omal nie umarł.
Chrystian pił łapczywie, aż prawie zrobiło mu się znów niedobrze, później kęsem chleba spróbował uspokoić protestujący żołądek.
– Powiedzcie Annie, żeby się nie martwiła – poprosił z bolesnym uśmiechem. – I mojemu chłopakowi, niech trzyma buzię na kłódkę, żeby i on nie popadł w tarapaty.
Joanna obiecała spełnić obie jego prośby, ale nawet w słabym, migoczącym świetle dostrzegał w jej oczach współczucie. Jak miała przekonać tę młodą kobietę, by się o niego nie martwiła? A szesnastolatka do milczenia, chociaż jego ojcu wyrządzono wielką niesprawiedliwość?
– Może fakt, że Albrecht zamierza zaatakować brata, ma jakąś dobrą stronę – powiedział Chrystian ściszonym głosem, by strażnik na górze nie mógł go usłyszeć. – Hrabia Dytryk został ostrzeżony, Łukasz będzie u jego boku. Być może wspólnymi siłami zgotują porządną porażkę temu potworowi, stolnikowi i jego pasierbowi. Niech ich przegnają do samego piekła!
Na te słowa nawet Joanna nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Karol jednakowoż darował sobie pytanie, jak Dytryk i Łukasz mieliby niby dać radę przygniatającej przewadze swoich wrogów.
Rządca Henryk rzeczywiście odczekał do nadejścia zmierzchu, nim pozwolił koniuszemu opuścić więzienie. Pachołek, który spuścił Chrystianowi drabinę i zawołał go do wejścia na górę, okazał nawet coś na podobieństwo współczucia dla umęczonego młodzieńca, gdy pan odesłał go na powrót do pracy. Mimo młodego wieku Chrystian był ceniony i cieszył się szacunkiem u ludzi na zamku.
Bez słowa poszedł do stajennych zabudowań, starając się nie pokazać po sobie bólu. Na miejscu czekało na niego pół tuzina stajennych pachołków. Jeden z nich podał mu dzban rozcieńczonego piwa, a drugi kawał chleba. Możliwe, że zaoszczędził go z własnego śniadania, a może po prostu wycyganił od którejś z dziewek zajmujących się wypiekiem. Spragniony Chrystian wypił połowę zawartości dzbana, następnie na chwilę znieruchomiał i zerknął na mężczyzn, którzy przyglądali mu się wzrokiem, w którym widać było współczucie i ciekawość.
– Do roboty! – upomniał ich cicho. – Nim napytamy sobie kolejnej biedy.
Chwycił za widły i rzucił najbliższemu koniowi wiązkę słomy. Chleb mógł zjeść później. Z pewnością ten czy ów obserwował go na rozkaz kasztelana.
Potajemne plany
Tuż przez nocą na zamku pojawił się posłaniec. Niby niepozorny, lecz ubrany w dobre sukno, wyposażony w doskonałą broń, zażądał widzenia z kasztelanem.
Chrystian odebrał od niego konia i zapytał, kogo ma zameldować. Na to nieznajomy, którego lewa powieka była rozerwana, okazał mu pieczęć.
– Masz zachować milczenie! – rozkazał gość.
Chrystian skinął i ruszył przodem, wskazując mu drogę.
Przed komnatą kasztelana się wycofał. „Niech Henryk sam daje sobie radę z wysłannikiem cesarza” – pomyślał nie bez złośliwej satysfakcji.
Kasztelan z wielką gorliwością zamierzał wydać polecenia, by przygotowano stosowne powitanie dla cesarskiego wysłannika, lecz ten powstrzymał go gestem, po czym wyprosił służbę, a wraz z nią również okrągłą małżonkę Henryka, która z obrażoną miną wyszła z izby.
– Moja wizyta jest poufna – poinformował z miną, która sprawiła, że rządca poczuł się dziwnie.
– Tak, oczywiście… – wymamrotał Henryk i przetarł ręką kark z potu, który niespodziewanie go oblał.
W pokoju nie było służby, więc własnoręcznie nalał wina cesarskiemu wysłannikowi. Nie był to zwykły posłaniec, co dało się zauważyć chociażby po kosztownym ubraniu i broni mężczyzny.
Nieznajomy bez najmniejszego grymasu wypił łyk wina, a następnie wlepił wzrok w kasztelana. Ten czuł się coraz bardziej nieswojo.
– Jesteście człowiekiem, który wiernie sprawuje swój urząd i wypełnia obowiązki – rozpoczął rozmowę przybyły.
– Z pewnością – zapewnił gorliwie Henryk.
Skąd cesarz mógł o tym wiedzieć, skoro nigdy nie przyjeżdżał do wschodnich marchii? Z drugiej strony jeszcze do niedawna margrabia był ze Staufem we Włoszech.
Rządca zastanawiał się, czy cesarz wiedział, że jeden z jego książąt właśnie wyruszył na wojnę przeciw swemu bratu. Może zagadkowa wizyta była właśnie z tym związana? Bardzo możliwe, że wyprawa wojenna Albrechta została uznana na dworze jako naruszenie porządku i pokoju. Na tę myśl Henryk poczuł narastający dyskomfort, którego nie potrafił ukryć przed gościem.
– Nasz cesarz, który nosi to samo imię co wy, pragnie się upewnić, że w obliczu niespokojnych czasów, które właśnie nadeszły, w każdej kwestii może liczyć na wasze oddanie…
„Zatem wie o ataku na Weissenfels – rozważał zatroskany Henryk. – Ale nie może mnie o to obwiniać… W końcu mnie tam nie ma…”
– Naturalnie – wyjąkał spiesznie.
– Nie pożałujecie, jeśli dacie tego dowody, a mianowicie będziecie regularnie przesyłać tajne wiadomości na dwór cesarza o wszystkim, co się dzieje w Marchii Miśnieńskiej, i o zabezpieczeniu freiberskiego srebra. Obowiązuje was absolutna dyskrecja w tej kwestii wobec Albrechta z Wettynu.
Przerażenie Henryka dało się we znaki jego kiszkom. Jednakże nie pozostało mu nic innego, jak tylko się zgodzić. Teraz naprawdę znalazł się w kłopocie. Cesarz był daleko stąd, cóż mógł go obchodzić jakiś tam rządca w Marchii Miśnieńskiej? Ale miał większe możliwości. No i szlachetniejsze tytuły, rzecz jasna.
Gość skinął głową z zadowoleniem, odstawił kubek, a następnie odwrócił się i wyszedł. Nawet nie usiadł podczas swej wizyty.
Henryk powoli wychodził z odrętwienia. Bynajmniej nie dlatego, by odzyskał nad sobą panowanie, lecz z powodu niezbyt miłej reakcji organizmu. Cesarski wysłannik nie zdążył jeszcze wyjść na dziedziniec, gdy w pałacu zdarzyło się coś zadziwiającego. Rządca Henryk, człowiek, którego wybuchów wściekłości bano się nie tylko na zamku, ale i w całym mieście, przed którym drżeli wszyscy z wyjątkiem jego własnej żony, popędził w dyskretne miejsce, gdzie z jego trzewi wystrzeliło całe przerażenie. Jednocześnie rozważał, w jaki sposób żądanie cesarskiego wysłannika zachować w tajemnicy przed swoją ciekawską i gadatliwą małżonką Idą.
Następnego ranka po wyjeździe z Freibergu Albrecht przyglądał się niecierpliwie przygotowaniom jego oddziałów do wymarszu. Jutro powinni dotrzeć do Weissenfels. Giermek zdążył już osiodłać jego siwka i oddalony o kilka kroków trwożnie oczekiwał na dalsze polecenia, nie mając odwagi bardziej się zbliżyć.
Albrecht go zignorował. Nie przeoczył faktu, że przed chwilą wjechało do obozu dwóch szybkich jeźdźców, którzy zgłosili się do jego marszałka. Bez wątpienia wywiadowcy, wysłani w celu rozpoznania sytuacji w Weissenfels. Nim wsiądzie na siodło, chciał wiedzieć, co mieli do przekazania. Nie żeby żywił jakiekolwiek wątpliwości w kwestii powodzenia wyprawy, mieli zbyt dużą przewagę, a jego brat nie dysponował wojskiem, które mógłby przeciwko nim wystawić, ale może na postawie takiej czy innej nowiny da się jeszcze uzyskać dodatkowe korzyści, które uczynią jego zwycięstwo doskonałym. Ponadto, bez względu na wszystko, informacje nie były przeznaczone dla pierwszych lepszych uszu.
Wobec tego z udawaną obojętnością pozostał na miejscu, a nawet pozwolił, by jego cześnik, tłusty rycerz o imieniu