Alicja Makowska

Aremil Iluzjonistów: Uwikłani


Скачать книгу

uczniów. Mimo że wszyscy byli ubrani w jednakowe stroje – granatowe spodnie i lniane koszule – Luv bez trudu wypatrzyła Dena. On również od razu ją dostrzegł. Oddalił się od grupy i podbiegł do niej.

      – Luv, a co ty tu robisz?

      – Przyszłam po ciebie. Chodź, mama nas potrzebuje. – Pchnęła go przodem ku wyjściu i odwróciła się jeszcze na moment do nauczyciela. – Powierzam panu przyszłość Incerno, niech mnie pan nie zawiedzie.

      Mogłaby przysiąc, że dreszcz przebiegł mu po plecach, gdy wychodziła ramię w ramię z bratem.

*

      Ledwo wyszli z głównego budynku, Den zaczął włazić jej na głowę.

      – Co mu powiedziałaś? Jak go przekonałaś?

      Luv zatrzymała się, okręciła się i dała mu pstryczka w nos.

      – Auć!

      – Nie za dużo chciałbyś wiedzieć?

      Nawet bez tego wzbudzali niemałe zainteresowanie. Luv wyłapała z otaczającej ich kakofonii adresowane do nich komentarze:

      – To rodzeństwo Incerno?

      – Ta dziewczyna ma przy sobie miecz.

      Przyspieszyła kroku, chcąc znaleźć się poza zasięgiem tych szeptów. Den ruszył za nią. Nie wyczytał jednak prawidłowo jej intencji.

      – Czekaj, no! Dokąd ci się spieszy?

      Luv wyszła poza dziedziniec otaczający szkołę i westchnęła z ulgą.

      – Na trening – rzuciła, zgodnie z prawdą.

      – To mama nas przypadkiem nie potrzebuje?

      – Okłamałam cię – wyjaśniła. – Wiedziałam, że o tej porze będziesz kończył.

      Den spojrzał na nią z wyrzutem.

      – Dlaczego?

      Musiał zadawać tyle pytań? Musiał. Inaczej nie byłby sobą.

      – I po kiego paradujesz z tym? – Wskazał na jej pas, do boku którego przypięta była pochwa z mieczem. Wypolerowany jelec broni błyszczał w słońcu i przyciągał wzrok przechodniów.

      – Bo mogę – odparła lakonicznie. – To wszystko było częścią planu.

      – Planu? Jakiego pla…?

      – Słuchaj, spieszę się na trening. Załatwiłam ci morderczo trudny poziom, więc nie chcę słyszeć narzekań, rozumiemy się?

      – Dopiero co z nim gadałaś. – Nachmurzył się. – Skąd wiesz, że to poskutkuje?

      Wywróciła oczami.

      – Dałam słowo, pamiętasz? Czyli poskutkuje.

      Rozejrzała się wokoło, nie odwracając głowy. Przechodnie wytrzeszczali na nich oczy. Starali się robić to ukradkiem, ale wychodziło im nieudolnie. Czas kończyć ten teatr – pomyślała Luv – widzowie nie zapłacili.

      – W Domu Spotkań na pewno jest coś do zrobienia. Resztę dnia masz wolne, wykorzystaj je należycie. Jasne? Trafisz sam do domu?

      Den zamanifestował niezadowolenie, wsuwając ręce do kieszeni spodni i patrząc na siostrę nachmurzonym spojrzeniem.

      – Nie mam pięciu lat.

      – Prawdę mówiąc masz niewiele więcej. – Wskazała oczami kierunek drogi. – Zmykaj.

      Den odszedł bez pożegnania. Luv na moment zapomniała o wszechobecnych gapiach i skupiła się na postaci oddalającego się brata. Zawsze sobie dogryzali, bo był to ich sposób komunikacji. Miała przeczucie, że Den inaczej zinterpretował tę przestrogę. Nie chciała, by myślał, że wywyższała się tylko dlatego, że jest kandydatką na iluzjonistkę. Tylko dlatego, że pokazała się tu z mieczem.

      Miała powody przypuszczać, że jej przeczucie nie było mylne. Przygryzła wnętrze policzka. Po kilku uderzeniach serca uświadomiła sobie, że jeszcze chwila i mogłaby spóźnić się na trening.

*

      Promienie słoneczne przesączały się wolno między liśćmi, zalewając kaskadą to, co znajdowało się pod nimi i tworząc na ziemi żywą mozaikę cieni. Yaxiel siedział na poduszce z mchu, oparty o wielki głaz i wsłuchiwał się w otoczenie. Palcami bębnił w pochwę miecza, jakby nie mógł doczekać się walki, w rzeczywistości jednak nigdzie mu się nie spieszyło.

      Był kandydatem na iluzjonistę i rozkoszował się tym, że mógł z dumą przemaszerować całą odległość od Kwater Iluzjonistów dotąd, dzierżąc miecz u pasa. Nawet teraz nie chciał go ani na chwilę odkładać na bok.

      Zawsze lubił błyszczeć na tle innych. Wyróżnienia nie traktował jako dopisanej zasługi, lecz jako należną mu nagrodę. Pracował wiele lat, by móc zostać iluzjonistą w służbie Atermii. Każdego dnia wstawał wcześnie rano, jadał razem z żołnierzami, ćwiczył zarówno ciało, jak i umysł oraz starał się należycie wypełniać obowiązki. Miał swoją wizję przyszłości i egzamin był pierwszym krokiem na ścieżce do jej spełnienia.

      Właściwie to przywykł już do takiego życia.

      Gdy przyjechał tu po raz pierwszy, by podjąć naukę w Kolegium, był pełen obaw. Nadine rzuciła go na głęboką wodę. Uchodźca ze Wschodu miał uczyć się w atermijskiej państwowej szkole dla iluzjonistów. Na szczęście o jego pochodzeniu wiedziało niewiele osób. To umożliwiło mu równy start z innymi.

      Wiele rzeczy było dla chłopaka zupełnie nowych. Spotkał się tutaj z inną tradycją, innymi obyczajami, innym spojrzeniem na świat. Wśród beztalenci Yaxiel czuł się wyjątkowy, a zarazem bezpieczny. Tutaj był jednym z wielu utalentowanych, ale również dostosował się do innych. Nie wychylał się. Nawykł do ukrywania posiadanych zdolności. Metoda ta była psychicznym bodźcem, który wyrobił sobie w szkole Nadine. Zaaklimatyzował się wśród beztalenci i gdy groziło mu przeniesienie z uwagi na jego wyjątkowe zdolności, zaczął udawać, że jest mniej zdolny, niż był w rzeczywistości. Specjalnie robił błędy na testach, nieudolnie stosował iluzję. Bał się być odmieńcem. W rezultacie znalazł mistrza w atermijskim Kolegium dopiero na trzecim roku. Dwa lata zmarnował, ukrywając się przed oczami iluzjonistów wyższej rangi.

      Teraz, gdy o tym rozmyślał, stwierdzał, że wyszedł na tym lepiej, niż mógłby kiedykolwiek przypuszczać. Trafił pod skrzydła lidera wraz z dwiema dziewczynami, z którymi później się zaprzyjaźnił. Wieść, że został wybrany przez samego lidera do drużyny z dwiema Incerno, na jego kolegach zrobiła większe wrażenie niż na nim samym. Yaxiel wiedział o istnieniu klanu Incerno – jedynego, jaki ostał się po wojnach klanów – ale to nazwisko nie wywoływało w nim żadnych emocji. Było suchym faktem. Być może właśnie takie podejście do sprawy sprawiło, że był w stanie nawiązać z dziewczynami tak dobry kontakt. Widział w nich najpierw członkinie jego drużyny, dopiero na drugim miejscu były więzy krwi z Incerno.

      Poza tym uważał się za zdolniejszego iluzjonistę od Luv i Ellen. Nie obnosił się z tym, by nie wyjść na pyszałka, ale taka była prawda. Nazwisko wcale nie stawiało ich wyżej. Yaxiel zawsze uważał, że to z czym się człowiek rodzi, nie jest aż tak ważne jak to, co wywalczy się samemu. Nazwisko Incerno wcale nie sprawiło, że dziewczyny były lepszymi iluzjonistkami. To, że kojarzono je z silnym klanem, jedynym, który wyszedł zwycięsko z wojen klanów, nie zastąpiło przecież godzin ciężkich treningów, jakie obie Incerno miały za sobą.

      Yaxiel nigdy nie uważał, że nazwisko może być dla kogoś sprawą życia lub śmierci. Jemu nazwisko przydzielił urząd, po tym jak Natamiru przyjęło go jako obywatela. Nie było mu łatwo zrozumieć stosunek Atermirańczyków do nazwiska Incerno.

      Wypuścił z płuc wstrzymywane powietrze i obejrzał się wokoło. Przyszedł za wcześnie i teraz musiał czekać. Czuł się