Patrycja Kuczyńska

Płonący lód Tom 1 Nieczyste zagranie


Скачать книгу

się na zajęciach, raduję się tym, bo zdecydowanie ją wystraszyłem.

      *

      Szykujemy się z chłopakami na kolejny mecz w tym sezonie. Cała szatnia tętni życiem. Trener podaje nam kilka wskazówek, a my przyjmujemy je z pełną uwagą. Ubieram się w strój, który, nawiasem mówiąc, robi z każdego z nas potężnego Hulka. Wyglądamy jak napakowani koksem kolesie. Zgarniam z szafki mój kij, po czym na czele drużyny wychodzę na lód. Wtedy czuję to, wiem, że tu jest, wyczuwam ją w tym ożywionym tłumie. Skanuję trybuny i wreszcie odnajduję ją obok Kim. Nie dotarło do niej ostatnie ostrzeżenie, chyba czas zastosować nadzwyczajne środki. Skupiam się na meczu, a nią postanawiam zająć się później. Jestem przekonany, że zostanie na naszą imprezę lodowiskową. Dyrektor uczelni nie sprzeciwiał się, kiedy zaproponowałem, że urządzimy party na lodowisku. Poprosił tylko o rozwagę, co mu zagwarantowałem.

      Bonito wpieprza mi się w każde zagranie, przez co kilka razy nie trafiam krążkiem do bramki. Mnóstwo razy spycham go brutalnie na szybę, ale koleś nie daje za wygraną. Pomimo tego mecz kończy się naszym zwycięstwem. Rozwścieczony, schodzę z lodowiska prosto pod prysznic. Woda zmywa wszystkie buzujące we mnie emocje, kątem oka dostrzegam Artema opierającego się o ściankę działową między moim prysznicem a kolejnym. Z promiennym uśmiechem na twarzy, zawzięcie pisze coś na swoim telefonie.

      – Z kim tam tak esemesujesz, casanowo? – pytam, zakręcając wodę.

      – Z Lizzi, przyjaciółką tej laski, co jej tak nie znosisz – odpowiada.

      Mogłem się tego spodziewać.

      – I co? – podpytuję.

      – Zostają na imprezę, poszły teraz do kawiarni na coś ciepłego. – Chowa telefon do kieszeni. Szybki jest, ja jeszcze stoję w łazience, a ten już jest gotowy.

      – Wszystko zorganizowane? – Wskazuję głową na szatnię.

      – Trener już się ulotnił, a reszta zarządu wyszła z piętnaście minut temu. – Oplatam ręcznik wokół bioder i kieruję się z nim do szatni.

      Większość chłopaków stoi ubrana, czekając na mnie.

      – Idźcie, dołączę do was, jak tylko się ubiorę. – Każdy rusza do drzwi, a ja zostaję sam. Szatnia spowita jest w ciszy, dzięki czemu mogę się trochę zrelaksować. Z chwilą gdy opuszczam ręcznik i stoję, jak Bóg mnie stworzył, drzwi otwierają się i wchodzi Sophie. Ta laska zawsze zaskakuje mnie w najlepszych momentach. Wyczuwa, kiedy muszę kogoś ostro wypieprzyć. Skinieniem głowy wskazuję na łazienkę, więc kieruje swoje kroki właśnie tam. Ruszam za nią, trzaskam drzwiami, a ona patrzy na mnie, odpinając guziki swojej koszuli. Popycham ją na drzwi, dociskając mojego nabrzmiałego fiuta. Wydaje z siebie zadowolony jęk. Wiem, że uwielbia go. Potrafi obchodzić się z nim z ogromnym szacunkiem, dzięki czemu ma przywilej niesamowitego rżnięcia. Zrzuca koszulkę, a jej piersi wylewają się ze stanika z fiszbinami. Wiadomo, cycki ma zrobione przez jednego z najlepszych chirurgów w kraju. Opada na kolana, biorąc mojego naprężonego fiuta w usta. Obciąga zawodowo, ma laska do tego dryg. Odrzucam głowę do tyłu, gdy jej ruchy stają się coraz szybsze, a ona bierze go prawie całego do ust, dotykając czubkiem ścianek gardła. Wypluwam stek przekleństw, gdy dochodzę w jej ustach. Połyka wszystko z przyjemnością wymalowaną na jej twarzy, oblizując przy tym usta. Biorę ją po tym ostro od tyłu, tak jak lubię. Dochodzi, a ja wyskakuję z niej, spuszczając się na jej nagi brzuch. Wyciera się, ubiera i już jej nie ma. Znów zostaję sam. Na mój telefon przychodzi wiadomość od Nico.

      Rozluźniony, idę do chłopaków. Zastaję ich z kilkoma dziewczynami siedzącymi na kolanach Nico, Noaha i Coopera. Na trybunach i lodowisku jest niezły tłum. Rozglądam się po nim, ale nigdzie jej nie widzę, tak samo jak Kim i Erin. Mam nadzieję, że zrezygnowały z zabawy w tym miejscu.

      – Właśnie wracają tu z kawiarni. – Artem rozwiewa moje nadzieje.

      – Chcesz mi powiedzieć, że ona tu będzie? – upewniam się.

      – Nie inaczej, ale bracie, zachowuj się – prosi mnie Artem.

      – Niczego nie obiecuję...

      Jak tylko pojawiają się dziewczyny, Artem znika, aby dołączyć do Lizzi, którą przechwytuje na lodowisku. Obserwuję z boku Lexi, kiedy jakiś koleś próbuje do niej zagadać, a ta cała się rozaniela. Czuję buzującą we mnie złość. Właśnie przed tym ją ostrzegałem, miała schodzić mi z oczu. A ona nie zdaje sobie sprawy, z kim zadarła. Muszę jej to ponownie przypomnieć. Zakładam łyżwy, a Nico z resztą chłopaków podąża za moim przykładem. Zamierzam trochę się z nią zabawić. Widzę, że jest kiepska w jeździe na lodzie, co mogę wykorzystać. Z całą paczką wjeżdżamy na lód, robi się na nim małe zamieszanie. Każdy zjeżdża mi z drogi, kiedy kieruję się prosto do Lexi i kolesia, który niby z przyjemnością uczy ją jazdy na łyżwach. Odpycham go od niej, przez co ten upada na tyłek. Patrzy na mnie z przerażeniem w oczach. Lexi próbuje przedrzeć się do niego przez mur z mojego ciała, ale blokuję ją, popychając prosto w objęcia Nico. Ona piszczy i kopie go, ale ten trzyma się.

      – Spadaj, jeśli nie chcesz mieć wybitych zębów – ostrzegam jej towarzysza.

      Koleś, wstając, kilka razy potyka się, ale w końcu udaje mu się stanąć na nogach. Starając się wyglądać na mniej przerażonego niż jest, duka kilka słów przeprosin i szybko się ulatnia. Chłopacy za mną śmieją się w najlepsze.

      – Jesteś chory! – krzyczy Lexi.

      – Może ja ci udzielę kilku lekcji jazdy na lodzie? –Wyzywająco podnoszę jedną brew.

      – Spieprzaj, nie potrzebuję żadnej pomocy od ciebie! – warczy, plując jadem.

      – Jesteś tego pewna? – droczę się z nią.

      – Tak jak nigdy w życiu jeszcze nie byłam. – Próbuje ruszyć na mnie, ale Nico trzyma ją mocno.

      – To radzę ci teraz zabrać swój tyłek do domu i zejść mi z oczu – mówiąc to, kiwam głową na Nico. Ten puszcza ją, ale ona nie rusza się. – Czy nie wyraziłem się dość jasno?

      Kim łapie ją pod ramię i ciągnie do wyjścia z lodowiska. W tym czasie odwracam się, aby z resztą chłopaków podjechać do kilku dziewczyn.

      Zostaję znienacka pchnięty w plecy, przez co wpadam na Coopera. Osoba, która to zrobiła, właśnie już tego żałuje. Z ledwością w ostatniej chwili łapię równowagę.

      – O cholera – mówi zszokowany Cooper, patrząc za mnie. – Dziewczyno, uciekaj, gdzie pieprz rośnie, on ci tego nie podaruje.

      Odwracam się i widzę ją z tym jej przemądrzałym uśmieszkiem. Zaraz za nią stoi zszokowana Kim. Wszyscy wpatrują się w nas, czekając na to, co zrobimy. Podjeżdżam do niej, popychając ją, a ona, nie próbując się nawet ratować, upada na tyłek.

      – Zadowolony? – pyta.

      – A ty? – odpowiadam pytaniem na pytanie.

      – Miałam z tego zajebistą satysfakcję – cedzi przez zęby.

      Kim pomaga jej się podnieść. Kiedy już stoi na nogach, popycham ją na Coopera.

      – Zabierz ją stąd, zanim zrobię coś, czego będę żałował – mówię.

      – No tak, Knox, pan i władca, sam nie może tego zrobić – kpi ze mnie, a moja cierpliwość powoli ulatuje.

      – Radzę ci zamilknąć! – ostrzega ją Nico.

      – Pieprzcie się wszyscy! – Lexi wyszarpuje się Cooperowi i sama dumnie odjeżdża w stronę wyjścia. Obserwuję ją, dopóki nie znika mi z oczu.

      –