zamknięta.
Wreszcie pojawił się książę Set z synem. Widać było, że chcą wzmocnić ducha walki wśród swoich.
Książę Tomaj, widząc Dena, rzucił się w jego kierunku. Wprawdzie dzieliło ich jeszcze kilka szeregów żołnierzy, ale Tomaj na to nie zważał. Ubrany w srebrną zbroję z żelaznych łusek, z mieczem w ręku i rozgrzany dotychczasową walką i swoimi zwycięstwami, chciał dopaść tego, który planował zhańbić jego siostrę i zabrać koronę jego rodowi. Rozdając mieczem razy na wszystkie strony, zbliżył się do Dena. Ten, poznawszy go, krzyknął na żołnierzy stojących między nimi, a gdy się rozstąpili, przyjął walkę.
Miecze obu się skrzyżowały. Mimo różnicy lat, Den miał osiemnaście, a Tomaj dwadzieścia dwa, siły były podobne. Inna tylko była wściekłość i chęć zemsty. Tomaj wyćwiczony przez mistrzów fechtunku, trafił na godnego przeciwnika. Den odpierał ataki i sam napierał. Nie zważali na toczący się bój wokół nich, byli zapatrzeni tylko w siebie i swoje miecze. Zresztą żołnierze, wiedząc, kim są walczący, nie zamierzali im przeszkadzać.
Zmagania książąt się przedłużały. Siły powoli ich opuszczały. Czując to, Tomaj zaatakował z furią i uderzył z całej siły. Miecz Dena odskoczył do tyłu, odsłaniając go całego. Drugie cięcie Tomaja dosięgło celu, jego miecz przeciął aż do kości ramię Dena i głęboko zranił bok w miejscu pomiędzy połówkami zbroi. Den padł na wznak. Dla Tomaja to była chwila triumfu. Oto jego wróg leżał pokonany u jego stóp. Mając go rannego i w niewoli, łatwo będzie wymusić na jego ojcu poddanie się. Był z siebie dumny.
Nie zdążył się odwrócić i odnaleźć wzrokiem generała, któremu chciał się pochwalić zwycięstwem, gdy świsnęła strzała i trafiła go w szyję. Grot przebił krtań. Ogarnęła go ciemność.
Generał walczący kilkadziesiąt metrów dalej widział chwałę Tomaja. Już cieszył się w myślach, wiedząc, że może to zakończyć walkę i spowodować kapitulację Seta. Tym bardziej przeraził go widok strzały w krtani księcia. Spojrzał w miejsce, skąd nadleciała. Zobaczył człowieka z blizną, który z krzaków za niewielką skałą przyglądał się, chcąc się upewnić, czy jego strzał był śmiertelny.
Nie zważając na wrogów, generał rzucił się w kierunku rannego księcia. Rozpacz dodawała mu sił. Gnał, nie zważając na wycofujących się w popłochu żołnierzy Aksum, którzy unosili ze sobą niewykazującego oznak życia Dena.
Na polu bitwy pozostawał tylko konający Tomaj. Gdy generał dobiegł do niego i przy nim ukląkł, uśmiechnął się z dumą.
– Zabiłem Dena. To koniec wojny – wyszeptał i wydał ostatnie tchnienie.
Tesfa przerwał bitwę. Wprawdzie odnieśli zwycięstwo, zginęło ponad cztery tysiące żołnierzy Aksum, a oni stracili najwyżej tysiąc swoich, ale on czuł się przegrany. Nie żył bowiem ten, który był przyszłością Saby, którego król powierzył jego opiece. I nic już nie mogło tego zmienić.
Król, obserwujący zajście z wysokości, złapał się za serce. Jego twarz stężała. Wcześniej skrytobójczą śmiercią zginął jeden syn, teraz tracił drugiego. Wpatrywał się w odległą sylwetkę Tesfy. Gdy generał podniósł się z klęczek, król miał pewność, co się wydarzyło. Zawalił mu się świat.
Mimo że wojna była wygrana, zarządził odwrót.
Żołnierze, którzy zasmakowali zwycięstwa i liczyli, że ich następny postój będzie w Aksum, przyjęli rozkaz króla z goryczą, ale i zrozumieniem. Tym większym, że lotem błyskawicy wojsko obiegła wieść, że syn Seta najprawdopodobniej przeżył cios zadany mu przez księcia Tomaja.
Kolumna wracała drogą, którą przyszła. O ile jednak wcześniej był to radosny marsz, powrót wyglądał jak kondukt żałobny. Rozpacz króla, który nie odzywał się do nikogo, była zrozumiała dla wszystkich. Makeda, której żal i boleść była podobnie wielka, nawet nie próbowała pocieszać ojca, rozumiejąc, że nic nie zmniejszy jego cierpienia.
Jechała tuż za ojcem. Po swojej lewej miała Seszep, a po prawej Wielką Kapłankę. Wszystkie trzy dosiadały koni.
– Jeśli Den rzeczywiście żyje, dopadnę go! – wycedziła Seszep przez zęby. – Już dawno powinnam go zabić.
– Wrócę tu kiedyś i odbiję Aksum – twardo stwierdziła Makeda, nie oglądając się za siebie.
Wielka Kapłanka była pewna, że tak się stanie. Jednak nie odezwała się ani słowem.
Królestwo Izraela. W tym samym czasie
– Tamrinie, dotarła do nas dziś informacja z królestwa Saby.
– To o tym chciałeś mi powiedzieć, proroku?
– Książę Set, pewnie wiesz, o kim mówię, wystąpił przeciwko Nikalowi. W wojnie zginął jedyny następca tronu, a król jest ciężko chory i nie wiadomo, czy przeżyje.
Tamrin zakrył dłonią usta, żeby nie krzyknąć, tak wielkie wrażenie zrobiły na nim słowa, które padły przed chwilą.
– Masz wieści o księżniczce Makedzie?
– Jest bezpieczna.
– Wiesz coś jeszcze, proroku?
– Śmiertelną strzałę, która ugodziła następcę, wysłał skrytobójca wynajęty przez Seta.
Tamrin pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Powinienem wracać czym prędzej – stwierdził. – Kiedy to się zdarzyło?
– Trzy dni temu.
– Trzy dni?! I już o tym wiesz, tak szybko? Jak to możliwe?
– Bóg jest z nami. A on sprawia cuda. – Prorok poprawił brzeg szaty. – Mówiłeś kiedyś, że dla ciebie informacja jest cenniejsza niż złoto. Dla mnie też.
Przygotowania do drogi nie trwały długo. Przed opuszczeniem Jerozolimy, Tamrin udał się jeszcze do Salomona.
Król przyjął go w komnacie, w której zwykł pracować. Na długich stołach spoczywały zwoje zapełnione głównie planami architektonicznymi i obliczeniami. Równo ułożone długie, drewniane linijki, cyrkle, tusze, rysiki i pędzelki, przydatne w pracy, spoczywały obok.
– Spójrz, Tamrinie, oto moja duma. – Król wskazał jeden z największych rysunków. – Tak będzie wyglądała nasza świątynia. Podejdź tutaj. – Widząc zachwyt gościa, przeszedł w róg komnaty, gdzie na drugim stole ustawiono makietę świątyni. – Popatrz! Co ty na to?
– Królu, to piękniejsze niż cokolwiek, co miałem radość widzieć w życiu! – Tamrin był tak zachwycony tym, co zobaczył, że na chwilę zapomniał o sprawach, z powodu których musiał wracać do Saby wcześniej niż zamierzał.
Salomon zaplótł ręce na dumnie wypiętej klatce piersiowej.
– Też tak sądzę. Wszystko robimy zgodnie z Boską instrukcją. Popatrz, nasyć oczy. Gdy przybędziesz tu następnym razem, spora część tego, co widzisz, nabierze realnych kształtów. Zresztą także dzięki materiałom, które mi przyślesz.
Tamrin chłonął widok. Makieta była wykonana z największą starannością. Każdy detal był idealny: od złotych i miedzianych mis ofiarnych, przez ściany, kolumny, ołtarze, aż do schodów, murów i dachu.
– Zapiera dech w piersiach, królu – zapewnił.
– Zapamiętaj ten widok i opowiedz o nim Nikalowi.
– Tak zrobię, panie.
– I niech