Aleksandra Marinina

Sprawiedliwy oprawca


Скачать книгу

pokładzie, Nastia z satysfakcją odnotowała, że większość pasażerów zajęła już miejsca. Zmierzając ku swojemu fotelowi, mogła zlustrować każdą twarz. Kupując bilety, zadbała o to, żeby miejsca były w ostatnim rzędzie. Proszę, oto futrzana czapka. I Korotkow. A także tamci z samochodu. Siedzą osobno, nie wyparowali. Wszyscy w komplecie. Można lecieć.

      – Są tutaj? – zapytał Saulak, gdy Nastia zajęła miejsce i zapięła pasy.

      – Owszem. – Skinęła głową. – Nie zauważył pan? Przecież prosiłam, żeby zapamiętał pan twarze.

      – Zapamiętałem.

      – I co, nie zwrócił pan uwagi, przechodząc?

      – Zwróciłem.

      – Więc czemu pan pyta?

      – Sprawdzałem panią.

      – Jasne. Pewnie się pan boi, że powierzył życie aktorce oszustce?

      – Boję się, gdy nie rozumiem, co i dlaczego robi osoba, której zawierzyłem.

      – No to niech się pan nie krępuje i pyta – poradziła Nastia pogodnie.

      A jednak go przycisnęła! Popisywał się i panował nad sobą, pozując na człowieka mądrego i przenikliwego, który nie potrzebuje żadnych wyjaśnień, lecz w końcu musiał skapitulować. Okazało się, że nie potrafi jej rozgryźć.

      – Po co lecimy do Swierdłowska?

      – Do Jekaterynburga – poprawiła. – Żeby ich zgubić. W Samarze jesteśmy jak na dłoni, pańscy dręczyciele deptali nam po piętach od bramy kolonii aż do samolotu. Do Jekaterynburga przylecimy koło południa, w ciągu godziny odlecą stamtąd cztery samoloty – do Wołgogradu, Petersburga, Irkucka i Krasnojarska. Dostaniemy nowe dokumenty i polecimy, a oni niech sobie łamią głowy dokąd.

      – Ale dlaczego akurat do Jekaterynburga? Mają tam inny plan lotów?

      – Plan lotów się nie różni, ale na lotnisku Kolcowo jest dużo ciekawych przejść i wyjść, które dobrze znam. Ma pan jeszcze jakieś pytania?

      – Chciałbym wiedzieć, kto panią wynajął.

      – W tej kwestii musimy się potargować.

      – To znaczy?

      – Powiem panu, kto mnie wynajął, a w zamian pan mi zdradzi, dlaczego mnie wynajęto.

      – Czyżby pani nie wiedziała?

      – Nigdy o to nie pytam. Właśnie dlatego dostaję zlecenia. Przyzna pan, że to bardzo wygodne, gdy można powierzyć zadanie, niczego nie tłumacząc. Jeżeli będę okazywać nadmierną ciekawość, zostanę bez pracy.

      – No to niech pani nie okazuje.

      – Dobrze – łatwo ustąpiła Nastia. – Wycofuję się. Uznajmy, że nie ubiliśmy interesu.

      – Dokąd polecimy z Jekaterynburga?

      – Nie wiem. – Wzruszyła beztrosko ramionami. – Polecimy tam, gdzie dostaniemy bilety.

      – A jeśli na żaden z czterech lotów nie będzie biletów?

      – Wykluczone. – Uśmiechnęła się. – To nie do wiary, że jest pan tak bojaźliwy, Pawle Dmitrijewiczu.

      Samolot nabrał wysokości i leciał teraz równo, wstrząsany tylko niewielkimi drganiami. Bezsenna noc dała o sobie znać i Nastia poczuła, że morzy ją sen. Powieki zaczęły jej opadać, ale za wszelką cenę próbowała oprzeć się chęci, by zamknąć oczy i się zdrzemnąć. Nie żeby bała się zostawić Pawła bez nadzoru, z samolotu przecież nie ucieknie, zresztą Jura Korotkow też jest tutaj, nie spuszcza ich z oczu. Saulak ją jednak niepokoił, i to coraz bardziej. Unosiła się nad nim niezrozumiała aura niebezpieczeństwa, spanie przy nim oznaczało opuszczenie rąk i zdanie się na łaskę wroga.

      Wciąż od nowa powtarzała w pamięci etapy zbliżającej się operacji „pozbycia się ogona” na lotnisku Kolcowo, gdy nad głowami pasażerów rozległ się melodyjny głos stewardesy.

      – Szanowni państwo! Na skutek niesprzyjających warunków pogodowych panujących na lotnisku Kolcowo nasz samolot nie może podejść do lądowania w Jekaterynburgu. Wylądujemy w Uralsku. Załoga samolotu bardzo przeprasza za zaistniałe niedogodności.

      A to dopiero! Sen jak ręką odjął. Co oni poczną w Uralsku? Nastia nikogo tam nie zna, jest tylko Korotkow, ale pożytku z niego… Dokumenty czekają na nich w Jekaterynburgu. Nie ma sensu wyjeżdżać z Uralska z dokumentami na nazwisko Saulak. To znaczy wyjechać oczywiście można, ale to tylko strata czasu, sił i pieniędzy. Bo nie pozbędą się ogona. Bez pomocy pracowników lotniska nie uda im się wsiąść na pokład samolotu, żeby się nie zdekonspirować.

      Odwróciła głowę i zerknęła na Pawła. Nadal siedział z zamkniętymi oczami, ale gałki oczne pod cienką skórą powiek szybko się poruszały.

      – Słyszał pan? – zapytała.

      – Tak.

      – Zaczynają się kłopoty.

      – Rozumiem.

      – Cieszę się, że jest pan tak pojętny – oznajmiła z nagłą złością. – Dla bezpieczeństwa nas obojga byłoby lepiej, gdybym wiedziała nieco więcej.

      – A co właściwie chce pani wiedzieć?

      – Na przykład jak potężni są ludzie, którzy nie odstępują nas od samej kolonii, no i czego można się po nich spodziewać.

      – Mogą wszystko. Pytanie tylko, jak daleko zechcą się posunąć – odparł bardzo cicho, nadal nie otwierając oczu.

      – Co może ich sprowokować?

      – Strach przed zdemaskowaniem. Przed rozgłosem. Wybrała pani słuszną taktykę. Póki się nie dowiedzą, kim pani jest, będą się obawiali nas ruszyć. Dlaczego zrobiła sobie pani dowód na moje nazwisko?

      – Niech myślą, że jesteśmy spokrewnieni. Przynajmniej na pewien czas zbije ich to z tropu.

      – Igra pani z ogniem. I popełniła błąd.

      – Czemu? Bycie pańską krewną jest niebezpieczne?

      – I to bardzo. Nawet się pani nie domyśla, jakie to może okazać się groźne.

      – No to niech mnie pan oświeci. Właściwie już drugi dzień próbuję to z pana wyciągnąć.

      – Nie musi pani wiedzieć. Niech pani jedynie pamięta, że popełniła błąd.

      Też mi nowina, pomyślała Nastia z irytacją. Wiedzieć, że zrobiłam coś nie tak, ale nie mieć pojęcia, gdzie się pomyliłam. Gorzej nie można. Mściwy sukinsyn.

      – Z kim pani jest związana, z milicją czy ze światem przestępczym? – niespodziewanie zapytał Saulak.

      – A dlaczego tylko z nimi? Sądzi pan, że człowiek, który mnie wynajął, musi być koniecznie albo milicjantem, albo przestępcą?

      – Ma pani lewy dowód. To mogą zrobić tylko milicjanci albo kryminaliści.

      – Nie tylko. – Uśmiechnęła się. – Świat poszedł naprzód w ciągu dwóch lat. Fałszywy dowód można kupić na każdym bazarze, kosztuje, rzecz jasna, słono, za to nie ma z nim żadnych problemów. Trzeba tylko znaleźć odpowiedniego człowieka, wręczyć mu forsę, podyktować nazwisko i dać swoje zdjęcie. Następnego dnia zamówienie jest gotowe do odbioru.

      – I właśnie tak pani zrobiła?

      – Zgadza się.

      – To znaczy, że to był pani pomysł, by podszyć się pod moją krewną? Sama pani na to wpadła i zamówiła