Alicja Makowska

Aremil Iluzjonistów: Uwikłani


Скачать книгу

którekolwiek z nich zdążyło się odezwać, do rozmowy wtrącił się czwarty głos.

      – Mistrzyni?

      To Theran podeszła niepewnie w ich stronę.

      – O! – Ajda wyciągnęła rękę i przyciągnęła ją do siebie, obejmując w talii.

      – Jestem pewna, że pamiętacie Theran, moją uczennicę?

      Oboje przytaknęli. Dziewczyna zgrabnie dygnęła, uważnie patrząc na przyszłego przeciwnika.

      – Być może będziemy mieli przyjemność wzajemnie się przetestować w walce – zauważył Yaxiel.

      Theran tylko uśmiechnęła się tajemniczo.

      – Mam nadzieję, że dobrze ich wyszkoliłeś, Minaro. – Ajda zerknęła na lidera zuchwale. – I nie liczysz tylko na ich przewagę liczebną.

      – Yaxiel, oprowadź Theran po obozie – rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu, nawet nie patrząc w jego stronę.

      Ajda zachichotała cicho.

      – Tak, oprowadź – zawtórowała mu. – Może da ci fory, jak będziesz dla niej miły.

      – Ale… mistrzu…

      – Bez gadania. Wykonać.

      Chłopak z dziewczyną popatrzyli po sobie, po czym Yaxiel bez słów wskazał kierunek. Gdy się oddalili, Minaro wybuchnął śmiechem.

      – Co to za cięty dowcip? – Przysunął się bliżej niej.

      – A co? Czyżbym uraziła czyjąś ambicję? – Przekrzywiła lekko głowę. – Muszę bronić honoru mojej jedynaczki.

      Uśmiechnęła się czarująco. Do momentu, w którym ją zobaczył, nie uświadamiał sobie jak mocno się za nią stęsknił. Brakowało mu jej czystego śmiechu, ciętych ripost, jej przyjemnych dla oka figlarnych uśmiechów. Ciepłej skóry, zapachu drzewnych wonności.

      Dotknął jej łokci i lekko się nachylił.

      – Wszyscy patrzą – ostrzegła go.

      – Jakby mnie to obchodziło.

      Ajda zgrabnie uchyliła się od pocałunku i wtuliła się w niego, zarzucając ręce na jego szyję tak, by wyglądało to na przyjacielskie powitanie.

      – Masz szczęście, że mnie obchodzi – szepnęła mu do ucha. – Inaczej w ciągu dwóch tygodni poleciałbyś ze stołka. Albo gorzej.

      Odsunęła się od niego i pogłaskała po ramieniu.

      – Nie rozgryzajmy naszych dylematów. Teraz oni są najważniejsi. – Wskazała podbródkiem oddalające się sylwetki Theran i Yaxiela.

      – Masz rację. Chodź, przejdźmy się.

      ROZDZIAŁ IV

      JUTRZNIA

      Bezchmurna noc pogrążyła całe miasto w mroku. Luv stała na werandzie, chłonąc całą sobą chłód i spokój. Gdzieś w oddali pobrzmiewała burza, która gnana przez odległy wicher, powoli przybliżała się w ich stronę.

      Jeden dzień do egzaminu.

      Ludzie zasypiali w domach, licząc na dobrą zabawę nazajutrz. Niektóre dzieciaki niemal się rozchorowywały z tej gorączki oczekiwania. Wszyscy spodziewali się dobrego pokazu, niektórzy wierzyli, że uda im się wygrać zakład, a inni wyczekiwali atrakcji oferowanych przez festyn. Luv uśmiechnęła się z zadowoleniem. Też chciała się jutro dobrze bawić. Zapomnieć o konsekwencjach, zmartwieniach i przeciwnikach. Przestać kalkulować szanse na przeżycie.

      Od pokoleń ludzka ambicja wymagała rywalizacji. Społeczeństwo było w ten sposób skonstruowane, a iluzjoniści, by mu godnie służyć, musieli sprostać stawianej im normie. Obróciła między palcami srebrny dukat. Awers na przegraną, rewers na zwycięstwo – postanowiła. Podrzuciła krążek na wysokość oczu. W momencie, gdy go złapała i zakryła wynik dłonią, cicho kliknęły drzwi.

      Luv zerknęła przez ramię i zobaczyła kuzynkę.

      – Powinnaś pogodzić się z wujkiem – powiedziała Ellen otwarcie, stając przy niej.

      – Mama cię przysłała?

      Ellen nie miała ochoty odpowiadać na to pytanie. Zastukała palcami o drewnianą poręcz.

      – Jutro egzamin – przypomniała jej.

      – Wiem.

      – I nie zdobędziesz się na przeprosiny?

      – To on powinien się na nie zdobyć.

      Ellen westchnęła ciężko. Już wiedziała, że niewiele wskóra.

      – Tę upartość masz po wujku.

      Luv spojrzała na nią sceptycznie.

      – Poczekam na rozwój wypadków.

      Ellen przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą, szykując się, by odejść.

      – Jak chcesz, tylko później możesz nie mieć okazji.

      Odeszła obrażona szybszym niż zwykle krokiem. Luv obejrzała się na zamknięte drzwi. Wierz mi, Ellen, niczego bardziej nie pragnę ponad to, by w domu panowała zgoda. Ale mylisz się. Nie, to nie jest kwestia pojednania, a walka o uznanie – pomyślała. Dopóki tata nie przyzna mi niezależności, dopóty nie możemy mówić o zgodzie.

      Wlepiła wzrok w zbliżającą się nieuchronnie burzę.

      Przystąpi do egzaminu, bo to jej życiowa szansa, by się wypromować. Siebie, nie klan. Klan był dosyć niewygodną zbiorowością, która poza przykrościami, rzadko kiedy wnosiła do ich rodziny coś więcej. Ich status był reliktem przeszłości, którego należało pozbyć się dawno temu. Tak samo jak stało się to z pozostałymi klanami. Jeśli uda jej się zdać egzamin na klasę pierwszą, to będzie kimś więcej niż Incerno. Będzie iluzjonistką klasy pierwszej. Wybije się ponad ograniczający ją poziom. Ludzie na pierwszym miejscu dostrzegą w niej iluzjonistkę, a nie – Incerno.

      To było jej marzeniem, odkąd pamiętała. Jej prywatną sprawą, do której nikt nie miał prawa się wtrącać. To dlatego działanie ojca tak ją wtedy rozzłościło. Robiła to dla siebie. Sama zadecydowała. W końcu to jej podpis widniał na dokumentach upoważniających do uczestnictwa w egzaminie. Jej decyzje, jej konsekwencje. Jej życie.

      Odgięła dłoń, by zobaczyć wynik losu.

      Kącik jej ust drgnął nieznacznie.

*

      Skrzypnęły drzwi i Minaro usłyszał miękki odgłos kroków, gdzieś po prawej stronie. Jego spojrzenie błądziło po ciężkich chmurach zasłaniających odległe firmamenty. Palce rysowały zimną, marmurową balustradę, a myśli otaczały ciasnym kokonem trójkę uczniów. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, miał prawo ich tak nazywać jeszcze tylko do końca dnia.

      Pomimo zamyślenia wyczuł ją natychmiast, gdy tylko znalazła się blisko.

      – Zasnęła – szepnęła Ajda z wyraźną ulgą w głosie.

      Przystanęła obok niego. Ubrana była w wygodne wieczorowe ubranie: pod spodem miała zwiewną białą tunikę, na wierzchu zaś skórzany płaszcz z przylegającą do policzka stójką. Gruby, kasztanowy warkocz spływał po prawym ramieniu i kończył się na poziomie bioder.

      – Pięć godzin to niewiele, ale… sama pamiętam, jakie przeżywałam katusze, nim udało mi się zasnąć przed egzaminem. Na szczęście nie musiałam uciekać się do podstępu.

      Rozległ się cichy szelest i po chwili Ajda przypatrywała się zakorkowanej buteleczce, którą wyciągnęła z kieszeni. Wypełniający ją płyn miał brązowy kolor i Minaro z łatwością rozpoznał nalewkę z waleriany. Zaśmiał się cicho. To mu o czymś przypomniało.

      W