ku zachodowi. Po pustych alejkach hulał wiatr. Okolica szykowała się do snu, tylko z daleka słychać było odgłosy miejskiego życia. Z oddali Ellen i Luv wypadły biegiem zza zakrętu. Ellen przeskoczyła usypaną stertę żółtych liści i okręciła się za latarnią. Luv siedziała jej na ogonie. W końcu pochwyciła kuzynkę i przełożyła jej przez głowę trzymaną za oba końce pochwę miecza wraz z tkwiącą w niej bronią.
– Mam cię, złodziejko.
Ellen wyrzuciła trzymany w dłoniach szalik, chcąc odwrócić zainteresowanie kuzynki. Luv użyła błyśnięcia, by pochwycić zdobycz, a za pomocą kolejnego pojawiła się przed Ellen i rękojeścią miecza pchnęła ją na kupkę liści.
Ellen próbowała złapać równowagę, ale było już za późno. Upadła na tyłek, rozdmuchując na wszystkie strony usypaną stertę.
Luv wyszczerzyła do niej zęby.
– Masz nauczkę – skomentowała, po czym wyciągnęła rękę i pomogła jej wstać. Obie wybuchły śmiechem.
Ellen obejrzała się za siebie.
– Trzeba zatrzeć ślady. Ktoś tu się jednak napracował.
Na całej długości alejki znajdowały się sterty liści. Ich grabienie musiało być syzyfową pracą, gdyż rosnące w tym miejscu topole nieustannie gubiły listowie.
– Da się zrobić. – Luv zamknęła oczy. Świat dookoła nich rozmazał się lekko, po czym wrócił do swoich kształtów z nielicznymi wyjątkami. Luv podniosła rękę i zmieniła kierunek wiatru. Liście wróciły na swoje miejsce. Przez chwilę ich kupka świeciła na niebiesko, jednak zaraz aura rozpłynęła się w powietrzu.
– Niezłe ćwiczenia na manipulację odnośnikami – orzekła Ellen. Rozejrzała się, czy nikt im się nie przygląda. Alejka była pusta.
Szły dalej. Wychodząc z parku, ruszyły pochyłym zboczem w dół. Ellen prowadziła. Były w połowie drogi, gdy nagle Ellen poczuła, że znowu traci równowagę. Luv chcąc się odgryźć za wcześniejszy wybryk, wpadła na nią „niby niechcący”. Noga Ellen poślizgnęła się na wilgotnej trawie i po chwili obie zjeżdżały już w niekontrolowany sposób.
Ellen widziała na przemian to ziemię w zdecydowanie zbyt bliskiej perspektywie, to skrawek odległego nieba. Czuła, jak kręci jej się w głowie, słyszała śmiech kuzynki i o dziwo, swój własny. Górka skończyła się łagodnym łukiem.
Ellen łupnęła o ziemię plecami, a Luv wylądowała na niej brzuchem.
– Ty wariatko jedna! Powiem mistrzowi, że chciałaś mnie kontuzjować! – zawołała Ellen z udawaną złością.
Luv wstała z niej i przewróciła się na plecy, śmiejąc się głośno.
– Chciałam, po prostu, wyrównać nasze szanse. – Zakręciła szalikiem przed jej nosem. – Jak się przez ciebie rozchoruję, to twoja kontuzja będzie uzasadniona.
Ellen przeciągnęła się i skrzywiła lekko.
– Chyba mi coś złamałaś.
– Dumę? – podpowiedziała jej.
Za to zarobiła szturchańca w bok.
Ellen położyła się obok niej, uśmiechając się pod nosem. Powietrze było chłodne, ale ona tak się zgrzała, że w ogóle tego nie czuła. Rozłożyła się wygodnie i spojrzała w górę. Chmury sunęły żwawym tempem po nieboskłonie. Zachodzące słońce przelewało pomiędzy nimi promienie, tworząc paletę czerwonych barw.
– Co tam widzisz, Ellen?
Pytanie zadano z powagą, więc dziewczyna wiedziała, że musi odpowiedzieć w tym samym tonie.
– W przyszłości?
Luv przytaknęła niewyraźnym „aha”, po czym dodała:
– Jak już zdamy egzamin.
– Sama nie wiem. Egzamin na wszystko kładzie cień. To ciekawe, że jeden test ma zaważyć na całym moim życiu. To trochę… frustrujące. – Przewróciła się na bok tak, by widzieć kuzynkę. Podparła głowę ręką.
– A ty? Co tam widzisz?
Luv machinalnie głaskała palcami rękojeść miecza. Leżała na wznak i przyglądała się teatrowi rozgrywającemu się nad nimi.
– Karierę. Jak już zdam… i przeżyję, ma się rozumieć, to będę piąć się w górę.
– Na najwyższy stołek? Tak jak Yaxiel?
– Czy ja wiem? Może mu odpuszczę. – Uśmiechnęła się kącikiem ust. – Zadowoli mnie ranga iluzjonisty klasy pierwszej.
Ellen zerknęła w niebo.
– Będziemy brać udział w o wiele trudniejszych misjach. Dowodzić innym. A potem… – Skrzywiła się lekko. – Potem, trzeba będzie dobrać sobie uczniów.
– I znaleźć męża – dodała Luv poważniejszym tonem.
Obie popatrzyły po sobie i wybuchły śmiechem.
– Nie, no co ty!
Kiedy się uspokoiły, Ellen spytała cicho:
– A co z przywództwem w klanie?
Luv przygryzła wargę i długo się nie odzywała.
– Będę musiała na kogoś to zwalić.
– Wujek ciebie widzi w tej roli.
– Więc mu to wyperswaduję. – Próbowała żartować, ale miała zbyt poważny wyraz twarzy.
– Może ja cię wygryzę? – Ellen spróbowała podtrzymać ten żartobliwy tok rozmowy.
– Przestań, użeranie się z całym klanem… przywództwo to funkcja dla idioty.
Ellen wytrzeszczyła na nią oczy. Nigdy nie mówiła takich rzeczy.
– Dobrze, że wujka tutaj nie ma – szepnęła wystraszonym tonem.
– Nie wkurzyłby się – orzekła Luv. – Żeby się wkurzyć, musiałby mnie wysłuchać, a on nigdy nie słucha. – Westchnęła. – Ile bym dała, by nie musieć się urodzić w tym klanie!
Ellen zwiesiła głowę, rozważając te słowa. Po chwili zerknęła w ciemniejące niebo.
– Już późno. Lepiej wracajmy.
ROZDZIAŁ III
POCZĄTEK ODLICZANIA
Den bębnił nerwowo palcami o róg ławki. Rytmiczny dźwięk mieszał się z ogólnym rozgardiaszem, jaki panował w sali. Wychowawca zostawił ich na chwilę samych, by dowiedzieć się czegoś o organizacji najbliższych dni nauki i ta chwila bardzo długo się przeciągała.
Wszyscy wokoło gadali o zbliżającym się egzaminie na klasę pierwszą. Z mieszających się rozmów Den wyłapywał pojedyncze informacje, które kotłowały mu się w głowie.
– Dzisiaj przyjeżdża liderka z Natamiru…
– Podobno mają mieć niezłą obstawę…
– …słyszałam, że jeden z kandydatów nagle zrezygnował…
– Zmyślasz!
Przez szmery rozmów, przebił się jęk siedzącego obok Roniego:
– Nie wiem komu kibicować – przyznał, bazgrając bezmyślnie piórem po arkuszu papieru. – Myślisz, że twoja siostra ma jakieś szanse?
– Jakieś? – burknął lekko urażony. – Całkiem duże.
Czuł się w obowiązku bronić siostrzanego wizerunku, zwłaszcza po tym, jak Luv wywiązała się ze złożonej obietnicy. Sytuacja Dena