Ewa Kassala

Królowa Saby


Скачать книгу

ale żagle miały kolor złota, kajuty dziobowe były wyłożone kobiercami, a umeblowanie było godne króla.

      Na dany znak okręty odbiły od brzegu, kierując się na zachód. Początkowy zgiełk i hałas wywołany wypłynięciem i trzaskaniem wioseł ustępował. Jeden po drugim okręty rozwijały żagle i morze zaczęło wyglądać jak ukwiecona na biało łąka. Lekkie podmuchy wiatru wypełniły żagle.

      Makeda, stojąc na pokładzie, spoglądała wokół. Była dumna z armii, statków i z ojca. Czuła, jak bardzo kocha Sabę, która była według niej najwspanialszym krajem świata.

      Podróż trwała rzeczywiście krótko. Sprzyjające wiatry wiejące ze wschodu na zachód pozwalały płynąć okrętom szybko, niemal bez użycia wioseł.

      Adulis było dużą wsią rybacką, którą dzięki bezpiecznemu położeniu w zatoce, chętnie wykorzystywano do rozładunku i załadunku towarów.

      Wojsko szybko opuściło okręty. Część żołnierzy nieprzywykłych do podróży morskich nie czuła się dobrze i z radością poczuła ziemię pod stopami. Konie i wielbłądy, schodząc po prowizorycznych trapach, także sprawiały wrażenie, że robią to chętnie.

      Był wieczór, słońce zachodziło. Wymarsz do Aksum zaplanowano na rano.

      Żołnierze rozpalili na plaży ogniska i położyli się spać. Nawet oficerowie nie rozbijali namiotów, tylko rozłożyli się blisko ognia. Noce w tej okolicy, o tej porze roku, bywały zimne. W ciągu dnia świeciło ciepłe słońce, a już wieczorem wydychane powietrze zamieniało się w widoczną gołym okiem parę. Tej nocy żołnierzy grzały jednak nie tylko ogniska, ale emocje przed czekającą walką.

      Król przez wiele godzin naradzał się z generałem Tesfą, Aszenafim i czterema wyższymi oficerami. Przy stole zasiadł też książę Tomaj. Makeda wiedziała, że w czasie omawiania ostatecznych przygotowań i strategii ataku, ojciec nie zgodzi się, żeby była razem z nimi, w obawie, że mogłaby, nieproszona, zabrać głos. Przycupnęła więc w kącie namiotu, starając się, żeby nikt jej nie zauważył. Widzieli ją wszyscy, ale w związku z tym, że król udawał, że nie wie nic o obecności córki w miejscu narady, inni zrobili to samo.

      Makeda słuchała, patrzyła i uczyła się.

      Narada trwała kilka godzin. Dzięki wywiadowcom było wiadomo, że książę Set ustawił swoje wojsko w szerokim wąwozie prowadzącym przez ostatnie pasmo górskie przed stolicą. Jego wojsko liczyło dwanaście tysięcy żołnierzy, nie miało koni ani wielbłądów. Sąsiedni książęta, do których wcześniej Nikal wysłał posłańców, nie darzyli Seta szacunkiem. Bali się go, więc mając do wyboru poparcie Seta czy lojalność w stosunku do znacznie silniejszego Nikala, wybrali władcę Saby.

***

      Wojsko Nikala ruszyło z Adulis długą kolumną. Na czele, na stu koniach i stu wielbłądach, jechała grupa zwiadowców. Za nimi podążała kolumna złożona z piechurów, łuczników i procarzy. Długi pochód zamykali jeźdźcy na koniach i wielbłądach, uzbrojeni we włócznie i miecze.

      Żołnierze armii Nikala mieli miecze, groty włóczni i strzały z żelaza. Nieśli ze sobą skórzane tarcze ze skór oryksów. Synowie bogatszych rodów mieli tarcze żelazne, znacznie cięższe i odporniejsze na ciosy. Nieliczni, głównie oficerowie, na tuniki mieli założone zbroje z płatków żelaza, jednak większość żołnierzy zadowalała się skórzanymi tunikami i kamizelkami.

      Kolumna szybkim marszem zbliżała się do Aksum. Król, który w towarzystwie generała Tesfy, dowódcy Aszenafiego oraz Tomaja i Makedy jechał w jej środku, wiedział o czekających w wąwozie wojskach Seta. Wąwóz był dogodnym miejscem dla broniących, a trudnym dla atakujących. Nie miał jednak wyboru: Aksum było otoczone wysokimi górami, a nieliczne prowadzące do niego drogi wiodły przez wąwozy.

      W trzecim dniu marszu, w godzinach południowych, długi wąż wojsk króla wkroczył do wąwozu. Straż przednia już z daleka zauważyła żołnierzy broniących wejścia. Kolumna zatrzymała się.

      Dla wszystkich było jasne, że wkrótce dojdzie do spotkania wojsk.

      – Radźcie, jak najlepiej zaatakować – rozpoczął wieczorną naradę Nikal. Wiemy, że jest ich dwanaście tysięcy i że są słabo uzbrojeni. Nas jest dwa razy tyle, ale w wąwozie nie możemy zaatakować całą potęgą. Jak najłatwiej ich pokonać, jak otworzyć drogę do Aksum?

      – Królu, myślę, że łucznicy i procarze muszą wspiąć się w nocy na okoliczne góry, tak by strzelając, mogli dosięgnąć dna wąwozu i razić przeciwnika. – Generał Tesfa wiedział, gdzie przyjdzie im stoczyć bitwę i wielokrotnie już omawiał z oficerami możliwości ataku. – Piechota, z włóczniami, toporami i mieczami pójdzie do boju na wprost. Konie i wielbłądy niech zostaną z tyłu, w tym wąwozie nie wykorzystamy ich siły. Ja i oficerowie pójdziemy w pierwszym szeregu, ty, królu, z księciem Tomajem i księżniczką Makedą obserwuj, jak na króla przystało, z właściwej odległości. Jeśli będzie nam potrzebna pomoc, przyślemy posłańca.

      Król rozważył w myślach wszystkie za i przeciw.

      – Plan jest dobry. Tak zrobimy. Bitwę zaczniemy wczesnym rankiem. A teraz niech żołnierze wypoczną, dajcie im telli, tedżu17 i dużo mięsa, niech posilą się przed bitwą.

      – Królu… – Tomaj zaczekał, aż w namiocie pozostał tylko Nikal, Tesfa i Aszenafi. – Pozwól mi towarzyszyć generałowi. Mam już dwadzieścia dwa lata i chcę walczyć.

      Wszystkie oczy zwróciły się w stronę króla. Starszy syn zginął, jedynym następcą był Tomaj. Czy powinien zgodzić się, by szedł walczyć? Szczególnie, że wizje Makedy i Seszep dawały wiele do myślenia. Obawiał się o jego życie, ale z drugiej strony czuł dumę, że ten dzielny, waleczny chłopak jest jego synem. Powiedzenie „nie” przy słuchających ich dialogu generałach, osłabiałoby go w ich oczach. Przecież w armii walczą młodzieńcy, którzy ukończyli szesnaście lat. Jutro mogą zginąć. Czy ma więc prawo zabronić księciu walczenia razem z nimi?

      – Generale, powierzam ci następcę tronu, księcia Tomaja – zdecydował wreszcie król. – Niech jutro walczy u twego boku.

      Tomaj uderzył się pięścią w klatkę piersiową, tak jak czynili to żołnierze, i widać było, że gdyby mógł, podskoczyłby z radości.

      Nikt nie zauważył, jak bardzo posmutniała siedząca cicho w kącie Makeda.

      Ranek przywitał wszystkich słońcem. Armie stanęły naprzeciw siebie. Set miał lepszą pozycję, bo zwężający się wąwóz nie pozwalał rozwinąć się siłom Saby. Obie strony dobrze o tym wiedziały.

      Wojsko Seta, uzbrojone w miecze i topory z brązu, włócznie, łuki i proce, ubrane było w ciemne tuniki z grubego materiału, a piersi i plecy żołnierzy chroniły duże kawałki twardej, niewyprawionej skóry antylop i zebr. Z tych skór zrobione też były tarcze. Nie była to armia mogąca zwyciężyć w otwartym boju, jednak mogła bronić dostępu do drogi w wąwozie przez długi czas. Żołnierzami dowodził osobiście Set, mając u boku swojego syna, Dena.

      Na rozkaz generała Tesfy, piechurzy ruszyli szeroką ławą. Na początku włócznicy, za nimi łucznicy i procarze, a potem żołnierze uzbrojeni w miecze i topory. Szybko okazało się, że plan generała nie powiódł się w pełni: łucznicy i procarze, którzy weszli na zbocza gór w nocy i poukrywali się, byli za daleko, by skutecznie strzałami i kamieniami razić wroga. Ich pociski nie dolatywały do broniących wylotu wąwozu.

      Generał zaatakował więc wprost. Lepsze i nowocześniejsze uzbrojenie dawały przewagę wojskom Nikala. Tym razem strzały łuczników z łatwością przebijały skórzane