Alicja Makowska

Aremil Iluzjonistów: Uwikłani


Скачать книгу

odkładać. Egzamin zbliżał się wielkimi krokami. Nie mogła układać planów życiowych odnoszących się do tego, co będzie później, bo jego negatywny wynik mógł wszystko przekreślić, a także odebrać jej życie. Mogła jedynie gospodarować czasem, jaki dzielił ją od tego straszliwego, a zarazem wyczekiwanego dnia.

      Nie była Denowi nic winna. W gruncie rzeczy to on był winny jej jedną, poważną przysługę. Luv była jego tarczą w klanie. Tylko ona stała pomiędzy klanem a nim. Ze względu na to, że urodziła się pierwsza, Den miał wolny wybór drogi życiowej. Nic nie determinowało jego losu, nie definiowało jego przeznaczenia.

      Luv nie myślała jednak w ten sposób. Den był jej młodszym bratem i miał kłopot, który ona doskonale rozumiała. Co więcej, potrafiła go rozwiązać. Jako starsza siostra miała obowiązek mu pomóc.

      Czasem Luv przyłapywała się na tym, że zazdrości bratu. Wcale nie była dumna z tych myśli, bo dowodziły one jej słabości. Jednak Den miał to, czego Luv skrycie pragnęła, czyli wolność wyboru. Nie był dzieckiem odpowiedzialnym za przyszłość, żaden ciężar nie spoczywał na jego barkach. Mógł zostać tym, kim chciał. Choć należenie do Incerno również odcisnęło na nim piętno przeszłości, presja jaką klan na nim wywierał, nie równała się z tą, jaką klan obciążał jego siostrę.

      Ilekroć Luv o tym myślała, z pocieszeniem przychodziła jedna myśl. Egzamin miał rozwiązać jej kłopoty. Albo w sposób ostateczny, jeśli straci na nim życie, albo częściowy, jeśli wygra tę potyczkę. Perspektywa bliskiej śmierci niezwykle silnie pobudzała ją do działania.

      W południe miał odbyć się wspólny trening, na którym ostatni raz spotkają się z mistrzem w relacji mistrz-uczeń, choć Luv liczyła jeszcze na niejeden przyjacielski sparing z drużyną. Wierzyła, że pozostaną dobrymi przyjaciółmi, nawet jeśli w przyszłości ich drogi się rozejdą. Ellen zawsze będzie traktować ją jak siostrę i tego nic nie zmieni. Co do Yaxiela również nie miała wątpliwości, że nie stracą kontaktu. Chłopak chciał zostać liderem i Luv musiała przyznać, że jeśli komuś miało się udać zajęcie tego stanowiska, to właśnie Yaxielowi. Poznała go na tyle, by wiedzieć, że jest wyjątkowym iluzjonistą. Dobrze byłoby mieć jego wsparcie podczas niejednej misji, a także móc polegać na nim podczas egzaminu. Luv była pewna, że i on dostał list. W końcu był lepszy niż ona czy Ellen. Po pięciu latach spędzonych w jednej drużynie Luv mogła przyznać to z czystym sumieniem.

      Jeśli przeżyją egzamin, każde z nich będzie mogło obrać swoją ścieżkę, ale na zawsze pozostaną jedną drużyną. Gdy tylko ta myśl zrodziła się w jej głowie, Luv uśmiechnęła się gorzko. Chciałaby, żeby to życzenie stało się wizją przyszłości.

      Słońce powoli wstawało nad Rhuadą, więc Luv wpierw udała się na samodzielny trening. Lubiła zawsze przed spotkaniem z drużyną, samotnie potrenować w ciszy. Nie dlatego, że bała się źle wyglądać w oczach innych. Po prostu chciała pracować nad sobą, zaskoczyć Ellen, Yaxiela i mistrza czymś nowym, nie zwalniać tempa. Treningi grupowe często wypadały z terminów przez napięty grafik mistrza. A w samotności mogła ćwiczyć zawsze.

      Zaszyła się w najmniej odwiedzanej części parku i czas do popołudniowego dzwonu upłynął jej na iluzji i walce z wyimaginowanymi przeciwnikami. Gdy stwierdziła, że musi kończyć, by zdążyć złapać Dena, użyła prostej sztuczki, chociaż wymagającej niemałego skupienia. Częściowo nagięła rzeczywistość, by zmyć z siebie pot. Po chwili stała w tym samym miejscu bardziej wyczerpana, ale o wiele czystsza. Przypięła pochwę miecza do pasa i ruszyła w stronę szkoły elementarnej.

      Odnalazła odpowiednią salę i zaczekała na dogodny moment. Gdy wychowawca Dena został sam w środku, weszła, mijając rząd drewnianych ław i podeszła do katedry, przy której drobny mężczyzna z siwiejącymi włosami na skroniach powoli pisał coś na rozłożonym papierze.

      – Można? – spytała, by zaznaczyć swoją obecność.

      Skrzypienie pióra ustało, gdy nauczyciel uniósł na nią wzrok.

      – Tak?

      – Przyszłam odebrać brata – odpowiedziała Luv, stając obok katedry tak, by nauczyciel mógł ją widzieć. – Wie pan, ten chłopak jest ważny. Zdarzyć się może, że zostanie przywódcą klanu Incerno.

      Położyła rękę na rękojeści. Delikatny akcent, ot tak niewielki gest, aby wzmocnić wagę swoich słów.

      W rzeczywistości jego interpretacja była o wiele głębsza. Luv mogła pokazywać się z bronią, odkąd ukończyła Kolegium. Jej broń była dowodem tożsamości. Ludzie widząc ją na ulicy, szeptali za jej plecami, zastanawiając się, czy widzą jeszcze ucznia, czy już iluzjonistę. W mieczach iluzjonistów drzemała wielowiekowa tradycja, której nowinki takie jak broń palna, nie zdążyły wyprzeć. Miecz oznaczał rangę, a także honor i sprawiedliwość. Pokazywanie się z mieczem niosło za sobą jasny komunikat, że jego posiadacz przemawia w imieniu nie tylko swoim, ale kasty, którą reprezentował.

      Jej rozmówca musiał właściwie zinterpretować gest, bo zaraz wyprostował się jakby kij połknął.

      – Przy okazji, czy mogę spytać o jego postępy w nauce?

      – Ta-ak, oczywiście… – Nauczycielowi zaczął plątać się język. Otworzył wyprawiany skórą dziennik i zaczął wertować kartki.

      Luv pokręciła z niedowierzaniem głową. Chciał jej pokazać parę numerów? Nic nieznaczących stopni? Płynnie weszła w swoją rolę, udając zakłopotaną.

      – Och… musiał mnie pan źle zrozumieć.

      Mężczyzna uniósł zdziwiony wzrok. Przymknął dziennik, zaznaczając wskazującym palcem miejsce, do którego dotarł.

      – Źle zrozumieć?

      – Wie pan, jakie cechy powinien posiadać przyszły następca klanu?

      – Ależ skąd, panienko! – Podrapał się za uchem, by zrobić coś z wolną ręką. – Skąd ja…? Przecież nie należałem nigdy do żadnego klanu… Ba! Co dopiero mówić o przywództwie!

      Luv uśmiechnęła się w głębi ducha. Rozmowa szła płynnie po wytyczonych przez nią torach.

      – Wiedza naturalnie jest ważną umiejętnością, ale od czego są doradcy, prawda?

      – Nie sposób się z panienką nie zgodzić. – Palce wolnej ręki podrygiwały mu w niekontrolowany sposób.

      – Przywódca powinien rozwijać swój hart ducha, wytrzymałość. Umieć wydawać rozkazy i je egzekwować – wyliczała. – Jak Den radzi sobie w ćwiczeniach fizycznych?

      – Jak sobie radzi… oczywiście… dobrze – dukał. – Ćwiczy razem z innymi.

      – Nie powinien go pan oszczędzać – powiedziała Luv, pozwalając, by perswazja w jej głosie była wyraźna i słyszalna. – Właściwie, powinien wymagać pan od niego dwa razy więcej niż od reszty.

      – Powinienem?

      – Ależ oczywiście! Co innego go zahartuje lepiej od morderczego treningu? Szkoła hartuje ducha, z pewnością zdaje pan sobie z tego sprawę?

      – Ja… tak, oczywiście.

      – Jeśli będzie pan mu pobłażał, wyrośnie na lenia. A my potrzebujemy silnego przywódcy.

      Sugestia działała. Cały plan opierał się właśnie na tym, by wmówić nauczycielowi, że to od niego zależy przyszłość klanu.

      – Byłoby nawet dobrze, gdyby był pan dla niego niesprawiedliwy…

      – Słucham? – Wytrzeszczył na nią oczy.

      – Wie pan, tak między nami… – Nachyliła się i dokończyła szeptem, choć byli sami w sali. – Dorosłe życie pełne będzie niesprawiedliwości.