tysiąc ofiar całopalnych. Po długiej ceremonii, we śnie, przyszedł do niego Bóg. „Powiedz, co chcesz, żebym ci dał”, zapytał. Salomon odpowiedział: „Raczyłeś okazać wielką życzliwość słudze twojemu, memu ojcu, Dawidowi, za to, że był ci wierny i sprawiedliwy w prostocie swego serca. To ty, Boże mój, przekazałeś mnie, twojemu słudze, władzę po ojcu. A ja jestem jeszcze młody i nie bardzo wiem, jak postępować. Żyję wśród ludu, który sobie upodobałeś. Jest to naród wielki: nie sposób go ani zliczyć, ani ocenić. Zechciej tedy dać słudze twemu serce pełne mądrości, aby mógł rozsądzać sprawy twojego ludu, starannie odróżniając dobro od zła”. Panu spodobało się to, co usłyszał. „Ponieważ taką przedstawiłeś mi prośbę, a nie pragnąłeś ani długiego życia dla siebie, ani żadnych bogactw, nie domagałeś się zguby twoich nieprzyjaciół, a prosiłeś jedynie o mądrość potrzebną do sprawiedliwego rządzenia, oto czynię zadość twojej prośbie: daję ci serce mądre i przenikliwe, takie jakiego nie miał jeszcze nikt przed tobą i nikt w przyszłości mieć nie będzie. Co więcej, dam ci także i to, o co mnie nie prosiłeś: bogactwo i sławę, tak iż wśród obecnie sprawujących władzę nie będziesz miał sobie równego przez cały czas twojego panowania”.
Prorok Natan skończył mówić, a Tamrin wciąż siedział zasłuchany. Zastanawiał się nad tym, co usłyszał. Ale myślał także o mądrych sądach Salomona i o słowach króla, którymi go obdarzył, gdy przez chwilę rozmawiali twarzą w twarz. Policzył w myślach, ile lat miał Salomon, gdy zasiadł na tronie. Wyszło mu, że dwadzieścia pięć. Od czasu, gdy objął władzę, upłynęły więc zaledwie cztery lata, a tak wiele udało mu się zrobić i tak mocno wpłynąć na wyobraźnię ludzi w nawet dalekich zakamarkach świata. „Czy jest jeszcze ktoś na tej ziemi, do kogo nie dotarły wieści o wspaniałym Salomonie”, zastanawiał się.
– Tamrinie, kiedy zjawiłeś się w Jerozolimie, mimo że zamierzałeś pozostać nierozpoznany, wiedzieliśmy, kim jesteś – Natan przerwał ciszę. – Wieści o tobie dotarły do nas na długo przed tym, zanim twoje stopy przekroczyły granice Izraela.
– Zawsze uważałem, że informacja jest cenniejsza niż złoto. – Kupcowi spodobało mu się to, co usłyszał.
– Trudno się z tobą w tej sprawie nie zgodzić – przytaknął z aprobatą prorok. – Wkrótce wrócisz do Saby, czyż nie? – upewnił się, a gdy Tamrin skinął głową, dodał: – Mam dla ciebie królewską propozycję.
– Słucham z najwyższą uwagą. – Ucieszył się na myśl o tym, co spodziewał się usłyszeć.
– Jesteś zamożnym, doświadczonym kupcem. Masz statki i wielbłądy. Znasz się na tym, co robisz. Bóg obdarzył cię wieloma talentami. Jak wiesz, Salomon rozpoczyna wznoszenie świątyni na chwałę Boga. Wszystko, z czego zostanie zbudowana i to, co się w niej znajdzie, powinno być najlepsze. Ty znasz się na jakości towarów jak mało kto.
– Te słowa pieszczą moje uszy, proroku. – Chciał, by zabrzmiało to jak żart, ale Natan potraktował je poważnie.
– Jesteś znawcą – powtórzył pochwałę. – A Saba słynie z umiejętności pozyskiwania tego, co najlepsze, a co pochodzi z Czarnego Lądu. Chcemy, żebyś dostarczał nam wszystko, co okaże się niezbędne do budowy, a występuje na terenach, dokąd sięga władza twojego króla. Powiedz swojemu władcy, że Salomon pragnie współpracy. Że chętnie wesprze go w tym, na czym mu najbardziej zależy, a więc, jak sądzimy, w pośrednictwie handlowym między światami i ludami, które żyją na północ i na wschód od nas, w zamian za towary, do których wy macie dostęp. Tyle że muszą być najlepsze z najlepszych. I twoja będzie w tym głowa, żeby właśnie takich nam dostarczyć.
– Proroku, przekażę twoje słowa królowi Nikalowi. Ale już dziś, jako przez niego upoważniony, mogę wyrazić zainteresowanie współpracą. Jesteśmy pewni, że będzie ona obustronnie korzystna.
– Przed twoim wyjazdem przygotujemy ci listę tego, czego będziemy potrzebować. Salomon będzie hojny w zapłacie.
Królestwo Saby. Makeda ma 15 lat
Wiem kto, kiedy i jak podciął Makedzie skrzydła. Kto spowodował, że przez długie lata, a może nawet przez całe życie, poza jednym wyjątkiem, miała problem, by zaufać mężczyźnie.
Było tak:
Królestwo Saby od wieków miało granice dość ruchome. W zależności od tego, jak silny król sprawował władzę, mieliśmy, lub nie, kontrolę nad terenami po obu stronach Morza Czerwonego. Jeśli sojusze były trwałe i panował pokój, handel między Czarnym Lądem i wschodnim wybrzeżem należał do nas. Jeśli po zachodniej stronie mieliśmy wrogów, były problemy z przepływem towarów, a więc Saba miała mniej złota i innych dóbr pochodzących z tamtych terenów.
Przez wieki panowaliśmy nad rozległymi ziemiami po obu stronach morza. Kiedyś nasza armia i całe państwo było silniejsze nawet od Egiptu. Niektórzy nazywali nasze ziemie na zachodnim wybrzeżu Puntem, inni mówili na nie Kusz. Największym miastem i księstwem po zachodniej stronie było i jest Aksum.
Stolicą, z której król Nikal rządzi dwiema częściami kraju, jest Mariba. Leży po wschodniej stronie morza, na terenie, po którym suchą nogą, bez używania statków, można dotrzeć do Babilonu, Izraela i innych dalekich, znanych z bogactw i wielkiej kultury krajów.
Na lądzie zachodnim mamy ważnych sprzymierzeńców, formalnie podlegających Nikalowi. Są na tyle rozdrobnieni, że bez wsparcia Saby nie daliby rady przeciwstawić się Egiptowi, więc trzymają z nami sojusz. Nikal musi dbać o dobre stosunki z władcami z tamtych terenów, bo od tego zależy nasze bogactwo i możliwość handlowania ze światem. Z tamtych ziem pochodzą bowiem dostarczane z całego Czarnego Lądu towary pożądane przez bogatych królów: skóry egzotycznych zwierząt, złoto, elektron i najlepszej jakości mirra, cenniejsza niż złoto. Statki transportują je na naszą stronę morza, a stąd kupcy rozwożą je dalej. To źródło naszego bogactwa i potęgi. Dlatego dbamy o tamte terytoria, a książęta z zachodnich terenów mają wpływy w pałacu.
Dlaczego o tym mówię? To ważne dla mojej opowieści, bo to właśnie syn najbogatszego księcia Aksum, Den, był tym, który złamał serce Makedy. A miało to poważne następstwa polityczne. Zachowanie Dena, zranione uczucia księżniczki i ugodzenie w jej miłość własną, co wielu może wydawać się nieprawdopodobne czy wręcz niemożliwe, w konsekwencji wywołało wojnę. Tak, mówię to z pełną odpowiedzialnością: to, co wydarzyło się między dwojgiem młodych ludzi, naprawdę doprowadziło do wojny.
I o tym właśnie chcę opowiedzieć.
Den był starszy od Makedy tylko o trzy lata. To niewiele, ale w tak młodym wieku taka różnica bywa znacząca.
Poznałam go niemal od razu, gdy zamieszkałam w pałacu. Jego ojciec bowiem był częstym gościem króla, a on mu towarzyszył. Rzadko, ale zdarzało się, że była też z nimi matka Dena, cicha, potulna kobieta, w pełni podporządkowana mężowi.
Den był chłopcem bystrym, ruchliwym, wesołym i bardzo przejętym tym, że jako jedyny syn, obejmie kiedyś władzę po swoim ojcu. Starał się spełniać oczekiwania rodziców i swoje dziecięce wyobrażenie o byciu młodym księciem. Starałam się go polubić, jednak od pierwszej chwili coś mnie w nim niepokoiło. Nie wiedziałam co. Może zbyt pewny siebie wzrok? Może wyższość, z jaką patrzył na moją podopieczną? A może coś innego, czego nie potrafiłam w tamtym czasie określić. Jak się okazało, przeczucie mnie nie myliło. Ale po kolei.
Makeda i Den spędzali ze sobą niemal każdą wolną chwilę. Coś, jakieś niewidzialne nici, przyciągały ich do siebie od najwcześniejszego dzieciństwa.