za taką mnie uznał.
– Gotowa do walki? – zapytał WIKTOR.
– Jasne – rzuciłam. – Tylko żeby było jasne: pracują same mięśnie. Żadnego turbo-doładowania mocą. Mam nadzieję, że wszyscy będą tego pilnować.
– Nie martw się, KALO. Użycie mocy przez któregoś z was oznacza przegraną – powiedział ZEN.
– OK. W takim razie, ile czasu biegniemy?
– Dopóki jedno z was nie straci sił.
– W porządku – zgodziłam się bez wahania. – Ale wszystko na maksa. Największe pochylenie i największa prędkość. Bez rozgrzewki.
– Zgoda. – WIKTOR pokiwał głową, aprobując moje warunki.
Podeszliśmy do bieżni. Już wczoraj byłam pod wrażeniem sprzętu, jaki tu mieli. Musiał być robiony na zamówienie. Był wypasiony w każdym calu. W końcu używali go przecież najwięksi twardziele na świecie. Bez ociągania weszłam na wybieg. Wojownicy ustawili się wokół nas. Na sygnał rozpoczęliśmy wyścig. Natychmiast poczułam, jak moje mięśnie „z uśmiechem” ruszyły do ataku. „Chłopaki” wzięli się ostro za doping. Z satysfakcją ujrzałam osłupienie i podziw w oczach Mistrza na widok mojej muskulatury. Stał oparty o ścianę trzy metry ode mnie i bacznie mnie obserwował. Wbrew moim obawom to mnie nie osłabiło. Widząc jego zachwycony wzrok, dostałam skrzydeł.
Ktoś puścił mocną, rockową płytę i zrobiło się super przyjemnie. Biegłam bez większego wysiłku, z rozbawieniem słuchając zaczepek, którymi raczyli nas Wojownicy. Pół godziny to dla mnie była dopiero rozgrzewka. Jednak WIKTOR zaczynał już trochę słabnąć. Ja na razie nie odczuwałam najmniejszego zmęczenia.
Nietrudno było zgadnąć, kto postawił na WIKTORA. MIKON, ALEXANDER i MARCJAN dopingowali go z całych sił. ANAKLET, ZEN i ARIEL byli za mną. Nie miałam pojęcia, na kogo postawił Mistrz, ponieważ nie kibicował nikomu.
Po czterdziestu minutach dostrzegłam, że WIKTOR zaczął opadać z sił. Nie poddawał się jeszcze, ale to już była moim zdaniem kwestia trzech, czterech minut. Upłynęło dokładnie czterdzieści cztery minuty, gdy dał wreszcie za wygraną. Padł na podłogę i leżał jak martwy. Pobiegłam jeszcze jedną minutę, jak to się mówi: dla równego rachunku, i zeszłam spokojnie z bieżni.
ZEN aż podskakiwał z radości, ARIEL i ANAKLET mieli bardzo zadowolone miny. Surową twarz ANAKLETA rozświetlał wesoły uśmiech. Rozochocony ZEN podszedł do mnie i cmoknął mnie w policzek.
– Po prostu jesteś genialna – zawołał. Odsunęłam się odruchowo. Nie byłam przyzwyczajona do poufałości ze strony obcych mężczyzn i tego nie tolerowałam. W normalnych warunkach, za coś takiego każdy delikwent dostałby ostrą nauczkę, którą długo by pamiętał. Teraz sytuacja była inna. Raz, że będąc więźniem, nie mogłam nic zrobić, dwa – nie pocałował mnie z premedytacją, a jedynie w euforii po zwycięstwie. Przesunęłam się jednak zdecydowanie w stronę Mistrza, jakbym chciała, by mnie bronił przed takim zachowaniem.
WIKTOR powoli podniósł się z podłogi.
– Ale mnie kobieto wymęczyłaś – zajęczał. – Co ty, jesteś jakimś cyborgiem? – zapytał z niedowierzaniem.
– Tak – odpowiedziałam wesoło. Rozśmieszył mnie swoim pytaniem.. – Z tytanowym szkieletem.
– Powiedz, jak to robisz, że masz taką kondycję? – dopytywał.
– Bardzo dużo biegam. Zawsze jak człowiek. Ćwiczę i biegam, nie używając mocy. W jednym z miejsc, w których mieszam, mam wspaniałe góry z trasami idealnymi do moich potrzeb.
– Bardzo ciekawe rzeczy mówisz, KALO – usłyszałam głos, od którego przeszły mnie ciarki. – Może powiesz nam, w ilu to miejscach mieszkasz? A może tego też nam nie możesz powiedzieć? – zapytał ironicznie.
Spojrzałam na niego zamyślona. Oceniałam na szybko, czy mogę mu to wyjawić. W sumie, gdyby chciał, mógłby dowiedzieć się, gdzie przebywam, na przykład od XAWIERA.
– W trzech – odpowiedziałam. – Mieszkam w trzech miejscach, Panie.
– A dokładniej? – Przyglądał mi się uważnie.
– W Paryżu, w Grecji i w Polsce.
Mistrz uniósł brwi zdziwiony.
– Często się przenosicie – skomentował. – Takie niespokojne dusze. Pierwsze słyszę, żeby ktoś z naszej Rasy mieszkał w tylu miejscach. Twój Stwórca, to ktoś dziwny, skoro tak cię przenosi.
Wszyscy przysłuchiwali się nam z wielką uwagą. Nikt nie zaczął ćwiczyć.
– Mieszkam sama i sama się przenoszę – odpowiedziałam, wywołując ogólną konsternację.
– No, no! Robi się coraz ciekawiej – odezwał się Mistrz. – Powiedz nam, dlaczego nie mieszkasz ze Stwórcą?
– Czasami z nim mieszkam. Ale on przez większość czasu jest zajęty swoją pasją i nie chcę mu przeszkadzać. Jest naukowcem i ciągle z czymś eksperymentuje – wyjaśniłam na razie spokojnie. – Nie chcę być niegrzeczna, Panie, ale czuję się, jak na przesłuchaniu. Może teraz ja mogłabym zadać kilka pytań.
Spojrzał na mnie zaskoczony. Zapewne stwierdził, że jestem bezczelna, ale ciekawość chyba zwyciężyła.
– Słucham – burknął mało zachęcająco.
– Na kogo, Panie, dzisiaj stawiałeś?
– Na ciebie – prychnął.
– Dlaczego?
– Ponieważ uważam, że jesteś niebezpieczna – powiedział twardo. – Tak, jak wcześniej mówiłem, nie wiadomo, co skrywasz, ale czuję, że to coś groźnego. Skoro potrafisz blokować się tak mocno, założyłem, że i fizycznie jesteś bardzo silna. Jak widać – nie myliłem się.
– Widzę, Panie, że nie jestem w stanie zdobyć ani odrobiny twojego zaufania. Wszystko, co robię, tłumaczysz przeciwko mnie – mówiłam rozgoryczona. – To niesprawiedliwe!
– Zaufanie to ja mogę mieć do kogoś, kto nie ma tajemnic – powiedział ostro. Nadal opierał się luzacko o ścianę, ale minę miał poważną.
– A jeśli powiedziałabym ci, Panie, że mam z Królem ważny układ, czy byłbyś w stanie w to uwierzyć? – zapytałam.
– Raczej… nie – odpowiedział już nie tak surowo. – A jeśli uwierzę, to co?
– Wtedy mogłabym powiedzieć ci kilka rzeczy, ale po warunkiem, że przysiągłbyś na swój honor nikomu tego nie zdradzić.
– Nie ma takiej możliwości! – zdenerwował się. – Żadnych tajemnic. Naszą podstawową zasadą jest całkowite zaufanie i nigdy tego nie zmienimy. Czyżbyś chciała nas skłócić i rozbić układ, który funkcjonuje od setek lat?!
– W żadnym razie – zaprzeczyłam szybko. – Po prostu szukam rozwiązania tej sytuacji, lecz nadal jesteśmy w punkcie wyjścia. Ty nie możesz mi zaufać, Panie, ja nie mogę zaufać tobie. Impas!
– Mam rozumieć, że nadal odmawiasz odczytu i wszelkich wyjaśnień.
– Tak – odparłam zdecydowanie.
Był zły, ale powstrzymał się od szorstkich słów. Widziałam, że myśli intensywnie. Przez chwilę miałam nadzieję, że ulegnie moim sugestiom chociaż w minimalnym stopniu. On jednak oderwał się od ściany i rzucił Wojownikom:
– Przyszliśmy tu ćwiczyć, to ćwiczmy, żeby później nie wstydzić się, gdy pokonuje nas kobieta.
Wojownicy przez cały czas przysłuchiwali się uważnie naszej rozmowie i teraz mieli dziwne miny. Wyglądało, że