Alicja Makowska

Aremil Iluzjonistów: Uwikłani


Скачать книгу

ku zachodowi. Po pustych alejkach hulał wiatr. Okolica szykowała się do snu, tylko z daleka słychać było odgłosy miejskiego życia. Z oddali Ellen i Luv wypadły biegiem zza zakrętu. Ellen przeskoczyła usypaną stertę żółtych liści i okręciła się za latarnią. Luv siedziała jej na ogonie. W końcu pochwyciła kuzynkę i przełożyła jej przez głowę trzymaną za oba końce pochwę miecza wraz z tkwiącą w niej bronią.

      – Mam cię, złodziejko.

      Ellen wyrzuciła trzymany w dłoniach szalik, chcąc odwrócić zainteresowanie kuzynki. Luv użyła błyśnięcia, by pochwycić zdobycz, a za pomocą kolejnego pojawiła się przed Ellen i rękojeścią miecza pchnęła ją na kupkę liści.

      Ellen próbowała złapać równowagę, ale było już za późno. Upadła na tyłek, rozdmuchując na wszystkie strony usypaną stertę.

      Luv wyszczerzyła do niej zęby.

      – Masz nauczkę – skomentowała, po czym wyciągnęła rękę i pomogła jej wstać. Obie wybuchły śmiechem.

      Ellen obejrzała się za siebie.

      – Trzeba zatrzeć ślady. Ktoś tu się jednak napracował.

      Na całej długości alejki znajdowały się sterty liści. Ich grabienie musiało być syzyfową pracą, gdyż rosnące w tym miejscu topole nieustannie gubiły listowie.

      – Da się zrobić. – Luv zamknęła oczy. Świat dookoła nich rozmazał się lekko, po czym wrócił do swoich kształtów z nielicznymi wyjątkami. Luv podniosła rękę i zmieniła kierunek wiatru. Liście wróciły na swoje miejsce. Przez chwilę ich kupka świeciła na niebiesko, jednak zaraz aura rozpłynęła się w powietrzu.

      – Niezłe ćwiczenia na manipulację odnośnikami – orzekła Ellen. Rozejrzała się, czy nikt im się nie przygląda. Alejka była pusta.

      Szły dalej. Wychodząc z parku, ruszyły pochyłym zboczem w dół. Ellen prowadziła. Były w połowie drogi, gdy nagle Ellen poczuła, że znowu traci równowagę. Luv chcąc się odgryźć za wcześniejszy wybryk, wpadła na nią „niby niechcący”. Noga Ellen poślizgnęła się na wilgotnej trawie i po chwili obie zjeżdżały już w niekontrolowany sposób.

      Ellen widziała na przemian to ziemię w zdecydowanie zbyt bliskiej perspektywie, to skrawek odległego nieba. Czuła, jak kręci jej się w głowie, słyszała śmiech kuzynki i o dziwo, swój własny. Górka skończyła się łagodnym łukiem.

      Ellen łupnęła o ziemię plecami, a Luv wylądowała na niej brzuchem.

      – Ty wariatko jedna! Powiem mistrzowi, że chciałaś mnie kontuzjować! – zawołała Ellen z udawaną złością.

      Luv wstała z niej i przewróciła się na plecy, śmiejąc się głośno.

      – Chciałam, po prostu, wyrównać nasze szanse. – Zakręciła szalikiem przed jej nosem. – Jak się przez ciebie rozchoruję, to twoja kontuzja będzie uzasadniona.

      Ellen przeciągnęła się i skrzywiła lekko.

      – Chyba mi coś złamałaś.

      – Dumę? – podpowiedziała jej.

      Za to zarobiła szturchańca w bok.

      Ellen położyła się obok niej, uśmiechając się pod nosem. Powietrze było chłodne, ale ona tak się zgrzała, że w ogóle tego nie czuła. Rozłożyła się wygodnie i spojrzała w górę. Chmury sunęły żwawym tempem po nieboskłonie. Zachodzące słońce przelewało pomiędzy nimi promienie, tworząc paletę czerwonych barw.

      – Co tam widzisz, Ellen?

      Pytanie zadano z powagą, więc dziewczyna wiedziała, że musi odpowiedzieć w tym samym tonie.

      – W przyszłości?

      Luv przytaknęła niewyraźnym „aha”, po czym dodała:

      – Jak już zdamy egzamin.

      – Sama nie wiem. Egzamin na wszystko kładzie cień. To ciekawe, że jeden test ma zaważyć na całym moim życiu. To trochę… frustrujące. – Przewróciła się na bok tak, by widzieć kuzynkę. Podparła głowę ręką.

      – A ty? Co tam widzisz?

      Luv machinalnie głaskała palcami rękojeść miecza. Leżała na wznak i przyglądała się teatrowi rozgrywającemu się nad nimi.

      – Karierę. Jak już zdam… i przeżyję, ma się rozumieć, to będę piąć się w górę.

      – Na najwyższy stołek? Tak jak Yaxiel?

      – Czy ja wiem? Może mu odpuszczę. – Uśmiechnęła się kącikiem ust. – Zadowoli mnie ranga iluzjonisty klasy pierwszej.

      Ellen zerknęła w niebo.

      – Będziemy brać udział w o wiele trudniejszych misjach. Dowodzić innym. A potem… – Skrzywiła się lekko. – Potem, trzeba będzie dobrać sobie uczniów.

      – I znaleźć męża – dodała Luv poważniejszym tonem.

      Obie popatrzyły po sobie i wybuchły śmiechem.

      – Nie, no co ty!

      Kiedy się uspokoiły, Ellen spytała cicho:

      – A co z przywództwem w klanie?

      Luv przygryzła wargę i długo się nie odzywała.

      – Będę musiała na kogoś to zwalić.

      – Wujek ciebie widzi w tej roli.

      – Więc mu to wyperswaduję. – Próbowała żartować, ale miała zbyt poważny wyraz twarzy.

      – Może ja cię wygryzę? – Ellen spróbowała podtrzymać ten żartobliwy tok rozmowy.

      – Przestań, użeranie się z całym klanem… przywództwo to funkcja dla idioty.

      Ellen wytrzeszczyła na nią oczy. Nigdy nie mówiła takich rzeczy.

      – Dobrze, że wujka tutaj nie ma – szepnęła wystraszonym tonem.

      – Nie wkurzyłby się – orzekła Luv. – Żeby się wkurzyć, musiałby mnie wysłuchać, a on nigdy nie słucha. – Westchnęła. – Ile bym dała, by nie musieć się urodzić w tym klanie!

      Ellen zwiesiła głowę, rozważając te słowa. Po chwili zerknęła w ciemniejące niebo.

      – Już późno. Lepiej wracajmy.

      ROZDZIAŁ III

      POCZĄTEK ODLICZANIA

      Den bębnił nerwowo palcami o róg ławki. Rytmiczny dźwięk mieszał się z ogólnym rozgardiaszem, jaki panował w sali. Wychowawca zostawił ich na chwilę samych, by dowiedzieć się czegoś o organizacji najbliższych dni nauki i ta chwila bardzo długo się przeciągała.

      Wszyscy wokoło gadali o zbliżającym się egzaminie na klasę pierwszą. Z mieszających się rozmów Den wyłapywał pojedyncze informacje, które kotłowały mu się w głowie.

      – Dzisiaj przyjeżdża liderka z Natamiru…

      – Podobno mają mieć niezłą obstawę…

      – …słyszałam, że jeden z kandydatów nagle zrezygnował…

      – Zmyślasz!

      Przez szmery rozmów, przebił się jęk siedzącego obok Roniego:

      – Nie wiem komu kibicować – przyznał, bazgrając bezmyślnie piórem po arkuszu papieru. – Myślisz, że twoja siostra ma jakieś szanse?

      – Jakieś? – burknął lekko urażony. – Całkiem duże.

      Czuł się w obowiązku bronić siostrzanego wizerunku, zwłaszcza po tym, jak Luv wywiązała się ze złożonej obietnicy. Sytuacja Dena