abyście to źle zrozumieli, ale naprawdę niewiele mogę powiedzieć o sobie – uprzedziłam ich. – Na razie nie mogę – dodałam.
– Tak zupełnie nic? – zapytał MIKON. – Ani kiedy się urodziłaś, ani gdzie? Kiedy przeszłaś przemianę, kto jest twoim Stwórcą? To są informacje, których nie ma sensu ukrywać.
– Urodziłam się w 1690 roku w Polsce – odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu. – Moja przemiana odbyła się, kiedy skończyłam 18 lat, w 1708 roku. Niestety nie mogę powiedzieć, kto jest moim Stwórcą.
– Dlaczego? – Nie dawał za wygraną.
– Ponieważ mi tego zabronił – oświadczyłam.
– To bardzo dziwne, co mówisz. Przecież nie ma możliwości, aby Król nie wiedział, kto cię stworzył. To jest niezgodne z naszymi zasadami! – MIKON rzucił to ostrym tonem.
– Król wie, kim jest mój Stwórca. Ale tylko on. Nie złośćcie się na mnie – poprosiłam. Bardzo nie chciałam, aby się do mnie zniechęcili. – Chwilowo tak musi pozostać. Jeśli tylko będę wam mogła cokolwiek powiedzieć, dowiecie się natychmiast. Mogę wam przysiąc, że nie robię nic złego. Jeśli mi uwierzycie, będę bardzo szczęśliwa. – Starałam się wyglądać jak najwiarygodniej. – Zdaję sobie sprawę, że nie macie żadnych powodów, by mi ufać, a wręcz przeciwnie. Proszę was jednak o odrobinę cierpliwości. Może w niedługim czasie sytuacja się zmieni.
Wiedziałam, że są trochę źli, na szczęście ciekawość przewyższała złość. Teraz jeszcze bardziej ich intrygowałam.
– Jeśli urodziłaś się w Polsce, to skąd wzięłaś się w Paryżu i jak poznałaś Króla? – tym razem dociekał ZEN.
– W 1944 roku mój Stwórca poprosił Króla o opiekę nade mną. Miałam wtedy bardzo ciężki okres w moim życiu i chwilowo się załamałam. Dzięki Królowi udało mi się dojść do równowagi. Przez ponad dziesięć lat byliśmy razem. Później zwrócił mi wolność – powiedziałam z uczuciem. – Ale to już wszystko, co mogę powiedzieć na ten temat. Przepraszam, naprawdę nie mogę więcej. Poza tym zaraz przyjdzie Mistrz, więc muszę wrócić do celi. Kto mnie odprowadzi? – W tym momencie poczułam żal i rozczarowanie, że nie ujrzę obiektu moich uczuć przez tyle godzin. Do końca łudziłam się, że pojawi się w bibliotece, zanim ja wyjdę.
Wojownik ZEN zerwał się pierwszy, obejmując funkcję mojego opiekuna. Nikogo nie chciał dopuścić do mnie.
Wstałam i ukłoniłam się wszystkim z szacunkiem. Humor poprawiło mi to, że patrzyli na mnie z sympatią. Byłam świadoma, że nie uniknę pytań i najbardziej obawiałam się, aby moje tajemnice nie spowodowały ich niechęci. Chwilowo nie miałam jednak pomysłu, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie wiedziałam, na czym stoję. Nadal byli dla mnie obcy, nie znałam ich i nie miałam pojęcia, ile im mogę powiedzieć. Na razie musiałam milczeć. – Dopóki nie nabiorę całkowitej pewności co do ich wierności i przede wszystkim do chęci zatrzymania wszystkich informacji o mnie w tajemnicy, nie mogę ryzykować – pomyślałam.
Od jutra postanowiłam delikatnie podpytywać ich o rożne sprawy, by wyczuć sytuację.
Tymczasem podeszliśmy już pod celę. Wojownik ZEN otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Zawahał się trochę przed wyjściem, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Rzucił tylko na odchodnym:
– Do jutra ślicznotko – i zostawił mnie samą.
Przyszło mi na myśl, że trochę za bardzo się spoufala. Niestety, byłam dla niego tylko więźniem. Poza tym, tak w rzeczywistości, nikt nie miał pojęcia, kim jestem. Jako kobieta związana kiedyś z Królem i to nieoficjalnie, w hierarchii naszej Rasy właściwie byłam nikim.
Nie chciałam jednak myśleć o tym teraz. Wystarczało mi rozterek, jak na jedną noc. Na taki stan najlepszym remedium najczęściej okazywała się wciągająca lektura. Wzięłam więc niedokończoną książkę z wczoraj i zagłębiłam się w jej treść. Przed południem skończyłam czytać z twardym postanowieniem, by zasnąć, nie zaprzątając sobie głowy problemami. Pomyślałam, że wieczorem, wypoczęta, z jasnym umysłem, będę miała więcej czasu na opracowanie jakiejś strategii.
Zasnęłam momentalnie. Śnił mi się Mistrz. Widziałam jego doskonałą postać i piękną twarz. Kochał mnie, a ja szalałam ze szczęścia jak pijany zając. Zatraciliśmy się w pocałunkach, w seksie. Było CU-DOW-NIE!
ROZDZIAŁ 8
Przebudzenie było okropne. Zamiast twarzy ukochanego, zobaczyłam szare, smutne ściany. Wzdrygnęłam się rozczarowana. Chwilowo moja rzeczywistość jawiła się w szarych kolorach. Do północy zostały jeszcze trzy godziny, miałam więc trochę czasu. Nie spodziewałam się, że ktoś przyjdzie po mnie wcześniej. Wstałam jednak i na wszelki wypadek przygotowałam się do wyjścia: umyłam, ubrałam i uczesałam.
Siedząc na łóżku po turecku, oparta o zimną ścianę, zaczęłam zastanawiać się, o co zapytać dziś Wojowników. A może Mistrza?! Nie byłam pewna, czy on zechce zamienić ze mną chociaż słowo. Postanowiłam jednak spróbować.
– Kurczę, żebym się tylko nie wygłupiła! Co będzie, jeśli w jego pobliżu nie zdołam wydukać czegoś rozsądnego i wyjdę na idiotkę? – opanowały mnie czarne myśli. Trzeba było odpędzić to durne rozumowanie, powodujące tylko coraz większą nerwowość, więc zaczęłam zastanawiać się intensywnie, jak z nimi wszystkimi postępować. Nigdy nie spodziewałam się, że najsilniejsi i najgroźniejsi członkowie naszej Rasy, mogą być jednocześnie tak mili i łagodni. Oczekiwałam ostrych, agresywnych samców, a tu takie zaskoczenie! To akurat było dla mnie ze wszech miar sprzyjające. Pogrążona w rozmyślaniach, nie zauważyłam nawet, kiedy zbliżyła się północ. Dopiero odgłosy dochodzące z korytarza przywróciły mnie do rzeczywistości. Po chwili usłyszałam odsuwanie zasuwy w moich drzwiach i pukanie.
– Proszę wejść – powiedziałam.
Tak, jak się spodziewałam, w drzwiach stanął Wojownik ZEN. Nie wiedziałam, czy to Mistrz wyznaczył go na mojego opiekuna, czy on sam podjął taką inicjatywę. Jedno było pewne, zawsze kręcił się w moim pobliżu. Teraz stanął blisko mnie i zapytał:
– Wyspałaś się? – Usłyszałam jak intensywnie wciąga mój zapach. Drgnęłam, odsuwając się trochę od niego.
– Tak. Spałam dobrze. – Zrobiłam parę kroków w stronę drzwi, chcąc, by dzielił nas większy dystans. – Idziemy? – zapytałam.
– Oczywiście. Przygotuj się na ciężką rywalizację. Porobiliśmy zakłady, kto dzisiaj wygra: ty czy WIKTOR. Nawet Mistrz dał się wciągnąć – poinformował mnie. – Ja postawiłem na ciebie. Wszyscy są bardzo podekscytowani. MARCJAN i ANAKLET, choć mieli dzisiaj coś do załatwienia w mieście, zdążyli już wrócić. Ledwie zaszło słońce, a już ich nie było. Koniecznie chcieli być tu przed pojedynkiem. Wrócili przed kwadransem, bo jak stwierdzili, nie przepuściliby takiego widowiska. Tak więc dzisiaj masz komplet widzów. – Zaśmiał się.
– No, pięknie! – powiedziałam z przekąsem.
– Nie przejmuj się. Nawet, jeśli WIKTOR cię pokona, nie będziesz się miała czego wstydzić. Jesteś doskonale wyćwiczona – pochwalił mnie. – Nie pogniewam się, jeśli przegram zakład. Ale postaraj się choć trochę utrzeć nosa temu pyszałkowi.
Wiedziałam, że bez problemu dam sobie radę z każdym z nich. Najgorsze było to, że Mistrz zamierzał mnie obserwować. A ja w jego obecności miałam nogi jak z waty.
– Ciężko jest biegać na wacianych nogach! – pomyślałam.
Kiedy weszliśmy do sali, wszyscy czekali na nas. Jak zwykle pięknie się ukłoniłam. Zobaczyłam same uśmiechnięte twarze. Tylko Mistrz był poważny i zaledwie minimalnie