Patrycja Kuczyńska

Płonący lód Tom 1 Nieczyste zagranie


Скачать книгу

wodę. – Zostawiam to wszystko w zasięgu ręki Lizz, dzięki czemu nie będzie musiała sama się fatygować do kuchni. – Zanim wyjdę, dokładnie taki sam zestaw zostawię dziewczynom. – Macha tylko na mnie ręką, dając znać, że zrozumiała.

      Zaglądam przed wyjściem do Kim i Erin, zostawiając im te same instrukcje co Lizzi, ale wydaje mi się, że to, co powiedziałam, nie zostało przez nie przyswojone. Głowy schowane pod poduszkami i wydobywające się spod nich jęki mówią same za siebie. Tym razem im odpuszczę, ale następna impreza należy do mnie, mam zamiar zaszaleć. Z tym postanowieniem opuszczam pokój, kierując się na dziedziniec.

      *

      Wchodzę do auli, rozglądając się za jakimkolwiek wolnym miejscem. Jedyne, które wpada mi w oko, znajduje się obok szatyna z olśniewającym uśmiechem, który zauważam, kiedy posyła go siedzącej po jego lewej stronie dziewczynie. Hmm… To będzie dobry wybór. Jestem tak zapatrzona w tego kolesia, że nie zauważam wyciągniętych nóg wystających z jednego z rzędów. Potykam się, ale całe szczęście udaje mi się utrzymać równowagę, przez co nie robię z siebie pośmiewiska.

      – Mówiłem ci, żebyś nie wchodziła mi w drogę. – Podążam za znajomym głosem, natrafiając na rozpalające mnie do białej gorączki spojrzenie czarnych, mrocznych oczu.

      – Schowaj te swoje giry, jeszcze ktoś zrobi sobie przez ciebie krzywdę, idioto. – To tyle, jeśli chodzi o moją spokojną stronę.

      – Ty chyba nie wiesz, do kogo mówisz – odzywa się jeden z napakowanych kumpli tego, jak mu tam, Knoxa. Czy oni myślą, że są jakimiś pieprzonymi bogami? No dobra, każdego z nich można schrupać, ale z chwilą, kiedy się odezwą, tracą swój czar.

      – Tak się składa, że wiem. – Podnoszę brodę, aby wyglądać na bardziej pewną siebie. – Do tego tu kolesia z wielkim, wybujałym ego, który myśli, że…

      Nie jest mi dane dokończyć tego, co chciałam pięknie ubrać w słowa, a uwierzcie, dopiero się rozkręcałam. Knox szybko podnosi się ze swojego miejsca, szarpie mnie boleśnie za ramię i pomimo mojego sprzeciwu wywleka na korytarz.

      – Czy ty jesteś jakaś niedorozwinięta? Nie dociera do ciebie to, co powtarzałem już kilka razy? – Przypiera mnie do najbliższej ściany, wbijając swoje grube paluchy w moje kruche ramiona. Boli jak cholera, ale nie dam mu tej satysfakcji i nie pokażę mu tego, jak bardzo sprawia mi ból.

      Moja babcia zawsze mnie uczyła, żeby nie dawać się innym. Nigdy nie okazywać przed nimi strachu, ale aby w mądry sposób walczyć. Dlatego teraz zaciskam zęby, ale w myślach tworzę już plan, jak się na nim odegrać za tak podłe traktowanie mnie.

      Nasze twarze dzieli kilka milimetrów, tak jak ostatnio, tylko tym razem nie myślę o pocałowaniu tych srogich ust, ale ugryzieniu, aby dać mu tym zasłużoną nauczkę. Jednak nic takiego nie następuje, bo odzywa się jeden z kumpli Knoxa.

      – Brachu, idziesz? – Mój oprawca zerka na niego przez ramię, później patrzy jeszcze raz na mnie, aż w końcu decyduje się odejść. Podejrzewam, że nie byłby sobą, gdyby na odchodne nie popchnął mnie jeszcze na ścianę. Kiedy zwalnia swój uścisk, robię krok do przodu, ale ponownie czuję ból po spotkaniu moich pleców z tym masywnym murem. Dodatkowo popycha mnie swoją wielką dłonią prosto w mostek. Kilka centymetrów w dół, a moje piersi zostałyby przez tę rękę zmiażdżone. Chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo patrzy na położenie swojej dłoni ciągle przyciskającej mnie do ściany. Jego nozdrza rozszerzają się, a oczy jeszcze bardziej ciemnieją, o ile to możliwe, ale po chwili to mija, jakby znów zakładał tę swoją stoicką maskę.

      *

      Przez zachowanie Knoxa odpuściłam sobie poranne zajęcia. Nie to, żebym się go obawiała, po prostu miałam na obecną chwilę dość tych dziecinnych sprzeczek z nim. Czy teraz bez przerwy będę trafiała na wspólne zajęcia z tym palantem? Może powinnam zmienić sobie plan? Nieee, nie odbiorę sobie tej przyjemności z fascynującej gry słownej, którą toczymy. Niech wie, że jego rządy ani ustalone prawa nie mają na mnie pieprzonego wpływu.

      *

      – Cześć, lenie – witam moje współlokatorki, które zbiły się w wielki kokon na kanapie, oglądając jakieś durne show w telewizji, na dodatek jeszcze ubrane w piżamy.

      – O, hej, jak tam zajęcia? Podpisałaś się za nas? – Tak się składa, że razem chodzimy na te zajęcia. Może dobrze, że dzisiaj ich nie było, nie chcę, aby były świadkami mojego starcia z Knoxem. Wolę trzymać je z dala od tego oszołoma.

      – Tak, ale oświadczam wam, że był to pierwszy i ostatni raz, kiedy wy się dobrze bawicie na imprezie, a ja muszę stać w kącie, trzymając pieczę nad wami. – Nie zaprzeczę, lubię się zabawić, a to miejsce jest do tego idealne. Rozumiecie więc, dlaczego nie chcę przepuścić już ani jednej okazji na małe szaleństwo.

      – Przyjęte do wiadomości. – Lizz salutuje mi dla zgrywy. – Teraz dawaj do nas w środek. – Spycha dziewczyny, robiąc mi miejsce pośrodku. W ten sposób spędzamy ze sobą pół dnia, oglądając filmy, śmiejąc się i opowiadając różne historie. Cieszę się, bo dziewczyny potrafią z siebie pożartować, a co za tym idzie – lubią opowiadać o sobie. Dzięki temu poznajemy się wzajemnie. Korci mnie, aby spytać Kim o jej brata, ale powstrzymuję się. Przez przypadek wygadała się, że Knox to jej starszy o niecały rok, nadopiekuńczy braciszek. Zadziwia mnie to, że aż tak bardzo się od siebie różnią. Ona miła i pomocna osóbka, a on arogancki koleś z wielkim, wybujałym ego.

      *

      – To co, może czas wyjść coś zjeść? – pyta Erin.

      – Popieram. – Lizzi szybko przystaje na ten pomysł.

      – Dobra, to za dziesięć minut spotykamy się przy wyjściu – proponuję.

      Oczywiście dziewczyny ochoczo zgadzają się, więc rozchodzimy się do swoich pokoi, żeby wyszykować się do wyjścia.

      Nagle słyszę charakterystyczny dzwonek Lizzi.

      – Liz, dostałaś SMS-a! – krzyczę z salonu. Wyszykowałam się jako pierwsza, więc czekam teraz na resztę.

      – Odczytaj! – odkrzykuje zza drzwi sypialni.

      Tak więc robię.

      Zastanawiam się, kim jest Artem, ale nagle do mnie dociera. Cholera! Co!? Ona zaczyna kręcić z jednym ze świty pana „Ja jestem prawem”? Widziałam na imprezie, jak gadali, trochę potańczyli, ale nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Nie pamięta już tego, jak zaatakował ją pierwszego dnia na dziedzińcu? Jeszcze ta dziwna rozmowa między Kim i Erin, którą niechcący podsłuchałam, kiedy o niej szeptały. Czuję, że coś się święci, a ja nie pozwolę skrzywdzić mojej przyjaciółki. Pierwsze, co muszę zrobić, to dowiedzieć się, co tu jest grane, a drugie, przekonać Liz, aby dała sobie spokój z tym chłopakiem. Choć wiem, że nie będzie to łatwe. Jestem świadoma tego, że jest w jej typie, a Lizzi jest bardzo trudno złapać na haczyk.

      – Kto to? Wyglądasz na zamyśloną. – Wracam do rzeczywistości dopiero, kiedy słyszę głos Lizzi.

      – Jakiś Artem. – Przecież nie zdradzę się, że wiem, o kogo chodzi. Pierwszy raz muszę ją okłamać, zawsze mówiłyśmy sobie wszystko. Jednak tu chodzi o coś grubszego, dlatego na razie niech będzie nieświadoma tego, co planuję.

      – Och… – Tylko tyle z siebie wydobywa, ale po raz pierwszy dostrzegam rumieniec na jej twarzy. Czyżby się zawstydziła? No nie!

      – Och, i co dalej? – wypytuję delikatnie. Muszę wiedzieć dokładnie, na jakim etapie zauroczenia jest moja przyjaciółka. Przechodziłam już wszystkie objawy uwielbienia faceta. Po jej reakcji