Mój ojciec był nazistą. Rozmowy z potomkami czołowych przywódców Trzeciej Rzeszy
rel="nofollow" href="#n1" type="note">1.
Hans Michael Frank
(23.05.1900–16.10.1946) – zbrodniarz wojenny, członek NSDAP od 1927 r. Jeden z przywódców Trzeciej Rzeszy, twórca jej systemu prawnego. W latach 1939–1945 generalny gubernator okupowanej Polski. Zamek na Wawelu przemianował na swoją rezydencję. Współautor i jeden z głównych wykonawców eksterminacji Polaków i Żydów. Odpowiedzialny za masowe zbrodnie w Generalnym Gubernatorstwie, dewastację gospodarczą kraju, niszczenie i grabież zabytków kultury oraz dóbr materialnych.
Aprobował plany zniszczenia Warszawy, stworzył getta dla ludności żydowskiej.
W styczniu 1945 r., zabierając z Krakowa zrabowane dzieła sztuki, uciekł do Bawarii i tam został aresztowany. Dobrowolnie oddał swój dziennik służbowy, który stał się ważnym dowodem w procesie norymberskim. Skazany na karę śmierci przez powieszenie.
Świat ostatecznie zamknął wojenny rozdział. A oni, dzieci i krewni nazistowskich dygnitarzy, odkryli, że teraz wszystko będzie inaczej. Od tej pory są potomkami najstraszniejszych zbrodniarzy dwudziestego wieku, w ich żyłach płynie krew potworów, z lustra spoglądają na nich aroganckie twarze ich ojców i prędzej czy później mogą dojść do głosu „złe” geny.
Już od dłuższego czasu kręciłam filmy dokumentalne na zamówienie pierwszego kanału rosyjskiej telewizji, gdy w końcu odważyłam się zaproponować im własny temat. Uznałam, że jako autorka, reżyserka i producentka, z wystarczającą liczbą całkiem nieźle przyjętych dokumentów na koncie, mogę wreszcie zawalczyć o własny projekt. Projekt, który stanie się, jak mówią ludzie telewizji, moją wizytówką.
Tak więc pełna nadziei, ale i całkowicie jej pozbawiona, czekałam na odpowiedź z pierwszego kanału.
Doskonale pamiętam ten dzień – 21 maja 2010 roku. Zadzwoniła komórka, na ekranie pojawiło się nazwisko współpracownika kanału pierwszego, któremu dałam „zajawkę2”.
– Taniu, ja w sprawie Dzieci Trzeciej Rzeszy – zaczął niepewnie, po czym zamilkł.
– I?
– Zapomnij. Filmu nie będzie.
– Dlaczego?
– Dlatego – westchnął donośnie. – Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz? Twoja firma jest mikroskopijna. Produkujesz dwa, trzy filmy rocznie, a napinasz się na taki temat. Wszyscy bohaterowie mieszkają za granicą. I kto w ogóle, twoim zdaniem, zechce opowiadać, że jego tata albo dziadek byli bliskimi współpracownikami Adolfa Hitlera?
– Na pewno pokazał pan zajawkę samej górze?
Druzgocąca krytyka mojego pomysłu, wygłoszona przed chwilą z takim przekonaniem przez dzwoniącego, odarła mnie z wszelkich złudzeń: ostatnia szansa na jego realizację rozwiała się jak dym.
– Sprawdzasz mnie? – obraził się mój rozmówca, wymigując się od odpowiedzi. – Sam mam wystarczające rozeznanie. Powiedziałem: zapomnij. A jeszcze lepiej – wymyśl sobie inny temat. Konstantinowi Lwowiczowi Ernstowi3 bardzo podobał się nasz film o Magdzie Goebbels. Obejrzyj go i wykombinuj coś podobnego o nazizmie. Jeśli już koniecznie musisz. Jesteś przecież producentką.
– Ale w filmie o Magdzie Goebbels nie pokazaliście nikogo z jej potomków… To tylko kronika i tekst zza kadru! – ze wszystkich sił starałam się, żeby to zabrzmiało łagodnie.
– Ha! – mojemu rozmówcy gwałtownie poprawił się nastrój. – I ty chcesz robić film o dzieciach nazistów? A nawet nie wiesz, że Magda Goebbels zabiła wszystkie swoje dzieci!
– Nie wszystkie.
Dalsza rozmowa nie miała sensu, lecz mimo to dodałam: – Cztery wnuczki Magdy Goebbels odziedziczyły imperium biznesowe Trzeciej Rzeszy, z obrotami liczonymi w milionach euro…
Moja nieszczęsna zajawka Dzieci Trzeciej Rzeszy została zatwierdzona pół roku po naszej rozmowie.
Rudolf Franz Ferdinand Höss
(Hoess, Höß; 25.11.1900–16.04.1947) – komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau w latach 1940–1943. Członek NSDAP i SS. Po odwołaniu z Auschwitz został szefem Inspektoratu Obozów Koncentracyjnych w Głównym Urzędzie Administracji i Gospodarki SS. Na polecenie Himmlera wrócił do Auschwitz w 1944 r., by nadzorować zagładę Żydów z Węgier. Po wojnie ukrywał się pod nazwiskiem Franz Langer, jednak w marcu 1946 r. został schwytany przez Brytyjczyków i wydany polskim władzom. Skazany na karę śmierci przez powieszenie, został stracony na terenie byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz, obok budynku komendantury i krematorium.
Trzy 52-minutowe odcinki. Musiałam zapewnić ponad dwie i pół godziny unikalnego materiału, składającego się w przeważającej mierze z rozmów z ludźmi, którzy nie życzą sobie żadnych kontaktów z prasą. A co dopiero z ekipą telewizyjną z Rosji! No, ale przecież sama tego chciałam.
Kiedy wieści o nowym, zatwierdzonym projekcie rozejdą się po wszystkich dyrekcjach dokumentalnych, od wielu osób zapewne usłyszę, że to świetny pomysł, by sfilmować dzieci i krewnych nazistów i dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł, skoro temat leży na ulicy. Prawdę mówiąc, mnie też nie daje spokoju to pytanie.
Nie daje spokoju, bowiem kiedy szukasz człowieka i odnajdujesz jego nazwisko w spisach jakiegoś cmentarza w Badenii-Wirtembergii albo w Hamburgu, jest ci przykro, że nie zdążyłaś. Nie zdążyłaś do „dzieci”, które już umarły. Ja nie zdążyłam do syna szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicherheitshauptamt, RSHA) Kaltenbrunnera; nie zdążyłam do syna Reichsleitera Martina Bormanna, Bormanna juniora, katolickiego księdza, jedynego przedstawiciela tej dużej rodziny, który gotów był wystąpić w filmie. Jednak kiedy wreszcie doszło do jego realizacji, był już zbyt ciężko chory. Nie zdążyłam do syna tajemniczego Reichsleitera Rudolfa Hessa – Wolf Rüdiger zmarł w 2004 roku. Przez wiele lat starał się udowodnić, że jego dziewięćdziesięciotrzyletniego ojca zamordowano w więzieniu Spandau, gdzie odsiadywał karę dożywocia, na którą skazał go Trybunał w Norymberdze. Twierdził uparcie, że wersja o samobójstwie najbardziej zagadkowego człowieka Trzeciej Rzeszy jest grubymi nićmi szyta…
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku niektóre dzieci nazistowskich dygnitarzy (a nawet rodziców!) sfilmowała niemiecka telewizja. Niemieckie filmy dokumentalne – zwłaszcza poświęcone rozmaitym aspektom drugiej wojny światowej – uderzająco różnią się od rosyjskich. Rzecz nie tylko – i nie tyle, w mentalności, ile w napiętej atmosferze przemilczeń, która króluje na planie w przerwach między pytaniami, w stricte biograficznym podejściu autorów scenariusza, w pedantycznie sformułowanych odpowiedziach rozmówców. Dlatego całość sprawia, przynajmniej na moje oko, wrażenie teatralnej i wyreżyserowanej. Gadające głowy, ciemne tło, sztuczne oświetlenie. Mnie bardziej podobają się inne zdjęcia – w prywatnych mieszkaniach, razem z rodziną i, oczywiście, żadnych ogólnikowych pytań pociągających za sobą wymijające odpowiedzi w stylu „nazizm to zło”.
Zawsze mnie uczono, że w swoim bohaterze muszę widzieć człowieka. Ta prosta zasada w praktyce okazuje się niesłychanie trudna do zrealizowania. Niemieccy dziennikarze, w każdym razie w filmach na temat wojny i zbrodniarzy wojennych, postępują odwrotnie. Starannie „przypudrowują” siedzącego przed nimi człowieka. Teraz rozumiem już, dlaczego to robią. Przy takich tematach celowo unikają wszystkiego, co