niż innym uzdrawiaczom w całej konfraterni i zmuszają ją do prowadzenia uzdrowiska we własnym obejściu. To na prośby Incerno Namier zajmowała się suszeniem ziół, wytwarzaniem maści leczniczych i okładów. Członkowie klanu uważali za rzecz naturalną przychodzenie ze wszystkimi urazami i chorobami do domu przywódcy zamiast do konfraterni uzdrawiaczy, ale Luv poddawała tę praktykę w wątpliwość i nawet wydawało się jej, że jest jedyną osobą, która zwraca na to uwagę. W końcu przestała zabierać głos w tym temacie, bo zrozumiała, że choć była córką przywódcy klanu, jej głos w jakiejkolwiek sprawie niewiele się liczył. W końcu dopiero uczyła się, by zostać iluzjonistką. Dopiero.
Zamyślona weszła do sieni i pierwsze co zrobiła, to zsunęła nieco przemoczone buty.
– Jesteś w końcu! – usłyszała głos matki. Uniosła głowę. Namier wyjrzała z kuchni. Miała na sobie roboczy fartuch, a rękawy koszuli podwinęła do łokci. Pracowała.
– Gdzie jest Ellen? – zapytała Namier.
– Mistrz wysłał ją z przesyłką. Kazała nie czekać na siebie z obiadem.
– Pal licho obiad! – Machnęła ręką. – Jest coś ważniejszego!
Po tym jak Luv ledwie zsunęła drugi but, została zaciągnięta do pokoju dziennego. Namier wymownym gestem wskazała na blat stołu. Na kwadratowej serwecie leżały dwie identyczne koperty: białe, owinięte czerwoną wstążką i zapieczętowane czerwonym lakiem. Na obu widniała pieczątka Sztabu. Różnił je tylko jeden detal – adresat.
Luv drżącą ręką sięgnęła po tę, na której widniało jej imię. Rozczytała je bez trudu, choć napisane było zawijasem.
– Posłaniec przyniósł je dziś rano – oznajmiła Namier niemal teatralnym szeptem. – Nie otwierałam, ale i tak wiem co zawierają. – Podeszła do kredensu i sięgnęła po zieloną, otwartą już kopertę. – List z gratulacjami dla mnie i ojca.
Luv powoli obróciła w dłoniach kopertę, jakby oczekiwała, że coś kryło się pod spodem.
– Wytypowali mnie do egzaminu – szepnęła. – Mistrz pewnie dostał potwierdzenie z samego rana, przed naszym treningiem. Mógł nam powiedzieć.
Namier zaparła się pod boki.
– Chciał, żeby wszystko odbyło się tradycyjne.
Pomimo iż list w jej ręce wieńczył siedem lat ciężkiej pracy i był dowodem uznania nie tylko w oczach mistrza, ale także w oczach lidera, Luv nie odczuła prawdziwego patosu tej chwili. Dopuścili ją do egzaminu. Od tego momentu nie miała prawa nazywać się już uczniem – stała się bowiem kandydatką na iluzjonistkę. Różnica była diametralna. Środowisko rządowe patrzyło na nią pod innym kątem i stawiało ją w innym świetle. Wiedziała o tym, ale nie czuła tego. To nie radość przebiła się przez jej serce. To nie zaskoczenie odebrało jej mowę. Tylko coś znacznie bardziej pewnego i zimnego zarazem. Strach. Wiedziała, że ta zmiana miała wkrótce nastąpić. Spodziewała się, że zareaguje inaczej. Jednak zaskoczyła samą siebie.
Dlaczego list nie zrobił na niej wrażenia? Nie umiała odpowiedzieć.
Uznanie w oczach lidera miała na co dzień. Słynny Minaro Nakarde był nie tylko mistrzem ich drużyny –„złotej trójki” – jak potocznie ich nazywano, lecz także liderem. Nie sposób było o tym zapomnieć. Obowiązki rządowe często wpływały na grafik ich treningów. Luv zdążyła przyzwyczaić się do tego, że osoby niezwiązane ze środowiskiem iluzjonistów sądziły, że szkolenie u lidera uważano za bardziej prestiżowe niż pobieranie nauki od innych iluzjonistów. W zasadzie było to prawdą. „Złota trójka” wyróżniała się na tle innych uczniów, choć to nie poziom umiejętności był tu różnicują kategorią, a sam punkt widzenia. Inaczej postrzegało tę sytuację środowisko iluzjonerskie, inaczej rząd i zwykli ludzie, zaś jeszcze inaczej patrzyli na to wszystko Luv, Ellen i Yaxiel. Podczas treningów nie zapominali, że mają do czynienia z najlepszym iluzjonistą w kraju. Jednak podczas ich wspólnych spotkań czy misji Minaro był przede wszystkim ich mentorem. List, który trzymała w ręku, nie oznaczał wcale, że została doceniona i wyróżniona przez mistrza. Luv została oficjalnie dostrzeżona i przyjęta przez rząd. Była cennym nabytkiem w oczach instytucji rządowej, bo tak naprawdę o to chodziło.
Dostała zaproszenie z górnej półki. Wraz z nim trzymała w ręku szansę na przebicie się do najbardziej prestiżowej klasy społecznej w Atermii – iluzjonistów, potomków Iluzora.
Mimo że doskonale zdawała sobie sprawę z wagi tego wydarzenia, Luv nie potrafiła zdobyć się na uśmiech.
Zaproszenie było bowiem zobowiązujące. Co nie znaczy, że nie mogła zrezygnować z egzaminu. Nie chodziło o decyzję, bo ją Luv już dawno podjęła. Nie podda się.
Bardziej martwiła się o formułę egzaminu, która kojarzyła jej się z przeciskaniem się przez wąską szczelinę. Co gorsza, tylko w ten sposób mogła osiągnąć pułap iluzjonistów klasy pierwszej.
Namier przyjrzała się córce badawczo.
– Nie wyglądasz na zaskoczoną – stwierdziła.
– Mistrz złożył już papiery, prędzej czy później to musiało się stać – odpowiedziała z rzeczowością, która zaskoczyła nawet ją samą.
Przez moment przyglądała się pieczęci Komisji Rekrutacyjnej, po czym rzuciła list na blat i ruszyła w stronę kuchni. Namier pobiegła za córką, po drodze zgarniając kopertę.
– Nie otworzysz?
– Po co? Już wiem, co zawiera.
Luv stanęła przed paleniskiem i podniosła pokrywkę garnka, by sprawdzić, co w nim bulgocze. W mieszaninie zapachów trudno było określić jaka to zupa, więc sięgnęła po łyżkę i spróbowała zawartości.
Namier zatrzymała się koło niej i pomachała listem przed jej nosem.
– W środku na pewno są instrukcje. Dzień rozpoczęcia egzaminu i plan całej uroczystości.
Luv nie przejmując się słowami matki, nabrała drugą łyżkę zupy.
– Ellen z pewnością raczy mnie poinformować, jak już przeczyta swój.
Namier wyrwała jej łyżkę z dłoni i przegoniła córkę od paleniska. Zamieszała w garnku i oceniła smak. Odwróciła się, by spojrzeć na Luv.
– Myślałam, że oczekiwałaś na tę wiadomość od wielu dni.
– Bo tak było. – Luv usiadła na krześle i przygryzła wargę.
Namier zdjęła fartuch i przycupnęła na taborecie naprzeciwko.
– Boisz się?
Luv spojrzała na nią poważnie i skinęła głową.
– Od kilku miesięcy nie pragnęłam niczego więcej niż przystąpić do egzaminu. Myślałam, że już się oswoiłam z tą myślą.
Namier wstała i objęła córkę ramieniem. Pocałowała ją w czubek głowy.
– To przyjdzie z czasem. Poradzisz sobie.
– To nie o siebie się martwię.
Namier odchyliła się lekko, by widzieć twarz córki. Luv spuściła wzrok.
– Chciałabym żebyśmy wszyscy przez to przeszli. Jeśli coś się stanie Ellen… to egzamin nie będzie dla mnie zwycięstwem.
– Ćwiczyłyście u tego samego mistrza. Najlepszego lidera jakiego Atermia miała od wielu lat. Najsilniejszego iluzjonisty w dzisiejszych dniach. Jestem pewna, że zarówno Ellen, jak i ty wykorzystałyście ten czas jak najlepiej. Dałyście z siebie wszystko.
– Dzięki, mamo. – Luv uśmiechnęła się lekko.
Namier cofnęła się o