Alicja Makowska

Aremil Iluzjonistów: Uwikłani


Скачать книгу

Następny punkt to ekwipunek. W zasadzie macie tutaj pełną dowolność. Poza standardem, oczywiście. – Skinął głową na stojące obok sceny pomocnice. Na jego znak, podeszły do uczestników i wręczyły każdemu po dwie flary.

      – Otrzymuje je jako element obowiązkowy. Nie wolno ich wyrzucić ani zgubić. Pierwszą, zieloną odpalacie, gdy jesteście ranni. Drugą, czerwoną, gdy usłyszycie dzwon końcowy. Po odpaleniu wyrzucacie je w górę, najlepiej dzięki błyśnięciu, by wyleciały naprawdę wysoko. Flary pozwolą was szybko odnaleźć, więc nie oddalajcie się, jeśli z nich skorzystacie.

      Wszystkie pomocnice wróciły na miejsca, poza jedną, która stanęła na początku półkola z małą otwartą szkatułką. – Jeśli chodzi o pozycję, z której będziecie startować, to każdy z was wylosuje numerek. Jednak nie otwieracie karteczki, którą wylosowaliście, tylko przekazujecie ją przewodniczce stojącej za wami.

      W mig przewodnicy ustawili się w drugim półkolu za zawodnikami. Pomocnica ze szkatułką w dłoniach skłoniła lekko głowę przed liderem i zaczęła podchodzić do każdego zawodnika. Kartę losowała właśnie Ellen, gdy Minaro podjął przerwany wątek:

      – Jeśli chodzi o taktykę gry, to dobrze ją znacie. Możecie ze sobą rywalizować, możecie eliminować przeciwników. Zaznaczę tylko, że ogłuszenie innego zawodnika i wystrzelona nad nim zielona flara jest równie skuteczne, co pozbawienie go życia. Istnieje także druga opcja. Możecie zawiązywać sojusze i współpracować. Sojusz nie wpływa na wynik egzaminu. Sam poligon jest dla was wrogiem, bo miejsca tego strzeże iluzja zaopatrzona, można by powiedzieć, we własną wolę. Decyzje należą do was. Podpowiem tylko, by do ewentualnego sojusznika mieć ograniczone zaufanie. Wasze starania, będzie nadzorować pięćdziesięcioro obserwatorów. Nie będą oni sędziować walk, nie będą się wtrącać, nie będą pomagać. Nie wolno ich atakować ani zajmować rozmową. Traktujcie ich jak powietrze. Pamiętajcie jednak, że to oni złożą na wasz temat raport, który wpłynie na wynik egzaminu. Ja również razem z liderką Natamiru, Ajdą Turman, udam się na poligon, by obserwować walki. Jako liderzy mamy ten przywilej, by być dodatkowymi obserwatorami.

      Losowanie zakończyła Theran. Liderzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

      – Każdy z was uda się teraz za swoim przewodnikiem. Macie kilka chwil na pożegnanie się z najbliższymi. Egzamin uważam za otwarty. – Minaro przeciął ręką powietrze, jakby przed nim rozciągała się niewidzialna wstążka. – Powodzenia.

*

      Yaxiel spakował obie flary do plecaka i jeszcze raz upewnił się, że wszystko ma, a Bliźniacze Ostrza zwisają swobodnie u pasa. Jego przewodniczka oddaliła się na kilka kroków, by dać mu czas na pożegnanie. Tylko że Yaxiel nie bardzo miał z kim się żegnać. Mistrz nie schodził ze sceny, a jego koledzy z Kwater byli obecni gdzieś w tłumie. Ze wszystkimi pożegnał się wcześniej. Rozejrzał się za dziewczynami. Zobaczył, jak Luv chłodnym skinieniem głowy żegna się z ojcem. Ellen była przytulana przez ciocię. Po chwili, usłyszał jak Den beztrosko klepie obie siostry w plecy i mówi:

      – Widzimy się na prezentacji żywych! Nie zapomnijcie się stawić.

      Yaxiel uśmiechnął się pod nosem i po chwili zobaczył, że Den szczerzy się i macha w jego stronę. Odmachał mu trochę zaskoczony.

      Po chwili obie Incerno podeszły. Nie musieli się żegnać, gdyż wedle planu rozstawali się tylko na moment.

      – To widzimy się… – zaczęła Luv.

      Yaxiel ścisnął jej rękę.

      – Nie kończ. Mam wrażenie, że podsłuchują. – Wzrokiem wskazał na trzymających się razem kandydatów ze Wschodu.

      – Pewnie mają podobny plan – wtrąciła Ellen.

      W tym momencie do Luv zbliżyła się jej przewodniczka. Skinęła głową na kandydatkę. Już czas, mówiło jej spojrzenie.

      – Nie dajcie się – rzuciła Luv na odchodne.

      Ruszyła za przewodniczką. Kątem oka uchwyciła pożegnanie Ellen i Yaxiela oraz jak się rozdzielili. Rozpoczęło się rozstawianie zawodników. Przewodniczka Luv uparcie milczała, a iluzjonistka nie czuła najmniejszej ochoty, by przerwać tę ciszę. Miała już serdecznie dość pożegnań, życzeń i filozoficznych sentencji.

      W miarę jak oddalały się od terenu festynu, nikła wrzawa podekscytowanych tłumów. Gdy dotarły na miejsce, zewsząd otaczała ich niemal grobowa cisza. Zeszły z wydeptanej ścieżki i przeszły kawałek w wysokiej do kolan trawie. Nie była to główna brama, lecz jedno z wejść pobocznych. Przewodniczka otworzyła zapieczętowany przesmyk.

      – Czekamy na dzwon – poinformowała ją. Egzamin musiał rozpocząć się jednocześnie dla wszystkich. A zawodnicy musieli dotrzeć do wyznaczonych dla siebie pozycji startowych. Luv nie wiedziała skąd startują pozostali. Miała nadzieję, że Yaxiel i Ellen nie rozpoczynali na drugim końcu poligonu, bo mogliby szukać się przez cały dzień.

      Nerwowo przeskakiwała z nogi na nogę. Minęła kolejna długa chwila. Luv miała już ochotę przysiąść sobie na trawie, gdy z oddali napłynął do nich dźwięczny ton dzwonu. Przewodniczka chwyciła ją za ramię.

      Dzwon zaśpiewał trzykrotnie.

      ROZDZIAŁ V

      ZIELONY NIEPOKÓJ

      Trzeci dzień egzaminu

      Kolejny dzień zmagań toczył się w spokojnej, trochę leniwej atmosferze. Słońce obniżyło się lekko, szykując się do snu. Organizatorzy egzaminu i cała ekipa pomocnicza wycofali się, oddając pole do popisu bardom i grajkom z konfraterni minstrelów. Drewnianą scenę zajęli muzykanci. Wokół rozstawionego parkietu nieustannie kręciły się tańczące pary. W powietrzu słychać było dźwięki lutni pomieszane z piskiem bawiących się w berka dzieci, a także wyczuwało się zapachy przyrządzanych w pobliżu potraw.

      Namier siedziała w bujanym fotelu przed namiotem, który przydzielono jej, Nestorowi i Denowi. Miała stąd bardzo blisko do lazaretu, więc gdyby działo się cokolwiek, co wymagałoby jej interwencji, zjawiłaby się tam w ciągu kilku uderzeń serca. Na razie jednak panował błogi spokój, wręcz zakrawający o nudę, ale Namier w żadnym stopniu to nie przeszkadzało.

      Den spacerował powolnym krokiem po obwodzie parkietu, uważając na tańczące na nim pary. Uzdrowicielka obserwowała syna, bujając się lekko w fotelu. Opierała się wygodnie o zaplecek, w jednej dłoni trzymając kubek z gorącą herbatą i wygrzewając nogi na słońcu.

      Na zewnątrz było dosyć ciepło, by Namier poczuła senność pod powiekami. Nie przeszkadzały jej dźwięki instrumentów czy pogawędki uczestników festiwalu, które przeradzały się w głośne śmiechy lub śpiewy, czy strzępki rozmów targujących się handlarzy. Ponad tłumem tańczących, wyrastał mur poligonu, poza którym garstka młodych iluzjonistów starała się przebrnąć przez trudy egzaminu na klasę pierwszą.

      Namier rozejrzała się dookoła. Muzykanci zaczęli grać nowy utwór. Kiedy odszukała Dena, prosił właśnie jakąś dziewczynę do tańca. Ogarnął ją przypływ rodzicielskiej dumy. Radość sprawiało jej samo patrzenie na jego uśmiech, mimikę czy mowę ciała. Widziała już w nim oznaki dojrzałości, choć ciągle potrafił postępować jak dziecko. Jego młody wiek nie był jednak żadnym usprawiedliwieniem dla niedojrzałego zachowania. Od chwili, w której pomyślnie przeszedł test na zdolności iluzjonerskie liczyło się tylko to, że był kandydatem na ucznia w Kolegium. Miało to swoje dobre i złe strony. Iluzjoniści nigdy nie zaznawali prawdziwej beztroski. Nie przechodzili też przez okres próbny jak czeladnicy, bo w przeciwieństwie do nich ich wybór zawężał do dwóch opcji: podjęcia wyzwania lub odrzucenia go. Z chwilą rozpoczęcia nauki w Kolegium wkraczali na ścieżkę definiującą całe ich życie. Rekompensatą za wysiłek włożony w rozwój talentu był powszechny szacunek, jakim się cieszyli. Przynajmniej w obrębie