mogą myśleć, że ktoś za nich wszystko zrobi. Mamy tu sporo dzieci obcojęzycznych. Marta mówiła, że pani nie zna katalońskiego, tak?

      – Niestety nie. Co nieco rozumiem, ale to naprawdę niewiele. I prawdę mówiąc, najbardziej przeraża mnie, że oni będą musieli nauczyć się jednocześnie dwóch języków.

      – Wystarczy, że przyswoją kataloński.

      Anna westchnęła. Oby nauczycielka miała rację.

      – Tam jest sala gimnastyczna, do której pójdziemy na końcu. Najpierw chciałabym pokazać wam pomieszczenia lekcyjne i stołówkę. Jadalnia to bardzo ważne miejsce.

      Ściany w szkole były kolorowe, z wymalowanymi postaciami z różnych bajek i napisami, których chłopcy jeszcze nie potrafili rozszyfrować. Zgodnie z przewidywaniami pani dyrektor sala gimnastyczna przypadła bliźniakom do gustu. Znajdowały się tam rozmaite przyrządy do ćwiczeń. Jedno z oddzielnych pomieszczeń zawierało szkolną siłownię – w sam raz dla małych sportowców. Dodatkowo był tam kącik z koszem do gry i tor przeszkód.

      – Mamo, czy możemy poćwiczyć? – zapytał Maciek.

      Anna uśmiechnęła się do niego. Synowi się spodobało, więc zaistniała szansa, że mama będzie mogła bez przeszkód udać się na spotkanie.

      – Zapytamy panią Carmen. Poczekajcie chwilę.

      Dyrektorka odgadła, o czym rozmawiają. Szybko udzieliła odpowiedzi:

      – Za pięć minut zaczynają się zajęcia ogólnorozwojowe. Uprzedziłam już, że chłopcy wezmą w nich udział. Ma pani półtorej godziny. Potem dzieci trzeba odebrać. Zostawię chłopców pod opieką nauczyciela gimnastyki, pana Moralesa. Ricardo, to jest Ana, a to Maczek i Kuba – zwróciła się po katalońsku do barczystego mężczyzny w stroju sportowym.

      Przywitali się, wymieniając zwyczajowe pozdrowienie. Anna przyzwyczaiła się już, że z każdym wita się zwrotem: ¡Hola! ¿Qué tal?. Spojrzała na zegarek. Było już późno, a nie wypadało kazać na siebie czekać.

      – Czy ja już mogę…

      – Tak, chłopcy są pod opieką – przytaknęła Carmen i pożegnała się.

      Anna przykucnęła przy chłopcach, którzy tęsknie patrzyli w kierunku toru przeszkód. Nie zdawali sobie jeszcze sprawy z tego, co zostało ustalone bez ich wiedzy.

      – Chcielibyście tu poćwiczyć?

      – Tak! Tak!

      – Zaraz przyjdą inne dzieci i pobawicie się razem z nimi. Pokażą wam, jak wyglądają zajęcia w ich szkole. Słyszałam, że są bardzo ciekawe.

      – Będziemy mogli wszystkiego spróbować?

      – Tego nie wiem. To zależy, na co pozwoli pan Morales, ale myślę, że nie będzie z tym problemu. Tylko jest jedna sprawa. Ja nie mogę uczestniczyć w lekcji, więc pójdę coś załatwić i spotkamy się po zajęciach, dobra?

      Maciek zawahał się, nieprzekonany, czy oferowane zajęcia to coś, o czym przed chwilą marzył.

      – Hej, nie martw się. Zanim się obejrzysz, będę z powrotem. Nie mogę zostać tu na sali. Bardzo żałuję, bo sama mam ochotę wypróbować te urządzenia. Przetestujcie, co się da, i potem w domu opowiecie mi wszystko ze szczegółami. To będzie trochę tak, jakbym sama ćwiczyła. Zrobicie to dla mnie?

      – Dobrze.

      Uczniowie zaczęli się schodzić do sali. Anna dała synom po buziaku i opuściła pomieszczenie, żeby przypadkiem nie zmienili zdania. Teraz nie miałaby już czasu ich przekonywać, musiałaby albo zrezygnować ze spotkania z potencjalnym pracodawcą, albo zostawić chłopców wbrew ich woli, a obu tych rozwiązań bardzo chciała uniknąć.

      Dotarła do hotelu spóźniona trzy minuty, ale kiedy tylko próbowała się tłumaczyć, były szef machnął ręką lekceważąco.

      No tak, pomyślała, dla nich przecież nawet kwadrans to nie spóźnienie.

      – Dobrze cię widzieć, Anno! Byłaś niezwykle cennym pracownikiem. Szkoda, że tak potoczyły się losy. Ale widzę, że wracasz do Barcelony. Wakacje?

      – Bardzo dobrze wspominam pracę w Ortega España. Przyjęliście mnie tam serdecznie. – Nie odpowiedziała na jego pytanie.

      – Za ciebie przyjechała inna stażystka z Polski, ale nie byliśmy z niej zadowoleni. Miała zupełnie inny styl pracy niż ty i po kilku miesiącach rozstaliśmy się z nią, nie proponując posady na stałe. A ciebie byśmy zatrudnili.

      – Miło to słyszeć! – Uśmiechnęła się do swoich myśli. Na razie rozmowa przebiegała zgodnie z jej intencją. – Rozmawiałam z Xavierem i on podsunął mi myśl, że może mogłabym… Gdyby była taka możliwość…

      – Anno, czy możesz mówić jaśniej, bo nie zrozumiałem?

      – Tak… więc nie jestem tu na wakacjach. Mieszkam.

      – O! Jednak miasto cię zaczarowało! – Pokiwał głową.

      – No, można tak powiedzieć. To znaczy bardzo lubię Barcelonę i… Dobrze, może od początku. Z powodów osobistych przeprowadziłam się do Hiszpanii na stałe. Zaproponowałam ci spotkanie, gdyż chciałam zapytać, czy… czy nie znalazłaby się dla mnie praca w Ortega España. Bardzo dobrze wspominam tamten czas, o którym mówiłeś, i chciałabym wrócić.

      Miguel się zamyślił. Anna ukradkiem ocierała ręce o spodnie, gdyż z emocji całkiem