Ewa Kassala

Królowa Saby


Скачать книгу

miałaś widzenia. Żałuję, że jako przyjacielowi nigdy mi o tym nie powiedziałaś. Przeboleję to jakoś, przynajmniej spróbuję. Ale powiedz mi, dlaczego uważasz, że z tego powodu nie możesz być moją żoną?

      Makeda wyprostowała się.

      – Otóż dlatego, że nie jesteś mi przeznaczony!

      – Kapłani Almakaha twierdzą, że jestem.

      – Nie jesteś! Mam pewność.

      – A skąd wiesz, kto będzie twoim wybrankiem? – zniecierpliwił się.

      – Widziałam go.

      – Kto to jest?

      – Widziałam go w snach.

      Den roztropnie zamilkł, choć było widać, jak bardzo nie podoba mu się to, co usłyszał.

      – Widziałam go. Nie raz. Wiem, że gdy będę królową, mam się do niego udać. Karawana będzie długo w męczącej podróży, ale dotrę szczęśliwie i wrócę z wielkim skarbem. Ten mężczyzna jest mi przeznaczony. Na niego mam czekać – zamilkła, a po chwili dodała: – Nie zasiądziesz ze mną na tronie.

      Milczał. Porządkował myśli. Było widać, że zastanawia się, czy dobrze zrozumiał to, co usłyszał i jak powinien zareagować. Szczególnie zaintrygowało go ostatnie wypowiedziane przez nią zdanie. Ujął jej dłoń.

      – Miałaś wizję, że będziesz królową?

      – Tak. I nikomu nie mogę o tym mówić.

      – Żaden z twoich braci nie zasiądzie na tronie?

      – Na tronie Saby widziałam siebie.

      – Będziesz królową?

      – Będę. Ale nikomu nie można o tym mówić. Nawet tobie. Złożyłeś przysięgę na Almakaha, pamiętaj!

      – Mężczyzna, do którego masz się udać, będzie twoim mężem?

      – On da mi wielki skarb.

      – Chcesz powiedzieć, że z powodu dziecięcego snu nie zostaniesz moją żoną? – Wstał gwałtownie, zaciskając pięści.

      – To było widzenie, a nie zwykły sen! – zaprotestowała z gniewem i również się podniosła.

      Stali naprzeciwko siebie. Był od niej wyższy o głowę, dobrze zbudowany, silny. Ich wzburzone oddechy były tak głośne, że wyraźnie słyszałam je tam, gdzie stałam. Byłam pewna, że Makeda już żałowała, że przed momentem zdradziła mu swoją tajemnicę. Jednak było za późno, by to zmienić.

      – Będziesz moja, chcesz czy nie – zawołał.

      Chwycił jej nocną suknię i z impetem rozdarł na dwie części.

      – Co robisz!? – zdążyła krzyknąć.

      Stała przed nim naga i bardziej zdziwiona, niż przerażona jego zachowaniem. A on dysząc, złapał ją za głowę całkowicie ją unieruchamiając, z jakąś przedziwną zajadłością i wściekłością wpił się w jej usta. Okładała go pięściami i kopała, usiłując przy tym krzyczeć.

      – Nie będę twoja! Ani niczyja! Należę do siebie! Tylko do siebie! Wynoś się! – Szarpała się.

      Chciałam ruszyć na pomoc, ale umówiłyśmy się kiedyś, że w razie niebezpieczeństwa, gdyby nie dała rady uderzyć w gong, miała mnie wezwać, podnosząc rękę z palcem wskazującym w górę lub trzykrotnie tupiąc nogą. Albo po prostu mnie wołając. Nie dała żadnego z tych znaków, mimo że wiedziała, iż jestem obok. Czekałam więc, obiecując sobie, że jeśli sytuacja stanie się jeszcze bardziej niebezpieczna, wkroczę.

      – Wynoś się – kolejny raz zawołała przez zaciśnięte zęby, wyrywając się wreszcie z jego uścisku. – Precz! – Wskazała mu drzwi.

      Stała wciąż naprzeciw niego, z pogryzionymi wargami i śladami otarć na przegubach rąk. Spod przymrużonych powiek patrzyła na niego z odrazą. Cała się trzęsła, ale panowała nad sobą. Byłam z niej dumna.

      – Wynocha – powiedziała już spokojniej, wciąż wskazując ręką drzwi.

      Wtedy on, zamiast zrobić, co mu kazała, rzucił się na nią jak tygrys na zdobycz, przewracając ją na podłogę. Wszystko nastąpiło tak szybko!

      – Hemet! – Usłyszałam jej wezwanie. – Seszep!

      Byłam przy niej natychmiast. Dopadłam go i kopnęłam z całej siły. Nie spodziewał się ataku. Był zaskoczony. Przetoczył się i zwinął z bólu. Wiedziałam, że nie mogę mu dać nawet najmniejszej chwili na zebranie sił. Wszystko działo się błyskawicznie. Docisnęłam go kolanem i przyłożyłam nóż do gardła. Leżał bez ruchu. Obserwowałam jego ręce. Nie mogłam dopuścić, by ponownie zaatakował, bo mogłoby wydarzyć się nieszczęście. A tego nie chciałam. Dziedzic największego sojusznika Nikala nie mógł zginąć czy choćby zostać zraniony w pałacu w Maribie, bez względu na to, co byłoby tego powodem.

      Kiedy uznałam, że Den ochłonął, pozwoliłam mu wstać.

      – Spróbuj powiedzieć komukolwiek o tym, co tu się wydarzyło, to cię zabiję, czarna wiedźmo – wysyczał przez zęby.

      – Spróbuj powiedzieć komukolwiek o tym, co powiedziała ci Makeda, to osobiście wyrwę ci serce. – Patrząc mu w oczy, wyszczerzyłam groźnie zęby.

      Równocześnie nacięłam sobie po zewnętrznej stronie skórę nadgarstka i powoli zlizałam krew, która stamtąd wypłynęła. Obserwował, co robię.

      – Przysięgam na Panią Księżyca i na własną krew, że wyrwę ci serce! – warknęłam. – A ja, wierz mi, nigdy nie łamię przysiąg.

***

      – Tak wyglądało całe zajście, mukarrib – hemet Seszep zakończyła relację z nocnych zdarzeń w komnacie Makedy.

      – W świetle tego, że dziś jeszcze przed wschodem słońca książę Set z żoną i synem w pośpiechu opuścili pałac, przypuszczam, że powinniśmy przygotować się na nadciągające kłopoty – westchnął Nikal.

      – Wyjechali?

      – Książę zostawił przeprosiny i wiadomość, że bardzo pilne sprawy wzywają go do domu.

      – Hm… Królu, jak zamierzasz zareagować na to, co spotkało Makedę?

      – Zobaczymy, co knuje Set, ale wydaje mi się, na ile znam jego dążenia, że wkrótce będziemy mieli wojnę.

      – Wojnę? Sprawy wyglądają aż tak źle?

      – Set od dawna szukał pretekstu, by książęta mnie opuścili, bo marzy o koronie. Informacje o tym, co próbował robić, żeby zebrać zwolenników, jak podjudzał ludzi i próbował ich przekupywać, docierają do mnie od lat. Jest zbyt przebiegły, żeby wystąpić przeciwko mnie wprost, w każdym razie dotychczas nie mógł tego uczynić, ale przypuszczam, że teraz sytuacja wyda mu się sprzyjająca.

      Na czole Nikala pojawiły się kropelki potu. Działo się tak, gdy nie był pewny, jak postąpić, czyli rzadko.

      – Z twojej opowieści wynika, że Den dowiedział się, że nie ma szans na rękę Makedy. Przypuszczam, że natychmiast podzielił się tą informacją z ojcem. Wyobrażam sobie jego wściekłość, bo wygląda na to, że nawet ich najlepsi szpiedzy, którzy mają swoich ludzi w pałacu, nie wiedzieli o wizjach Makedy.

      – O tym wiedzieliśmy tylko ty, panie, i ja… – Seszep upewniła się, czy król nie zdradził tego sekretu komuś jeszcze.

      – No i Makeda. – Roześmiał się gorzko.