Katarzyna Grabowska

Magia ukryta w kamieniu


Скачать книгу

zajęła się mną naprawdę bardzo sumiennie, tak jakby czuła się winna mojego wcześniejszego zasłabnięcia. Wprawdzie zachowałam się wobec niej podle, udając nagłe omdlenie, ale dzięki temu wreszcie zdobyłam garść cennych informacji, a co więcej – sprzymierzeńca. Wprawdzie nie miałam pojęcia, w jaki sposób ponownie skontaktuję się z Ewenem, ale byłam pewna, że on sam o to zadba.

      Rozpalony w kominku ogień wesoło buzował, sprawiając, że chłodne pomieszczenie powoli wypełniało się ciepłem. To było bardzo przyjemne uczucie. Nie jestem fanką zimy i każdy chłodniejszy dzień to dla mnie prawdziwa męczarnia, a pogoda w Burii raczej nie rozpieszczała mieszkańców.

      Dwie służące, których wcześniej nie widziałam, ubrane w proste, workowate wręcz szare suknie, przyniosły drewniany cebrzyk. Unosząca się z niego para świadczyła, że jest pełen gorącej wody. Dziewczyny przelały ją do srebrnej misy, ustawionej przez Comtę na ławie.

      ‒ Panienka raczy się szykować, bo czas uczty się zbliża – ponagliła mnie pulchna dwórka. – Nie godzi się, aby książę Ekhard czekał.

      ‒ Jasne.

      Wstałam z łóżka i podeszłam do misy. Brakowało mi bieżącej wody, ale jak to się mówi „na bezrybiu i rak ryba”. Jeszcze gorzej znosiłam brak toalety, za którą tutaj robił porcelanowy nocnik, ukryty pod łożem. Gdy się z niego skorzystało, należało przywołać służkę, aby ta opróżniła naczynie. Muszę przyznać, że ta sytuacja była ogromnie krępująca. Również tutejszy papier toaletowy w niczym nie przypominał tego, do jakiego przywykłam. Skrawki pociętego papieru, zapisanego niezrozumiałymi dla mnie znakami, były twarde i nieprzyjemne w dotyku. Przed użyciem należało je pognieść w dłoniach, aby odrobinę zmiękczyć. Korzystając z tego „dobrodziejstwa”, gdyż – jak wyjaśniła Comta – nie każdego stać na takie luksusy, zastanawiałam się, jakim też pociętym dokumentem właśnie się podcieram.

      Toaleta nie zajęła mi zbyt dużo czasu. Gdy już się obmyłam, a służące wyniosły cebrzyk i misę, Comta pomogła mi zdjąć koszulę nocną i nałożyć coś na kształt lnianej halki oraz grubych wełnianych rajstop. Pończochy były brzydkie, brązowe, dodatkowo dosyć drapiące skórę, ale pocieszałam się, że spod długiej sukni nie będzie ich widać. Na stopy Comta założyła mi skórzane ciżemki, sięgające do kostki, z długimi, wywiniętymi ku górze noskami, zapinane na śmieszne supełki, które należało pozaplatać. Głównym elementem stroju była wizytowa, bardzo efektowna suknia Laveny, zdobiona drobnymi perełkami. Z prawdziwą przyjemnością założyłam ją na siebie i cierpliwie czekałam, aż dwórka zasznuruje gorset i poprawi fałdy kreacji. Materiał był miły w dotyku, przyjemny i chociaż składał się z kilku warstw zwojów, wcale nie był ciężki.

      Wreszcie Comta usadowiła mnie na kufrze i zajęła się rozczesywaniem moich splątanych włosów. Starała się być bardzo ostrożna i delikatna, jednak i tak kilka razy syknęłam z bólu, gdy pociągnęła za skołtunione loki.

      ‒ Proszę o wybaczenie, ale wczoraj z wieczora panienka od razu zasnęła i nie dane mi było rozczesać i zapleść panienki włosów. Któż to widział, aby spać tak rozkodruchanym? – usprawiedliwiała się.

      ‒ Nic się nie przejmuj. W mojej krainie kobiety, aby być piękne, podają się gorszym torturom – pocieszyłam ją. – Gdybyś słyszała o depilacji… – Parsknęłam śmiechem na samą myśl o tym, jak Comta zareagowałaby na taki zabieg.

      Układanie włosów zajęło Comcie najwięcej czasu. Troszkę się nudziłam i kilka razy musiałam ugryźć się w język, aby przypadkiem znowu nie wyskoczyć z jakimś głupim, niewygodnym pytaniem. Nie miałam zamiaru drażnić służby, która musiała zapewne mieć całkowity zakaz przekazywania mi jakichkolwiek wiadomości na temat tego miejsca i jego przeszłości. Ewen był moim informatorem i to powinno mi wystarczyć. Przynajmniej na razie.

      ‒ Gotowe.

      Comta odstąpiła krok do tyłu, po czym obeszła mnie dookoła, bacznie lustrując mój wygląd.

      Sama byłam ciekawa efektu, dlatego pospiesznie spojrzałam na otrzymane od Comty niewielkie lusterko, osadzone w srebrnej ramie z długą, wygodną do trzymania rączką. Takiego widoku się nie spodziewałam. Najwyraźniej czasy średniowieczne mi służą. Stop! Jakie średniowieczne? Już przecież ustaliłam, że to nie średniowiecze ani tym bardziej znana mi Ziemia. Na razie nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie trafiłam, ale gdziekolwiek by to było, teraz czułam się piękna i zupełnie niepodobna do samej siebie. Tak! Czułam się piękna! Chyba pierwszy raz w życiu. Nie żebym wcześniej uważała się za jakąś nieatrakcyjną, szarą myszkę. Skądże! Mam w końcu regularne rysy twarzy, ładne zielone oczy, miły uśmiech. Jednak dopiero teraz, w tej dziwnej krainie, poczułam się naprawdę kobieco i wyjątkowo. I nie potrzebowałam do tego żadnych seksownych strojów. Suknia Laveny, chociaż długa i szczelnie zasłaniająca ciało, miała w sobie coś magicznego, ulotnego. Sprawiała, że czułam się jak księżniczka. Do tego fryzura wykonana przez Comtę: gładko zaczesane włosy, ściągnięte na karku, zaplecione misternie w warkocz i upięte w węzeł, który dodatkowo otoczony został delikatną srebrzystą siateczką z nanizanymi na jej nitki malutkimi perełkami, takimi samymi, jakimi ozdobiony był stanik sukni.

      ‒ To jest piękne – wyszeptałam, nadal nie mogąc oderwać od siebie wzroku. – Nie wiem, jak tego dokonałaś, Comto, ale sprawiłaś cud.

      Kilka razy obróciłam się w miejscu, podziwiając kolor i krój szaty, napawając się pięknem fryzury.

      ‒ Ino patrzeć, jak panicz Weylin się zjawi. Niech mu panienka wstydu jakiego nie przyniesie. W towarzystwie zacnych mężów lepiej nieproszonej głosu nie zabierać. Skromność przede wszystkim – pouczała mnie Comta, odbierając ode mnie lusterko i chowając je do wnętrza kufra.

      ‒ Tak, tak, wiem. Lavena już mi to wczoraj mówiła. A właśnie, gdzie ona jest? Czyżby jeszcze nie wróciła od przyjaciółki?

      ‒ Ano nie… – Comta westchnęła tak rozdzierająco, że poczułam skurcz w sercu. – Biedactwo, taka to zżyta z Baldurią była. Toż razem się wychowały. Jej strata będzie dla Laveny prawdziwym ciosem.

      ‒ Jak to strata? – nie zrozumiałam. – Przecież ta Balduria tylko rodzi.

      ‒ Jeśli mistrza Dewina wezwano, nie jest to zwykły poród. Alem przestrzegała, że Balduria do rodzenia się nie nadaje. Chude to takie, wątłe. Niektórym kobietom matkowanie niepisane.

      ‒ Oj, nie mów tak, Comto! Na pewno wszystko będzie dobrze. Ewen mówił, że mistrz Dewin nie ma sobie równych.

      ‒ Bo nie ma – przyznała. – Ale i on zmarłego do życia nie powróci ani tych, co śmierci sądzeni, z jej szponów nie wyrwie.

      ‒ Panicz Weylin przyszedł.

      Przez uchylone drzwi do komnaty lękliwie zajrzała Marion. Nadal się mnie bała i zerkała na mnie jak na jakieś okropne monstrum. Nawet mój olśniewający strój i wspaniała fryzura nie wpłynęły na zmianę jej nastawienia.

      ‒ W sam czas. – Comta splotła ręce na obfitym biuście i jeszcze raz popatrzyła na mnie uważnie. – Jużeśmy gotowe.

      Zanim opuściłyśmy komnatę, przypomniałam sobie o zabraniu plecaczka wraz z rekwizytami potrzebnymi do dzisiejszego pokazu. Jak to dobrze, że to ostatnia uczta przed łowami! Baterie w telefonie i mp3 były już prawie na wykończeniu, a przypuszczałam, że moja atrakcyjność po ich wyczerpaniu spadnie drastycznie. Bo niby co mogłam im wtedy pokazać? Może jakiś taniec? Może jakieś historie poopowiadać? Streścić ulubione seriale?

      Comta pierwsza wyszła z komnaty sypialnej do małego korytarzyka, łączącego to pomieszczenie z komnatą dzienną. Ja kroczyłam tuż