Бернар Вербер

Szkoła Bogów


Скачать книгу

nocy nic już nie zdziałamy – mówi Edmond Wells, marszcząc czoło.

      Ledwie udaje mi się zabrać książkę zatytułowaną Mitologia.

      23. MITOLOGIA: GENEZA GRECKA

      Na początku był Chaos.

      Nic go nie zapowiadało. Pojawił się tak zwyczajnie, bez kształtu, bez hałasu, bez wybuchu, za to nieskończenie wielki. Minęły tysiące sennych lat, nim całkiem niespodziewanie z Chaosu wyłoniła się Gaja – Ziemia.

      Gaja była płodna i urodziła jajo, z którego wydobył się Eros, potęga miłości. Bezcielesny bóg krążył we wszechświecie niewidoczny, niedotykalny, roznosząc wszędzie swą miłosną moc. Chaosowi spodobało się tworzenie bogów. Dlatego nie zatrzymał się w pół drogi, lecz stworzył Ereb – Ciemność oraz Nyks czyli Noc. Ci dwoje, połączeni w miłosnym związku, wydali na świat Eter – Powietrze, które wzniosło się nad światem, oraz Hemare, czyli Światło, oświetlające wszechświat. Tymczasem Ciemność i Noc nie umiały żyć w zgodzie. Uważały swoje dzieci za dziwne i szybko je porzuciły. Po narodzinach Eter i Światła, Ciemność i Noc uciekły, a kiedy decydowały się powrócić, odchodzili inni. Gaja zaś rodziła nadal.

      Tak przyszedł na świat Uranos – Niebo, które zajęło pozycję nad jej głową, oraz Urea – Góry, umieszczone u jej boku, a także Pontos – Woda, płynąca po jej ciele. Czwarte dziecko, Tartar – podziemny świat jaskiń, pozostał w łonie matki. Niebo, morze, góry, świat podziemny, wszystko to sprawiło, że Gaja stała się jednocześnie boginią oraz planetą doskonałą. Ale ciągle była bardzo płodna, a panteon jej bóstw nadal się zapełniał. Ze swoim pierwszym synem, Uranosem, spłodzili dwunastu Tytanów, trzech Cyklopów oraz trzech Hekatonchejrów, sturękich olbrzymów o pięćdziesięciu głowach.

      Jednak kiedy Uranos zrozumiał, że jest tylko zabawką w rękach matki, odmówił bycia ojcem, znienawidził i uwięził Tytanów oraz Cyklopów w podziemnym świecie – Tartarze. Rozwścieczona Gaja ukuła ostry sierp i dała go swoim dzieciom, dręczącym ją z podziemia, aby odzyskały wolność, zabijając obłąkanego ojca.

      Zbyt mocno jednak obawiały się swego rodzica, aby ośmielić się działać. Wolały gasnąć zamknięte w więzieniu, niż narazić się na gniew Nieba. Tylko Kronos, najmłodszy z Tytanów, podjął się tego zadania. Kiedy Uranos próbował wziąć Gaję siłą, Kronos ugodził ojca sierpem i wykastrował, wrzucając jego męskość do morza. Uranos, wyjąc z bólu, oddalił się od Ziemi i nigdy już nie powrócił. Przerażony zbrodnią popełnioną przez syna, rzucił na niego klątwę: „Ten, który ośmielił się podnieść rękę na swego ojca, sam zginie z rąk własnego syna”. Tak więc Uranos – Niebo i Gaja – Ziemia, dawszy życie wielu dzieciom i przeżywszy wiele złych chwil, rozstali się na zawsze. I wtedy nastały rządy Kronosa – boga czasu.

Edmond Wells,Encyklopedia Wiedzy Relatywnej i Absolutnej(według Francisa Razorbacka, zainspirowanego dziełem Hezjoda, 700 r. przed Chrystusem)

      24. ŚMIERTELNICY. ROK 0

      Osuwam się na fotel w mojej willi. Jestem wyczerpany. Co za noc! Powrót, dzięki tunelowi wydrążonemu pod murami przez moich przyjaciół, okazał się o wiele łatwiejszy niż droga w tamtą stronę. Jednakże musieliśmy nieść ciągle nieprzytomnego Raoula.

      Dzięki numerowi wygrawerowanemu na jego ankh wiedziałem, gdzie mieszka. Willa 103 683. Położyliśmy go do łóżka. Choć jutro piękny guz przyozdobi mu skroń, nadal będzie wśród nas, zamiast na dnie niebieskiej rzeki.

      Zamykam oczy. Kolejne odczucie ogarnia moje ciało. Zmęczenie. Palą mnie wszystkie mięśnie. Serce mocno wali. Jestem spocony, a tunika lepi mi się do ciała. Poza tym jestem głodny. Głodny i spragniony. Jestem wyczerpany, lecz zbyt zdenerwowany, by zasnąć. Nie słyszałem bicia dzwonu, ale sądzę, że jest druga w nocy.

      Tak jest. Słychać dwa uderzenia. Koniecznie muszę odpocząć. Zajęcia zaczynają się o ósmej. Wydaje mi się, że kiedy byłem człowiekiem, potrzebowałem przynajmniej sześć godzin snu, by zregenerować siły.

      Zmieniam pozycję, odwracam się i zatrzymuję wzrok na zaokrąglonym krzyżu, wiszącym na szyi. Jest piękny. Zupełnie przypadkowo naciskam na przycisk oznaczony literą D. Ankh wysyła promień, tworzący niejedną linię, lecz jaskrawą wiązkę białego światła, skierowaną w jeden cel. Cała ta mnogość błysków w rezultacie niszczy krzesło.

      Oto czym jest ankh, kiedy nie produkuje światła. Straszną bronią. Obracając guzik D, spostrzegam, że można w ten sposób redukować lub zwiększać moc błyskawicy. Im mocniej przekręcę, tym bardziej światło przypomina promień lasera. A do czego służy litera A? Obracam i naciskam. Nic. To może przycisk N? Spodziewam się różnych katastrof, ale nie tego, że zobaczę włączony ekran telewizora.

      A więc w moim ankh znajduje się pilot, którego tak szukałem. A co dają w Tele Olimpia? Niska kobieta o skośnych oczach, której towarzyszą dwie pielęgniarki i mężczyzna, właśnie rodzi dziecko. Kobieta zaciska zęby i nie wydaje z siebie żadnego krzyku. Pielęgniarki także milczą. Wszystko toczy się w atmosferze skupienia. Cyfra z boku ekranu wskazuje na kanał: 1. Obracam krążek, by przełączyć na dwójkę. Znowu poród. Tym razem otyła blondynka. Mniej światła, ale więcej ludzi. Jakiś blady, cherlawy mężczyzna o spojrzeniu bretońskiego spaniela, z całą pewnością mąż, ściska dłoń rodzącej, pozwalając jej miażdżyć swoją. Od czasu do czasu stara się pochylić, aby zobaczyć, co tam się dzieje, ale szybko unosi się z powrotem, przerażony. Kobieta dyszy jak szczeniak i łaje wszystkich, zdaje się po grecku. Tłum pielęgniarek i młodych lekarzy uwija się wokół niej. W głębi sali widać całą rodzinę. Głos przyszłej mamy dominuje nad zgromadzonymi. Kobieta wydaje polecenia i głośno krytykuje wszystkich przedstawicieli służby zdrowia.

      Trzeci kanał. Tutaj poród odbywa się nie w szpitalu, lecz w drewnianej chatce, zbudowanej wśród drzew typowych dla afrykańskiego pejzażu. Rodzącej towarzyszą tylko kobiety. Akuszerka ubrana jest w świąteczną sukienkę, a zaplecione na jej głowie warkoczyki tworzą najbardziej niezwykłe wzory. Stojące wokół dziewczynki nucą melodię, której rytm wybijają tam-tamy. Niewielka grupa zebranych w ogrodzie ludzi podchwytuje pieśń.

      Czwartego kanału brak. Po obejrzeniu trzech pierwszych doszedłem do wniosku, że w Olimpii telewizja nadaje tylko sceny porodów. Chyba, że trafiłem na wydanie specjalne, poświęcone „narodzinom na świecie”.

      Wracam na „jedynkę”. Wątła istotka płacze cichutko. Jedna pielęgniarka zakłada jej na maleńką rączkę bransoletkę z danymi dziecka, potem wstrzykuje coś w ramię. Druga wprowadza do noska rurkę, podtrzymywaną kawałkiem plastra.

      Na „dwójce” duże, grube niemowlę fika nóżkami i wrzeszczy, ku radości zgromadzonej rodziny. Każdy podchodzi, by ucałować dziecko, podczas gdy uzbrojona w nieostre nożyczki pielęgniarka męczy się z pępowiną.

      Noworodek z kanału trzeciego leży na rękach akuszerki, która pokazuje go przez okno zgromadzonym w ogrodzie ludziom. Na nowo podejmują pieśń, którą na swym posłaniu nuci także matka.

      Wiedziony jakimś przeczuciem, otwieram szeroko oczy. Trzy narodziny. Dobry Boże. Przecież to moi byli klienci, trzy dusze, którymi zajmowałem się jako anioł. Afrykańskie dziecko to z pewnością Venus Sheridan, amerykańska gwiazda, która w nowym życiu będzie poszukiwała swych korzeni. Mały Grek to chyba Igor, mój rosyjski żołnierz. Z wierności dla języków używających cyrylicy postanowił ponownie narodzić się na ziemi helleńskiej. Ten, którego nienawidziła własna matka, zapragnie takiej, która będzie go uwielbiać, gdyż widząc, jak gruba kobieta okrywa go ognistymi pocałunkami, nie mam