Wojciech Dutka

Czerń i purpura


Скачать книгу

w takim stanie do domu, ale dziś przekonał się ostatecznie, że nie ma nikogo bardziej żałosnego i śmiesznego od żydowskiego prawnika na Słowacji, który nie może znaleźć pracy i zapewnić godziwego życia żonie i córce.

      – Rabin nie pochwaliłby tego, w jakim stanie przyszedłeś – stwierdziła Milena, mimo wszystko szczęśliwa, że ojcu nic się nie stało.

      – Święta racja – odparł mecenas, pozwalając, by ściągnęły z niego płaszcz i buty.

      Następnie dodał, że to niedopuszczalne, aby prawnik tej klasy co on przychodził do domu tak późno w nocy i w takim stanie, ale nic nie może na to poradzić. Tracąc najwyraźniej poczucie rzeczywistości, rzucił pompatycznie, że jutro, kiedy będzie w lepszej formie, natychmiast wybierze się do sądu, a jego klient będzie jak zwykle zadowolony z jakości usług swego obrońcy.

      Wierna żona i córka zaprowadziły go do pokoju i położyły do łóżka. Mecenas Zinger zasnął niemal natychmiast kamiennym snem.

*

      Franz był zaskoczony warunkami, w jakich mieszkał Friedrich, jego najbardziej podziwiany brat. Jako jedyny otwarcie zbuntował się przeciwko stawianym przez rodzinę wymaganiom. Nie został ani lekarzem, ani architektem, ani księdzem, tylko prostym robotnikiem. Wobec nieprzejednanej postawy syna rodzice stwierdzili, że nie będą go finansowali. Friedrich utrzymywał się sam, z własnej pracy. I zrobił coś, czego Franz mu zawsze zazdrościł: wyprowadził się i mieszkał z dala od babci, której ulegali rodzice, a szczególnie ojciec. Franz wiedział, czego Friedrich nie mógł znieść w ich rodzinnym domu – władzy babci.

      Friedrich mieszkał na poddaszu w robotniczej dzielnicy Wiednia. Franz bardzo się zdziwił, kiedy przekonał się, że brat nie mieszkał sam, tylko z kolegami z fabryki, którzy wpuścili chłopców do środka. W owym lokum panował zaduch gotowanej kiszonej kapusty i dymu papierosowego. Bastian zakrztusił się w obskurnym przedpokoju. Chłopcy ubrani w mundury Hitlerjugend zauważyli, że współlokatorzy Friedricha patrzyli na nich bądź wrogo, bądź z wyczuwalną kpiną. Nie rozumieli przyczyn. Franz chciał pomówić z bratem i zapytać go o wyjaśnienia. Wprost nie mieściło mu się w głowie, że brat zrezygnował z dobrobytu i wybrał życie w tak poniżających warunkach.

      Zirytowany przedłużającym się oczekiwaniem Franz zapytał jednego z mężczyzn, gdzie jest Friedrich.

      – Przyjdzie na pewno – odparł tamten. – Dziś wieczorem ma walkę.

      – Jaką walkę? – zapytali niemal jednogłośnie chłopcy.

      – Bokserską – odparł tamten tonem, jak gdyby była to najoczywistsza rzecz na świecie.

      Dla Franza jednak wcale nie było to takie oczywiste. Friedrich uprawiał boks – intuicja podpowiadała Franzowi, że jego brat bynajmniej nie pragnie zostać sportowcem. Zabolało go, że Friedrich nie napisał prawdy w listach do rodziny. Utrzymywał bowiem, że pracuje w wiedeńskiej fabryce remontującej tramwaje i że choć praca jest ciężka, na trzy zmiany, pozwala zarobić pieniądze, które zapewniają mu godne życie.

      Friedrich zjawił się późnym wieczorem w otoczeniu kilku roześmianych i podchmielonych kolegów. Był bardzo spocony, a jego twarz nosiła wyraźne ślady walki. Łuk brwiowy był rozcięty, a grube szwy na skroni wyraźnie kontrastowały z rudymi smugami krwi. Rozbita dolna warga wzbogacała jego wcale nieprostacką twarz o ledwo zauważalny rys sportowej dumy. Friedrich był postawnym, atletycznym mężczyzną o szerokich barach, wyrobionych zapewne nie tylko w bokserskich walkach, lecz także przez ciężką pracę w fabryce. Pracował tam nie tylko dlatego, aby zarobić na utrzymanie. Kierowały nim motywy, o których Franz w owym czasie nie wiedział prawie wcale. Friedrich sympatyzował bowiem z Komunistyczną Partią Niemiec i chodził na potajemne zebrania partyjne. Był więc nastawiony zdecydowanie wrogo do nowego reżimu panującego w Austrii.

      Starszy brat nie zauważył młodszego, który siedział pod ścianą głównego dużego pokoju zastawionego piętrowymi łóżkami. Z gwałtownych okrzyków kolegów Franz domyślił się, że Friedrich wygrał walkę, jednak za bardzo wysoką cenę. Friedrich solidnie oberwał, ale najwyraźniej był w tych brutalnych walkach zaprawiony i lubił je, zwłaszcza że przynosiły mu niemałe pieniądze. Wylewnie witał się ze wszystkimi. Komuniści, szczególnie ci ideowi, żyli we wspólnocie, gdzie wszystko było wspólne, bo należało do partii.

      Gdy Friedrich ujrzał w końcu Franza i Bastiana w mundurach Hitlerjugend, od razu stał się mniej wylewny. Starł z czoła pot i krew. Jego usta zwęziły się, jakby w przeczuciu nieprzyjemnego, ale mimo to nieuniknionego spotkania z młodszym bratem zarażonym nazistowską gangreną. Ruchem dłoni odprawił kolegów poklepujących go po ramionach. Skórzaną i zniszczoną torbę rzucił niedbale na stół i z wyraźną irytacją zapytał:

      – Co ty tutaj robisz, Franz?

      Franz był bardzo zaskoczony. Pamiętał brata jako ułożonego młodzieńca i ulubieńca babci. Zawsze dogadywał się z Friedrichem lepiej niż z Lorenzem, studentem medycyny, a potem lekarzem w białym kitlu, zbyt wyniosłym dla dojrzewającego i potrzebującego akceptacji nastolatka. Teraz jego ukochany brat przemienił się w spoconego i okrwawionego wagabundę, dłubiącego w uchu z lekceważącym wyrazem twarzy i wycierającego wydobytą woskowinę o szary, brudny podkoszulek.

      – Równie dobrze ja mógłbym cię zapytać o to samo – odrzekł Franz.

      Zapadło kłopotliwe milczenie.

      – Pisałeś nam, że masz pieniądze i że żyjesz uczciwie – dodał Franz.

      – Bo mam i zarabiam najlepiej, jak umiem, w uczciwej i ciężkiej walce prawdziwych mężczyzn – odparł Friedrich, wydobywając z kieszeni pokaźny plik zmiętych banknotów. – To dwa tysiące czterysta marek.

      Franz wiedział, że to duża suma. Miesięczny utarg sklepu mięsnego ojca. W kilka miesięcy po Anschlussie wszystko przeliczono na niemieckie marki, ponieważ austriackie szylingi stały się tylko wspomnieniem.

      – Tak zarabiasz na życie? – zapytał młodszy brat.

      – Tak mi się podoba – odparł Friedrich.

      – Co to za walki bokserskie? Rodzice nigdy by się na to nie zgodzili.

      Friedrich uśmiechnął się ironicznie. Po chwili powiedział najspokojniej w świecie:

      – Rodzice nie mają nic do gadania. Zresztą, Franz, ty też nie. Nie obchodzi mnie, co powiedzą starzy. Jak widzę, szybko się przystosowali do nowej władzy. Właśnie z tego powodu nie chcę mieć nic wspólnego z rodziną.

      Zaskoczeni Bastian i Franz wymienili wymowne spojrzenia. Friedrich najwyraźniej nie darzył zbytnią miłością narodowego socjalizmu. Chłopcy nie przypuszczali nawet, że brat jednego z nich sympatyzuje z komunistami.

      Tymczasem, nie zważając na młodszego brata i na jego przyjaciela, Friedrich ściągnął podkoszulek i cisnął go na pobliskie krzesło. Chwycił spod stołu miednicę i napełnił ją wodą z jedynego kranu w pomieszczeniu. Zachowywał się tak, jak gdyby zupełnie nie przejmował się obecnością młodszego brata. Postawił miednicę z wodą na krześle. Wydobywszy kawał szarego mydła z torby, zaczął się myć. Gdy skończył, wytarł się ręcznikiem, po czym narzucił go na muskularne ramiona.

      Franz patrzył na niego z podziwem i z pewną zazdrością. Podświadomie, może zupełnie dziecinnie uwielbiał starszego brata także za wygląd. Jego wyrzeźbione ciężką pracą atletyczne ciało wprawiało szczupłego i wątłego Franza w kompleksy.

      Friedrich zestawił miednicę na podłogę, po czym usiadł na krześle. Franz z niecierpliwością oczekiwał na to, co powie starszy brat. W końcu Friedrich postanowił powiedzieć, co myśli.

      – Po pierwsze, Franz, jesteś