nie była Ellen do niczego potrzebna. Nie śledziła kuzynki i sama wiedziała najlepiej, jak słodko smakowała chwila samotności, zwłaszcza w tym czasie.
Dzisiaj miało być jednak inaczej. W południe powinna zjawić się delegacja z Natamiru i goście ze Wschodu. Ich przybycie miało otworzyć ceremonię Odliczania do Egzaminu. Była to tradycja, bez której egzamin nie miał prawa się odbyć. Ot, mała uroczystość, podczas której prezentowano widowni uczestników i lider kraju gospodarzy odpieczętowywał wejście do Lasu Rebeliantów. Ceremonia, w przeciwieństwie do egzaminu, miała skromny, informacyjny charakter. To właśnie po niej odpowiednie służby przygotowywały festiwal, na którym widownia zażywać miała zabaw w oczekiwaniu na wyniki egzaminu. Rozstawiano pole namiotowe, szykowano parkiety taneczne i kramy z loteriami i ludowymi grami.
Egzamin był świętem. Nieużywanie przygotowanych zabaw było jego obrazą.
Ludzie solidaryzowali się z uczestnikami właśnie poprzez uczestnictwo w nich. Ich obecność i czuwanie, umilone przez przygotowane niespodzianki, było częścią wieloletniej tradycji. Wiele osób ściągało z daleka, by spędzić te pięć dni, świętując wraz z innymi. Ludzie przyjeżdżali całymi rodzinami, z malutkimi dziećmi, by wziąć w tym udział. Nawet ubożsi przybywali wozami wraz z własnymi namiotami.
Członkom rodzin uczestników były one zapewnione, podobnie jak ważnym osobistościom, które zadeklarowały się stawić. Oprócz noclegu na miejscu przygotowywano smakowite posiłki, a w pobliżu czuwali uzdrowiciele. Wszystko po to, by przez pięć dni i nocy nie oddalać się od poligonu. Ellen wiedziała, że ciocia zgodziła się poprowadzić lazaret na terenie festynu. Postawiono go głównie z myślą o uczestnikach egzaminu, ale przez pięć dni oczekiwania miano w nim leczyć drobne przypadłości świętujących.
Ellen podniosła się z łóżka. Cieszyła się, że ceremonia Odliczania przypada na dzisiaj. Przynajmniej miała jakiś cel, by stanąć na nogach.
– Spójrzcie, jaką ma rozanieloną minę.
– Jakby mógł, to by wyszedł z siebie i do niej podbiegł.
– Tsss… trochę powagi. – Luv uciszyła Ellen i Yaxiela.
Cała trójka stała w pierwszym rzędzie widowni, w najbardziej wysuniętym na lewo skrzydle, więc dobrze widzieli cały przebieg ceremonii Odliczania. Komitet powitalny na czele z mistrzem stał u stóp drewnianej sceny zbudowanej przed szeregiem budynków, które składały się na zaplecze poligonu. Powoli zbliżała się ku nim delegacja z Natamiru prowadzona przez Ajdę Turman.
– Chciałbym, ale duszę się przez tę chustę. – Yaxiel wsunął dwa palce pod splot materiału i próbował poluźnić supeł.
– Cud, że ją w ogóle zawiązałeś – dogryzła mu Luv, oglądając się na biały halsztuk, otaczający szyję Yaxiela. Chusta była oficjalnym elementem uroczystego stroju żołnierskiego, ale Luv musiała przyznać, że Yaxiel wyglądał w niej nieco komicznie. Może jej odczucie wynikało z tego, że wiedziała, jaki przyjaciel ma charakter.
Delegacja przechodziła właśnie obok nich. Ajda szła miękkim krokiem. Była ubrana w zielony, skórzany mundur z kolorystycznie dobraną stójką zasłaniającą prawy policzek. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na groźną przeciwniczkę. Szczupła postura ciała wskazywała raczej na wątłą siłę fizyczną, ale iluzjonistów nie można mierzyć taką samą miarą co żołnierzy. Jej potężny talent skrywały umalowane czarnym węglikiem oczy.
To samo tyczyło się idącej u jej boku uczennicy, Theran, z którą, zależnie od dyktanda losu, mogło im przyjść skrzyżować ostrza. To głównie na niej Luv skupiła spojrzenie. Poznała uczennicę liderki osobiście i swego czasu wydawała jej się sympatyczną dziewczyną. Teraz, gdy spojrzała w ich kierunku, Luv ścisnęło w dołku.
– Dziewięć na dziesięć – mruknął Yaxiel.
– Co? – szepnęła Ellen.
– W skali od jednego do dziesięciu, daję jej dziewięć.
– Czyżby? A czego jej brakuje do perfekcji?
– Nie jest… – Ugryzł się w język, by nie dodać „tobą”. – Nie jest na tyle dobra, by mnie pokonać – wybrnął.
Widocznie Yaxiel zbyt pochopnie uznał ją za nieszkodliwą. Luv pokusiła się jednak o realną ocenę sytuacji. Theran mogła być groźną przeciwniczką. Spędziła pięć lat, ucząc się pod okiem najlepszej iluzjonistki w Natamiru. Podczas gdy ich mistrz miał pod opieką troje podopiecznych, Ajda całą uwagę skupiała na jednej uczennicy. Luv wolała nie myśleć, jakie konsekwencje mogą się z tym wiązać.
– Jak zwykle nad wyraz pewny siebie – skomentowała.
Delegacja zrównała się z gospodarzami egzaminu. Luv spojrzała ponad witającymi się na drewnianą scenę. Nie była to pokaźnych rozmiarów reprezentacyjna platforma. Właściwie tworzyło ją zaledwie kilkanaście przybitych niemalże byle jak desek. Jeśli dopisze jej szczęście, stanie tam wraz z innymi szczęściarzami na prezentacji żywych.
Zapewne z tamtego miejsca jej przyszłość będzie rysować się w piękniejszych barwach.
Yaxiel klepnął Luv w ramię, by zwrócić jej uwagę.
– Prawdziwie zagrożenie dopiero nadciąga – mruknął, wskazując drugą delegację nadchodzącą z prawej strony.
Kiedy orszak ze Wschodu zrównał się z nimi, Luv miała krótką chwilę na analizę. Jej wzrok ześlizgnął się z grupy dostojników tworzących pierwszą linię, na trójkę niezależnych uczestników idących z tyłu – dwóch mężczyzn i kobietę. Przełknęła ślinę. Yaxiel miał rację. Byli prawdziwym zagrożeniem. Ich ciemniejsza karnacja, czujne, piwne oczy, nabite ćwiekami skóry opinające muskularne sylwetki i lśniąca broń przy paskach – mówiły same za siebie. Nie wyglądali jak iluzjoniści. Gdyby Luv nie wiedziała z kim ma odczynienia, wzięłaby ich za zwykłych rzezimieszków.
– Toporki i noże. Niezbyt to wyrafinowane – skomentował cicho Yaxiel.
Iluzjonistka ze Wschodu obrzuciła ich wyzywającym spojrzeniem. Jej plątanina rudych włosów przywodziła na myśl rdzawy kolor zaschniętej krwi, a trzy małe kości zawieszone na grubym rzemyku oplatającym szyję, kazały mniemać, że jest obeznana w swoim fachu.
Ów obraz przesłonił Luv rzeczywistość do tego stopnia, że nie zauważyła idącego z boku czterdziestoparolatka, którzy przyglądał jej się z żywym zainteresowaniem. Wychwyciła to jednak Ellen i szturchnęła lekko kuzynkę w ramię.
– Chyba wpadłaś mu w oko.
Luv spojrzała w danym kierunku, niestety zobaczyła tylko plecy elegancko ubranego mężczyzny, podpierającego się na ozdobnej, cienkiej laseczce.
Po części oficjalnej, symbolicznym otwarciu poligonu przez rozcięcie aksamitnej wstążki, przemowach osobistości, uczczeniu śmierci generała Dhura, poprzednika Ajdy na stanowisku lidera, ludzie zaczęli się rozchodzić. Minaro, jako gospodarz, pokazał obu delegacjom przeznaczone im namioty, a także wyznaczył personel, który miał czuwać, aby gościom niczego nie brakowało.
Gdy w końcu udało mu się wykręcić od obowiązków, podszedł do czekającej z boku Ajdy. Liderka odprawiała właśnie gdzieś Tanisę. W dłoniach trzymała dużą, zalakowaną kopertę.
– Potrzebujesz czegoś? – spytał.
– Właściwie tak. – Zerknęła w dół i pomachała mu kopertą przed nosem. – Mam osobistą przesyłkę dla twojego ucznia. Nadine poprosiła mnie o przysługę.
– Dla Yaxiela? – Minaro rozejrzał się wokoło.
– Tanisa powinna go szybko znaleźć – dodała, podążając za jego wzrokiem. Miała rację, w ciągu niespełna kilku uderzeń serca dostrzegli Nastemoona,