Maxime Chattam

Neverland


Скачать книгу

i Amber stwierdziła, że wszyscy odsuwają się na widok zbliżających się żołnierzy maestera. Nie mogła przyzwyczaić się do widoku pracujących niewolniczo dzieci – zrezygnowanych, przygaszonych, przygarbionych. To było ponad jej siły.

      Wreszcie zatrzymali się przed wieżą, na której szczycie znajdował się popsuty zegar. Straże zostały na zewnątrz, a Morkovin zaprowadził Amber do holu pachnącego cynamonem. Weszli na piętro, do dużego salonu zastawionego kanapami i kilkoma stołami, na których leżały plany miasta i mapy regionu. Światło dnia było tak słabe, że liczne otwory okienne nie wystarczały do oświetlenia sali. Dziesiątki rozstawionych wszędzie świec różnej wielkości wydzielały odurzający zapach cynamonu.

      Jakiś mężczyzna przyszedł powitać Morkovina. Miał około pięćdziesięciu lat, wąsy i bródkę tak samo czarne jak włosy i srogi wygląd, pomimo fałszywie przyjacielskiego uśmiechu, który dla przyzwoitości malował się na jego twarzy. Pod ciemnozieloną tuniką z wyhaftowanym imperatorskim „O” nałożoną miał koszulę kolczą, a na nogach wysokie skórzane buty. Wojskowy.

      – Mój drogi Comptonie, przychodzę w sprawie liczebności naszej armii.

      – Maesterze, tak jak mnie pan prosił, ostatnimi czasy prowadziłem masową rekrutację. Kuźnie pracują dzień i noc, aby dostarczyć broni oraz zbroi, a zaprawa już się zaczęła.

      Amber zmarszczyła brwi. Compton. To nazwisko coś jej mówiło…

      Oficer, który kupił Piotrusiów tego dnia, gdy astronaks przybył do miasta!

      Zainteresowanie dziewczyny rozbudziło się na nowo. Zaczęła się wkoło rozglądać.

      Morkovin spostrzegł tę ciekawość i wskazał jej jedną z kanap niedaleko otworu okiennego.

      – Amber, idź, usiądź tam, dobrze?

      Jego wzrok był stanowczy. Zero dyskusji. Amber posłuchała.

      – Twoja nowa faworyta? – zdziwił się Compton, gładząc wąsa. – Bardzo młoda! Ale z pewnością piękna!

      Maester zignorował pytanie i odprowadził oficera na bok, by mogli w spokoju rozmawiać.

      Amber zastanawiała się, jak nie wzbudzając podejrzeń Morkovina, ściągnąć tu niewolników Comptona.

      Podejrzewała, że mógł ją tutaj zabrać w ramach sprawdzianu, żeby upewnić się co do jej dobrej woli. Musi wprowadzić go w błąd. Postanowiła się skoncentrować, zamykając oczy, a to pozwoliło jej zastanowić się nad tym, co może zrobić.

      Kilka chwil później Compton potrząsnął niewielkim dzwoneczkiem i do pomieszczenia wszedł chłopiec o pustym spojrzeniu. Amber patrzyła na scenę spod przymkniętych powiek. Widząc nastolatka, zadrżała. Ta spokojna postawa, brak życia w oczach… Poznawała te objawy!

      – Zobacz. – Compton śmiał się, unosząc brudną koszulę chłopca. – Wczoraj kazałem mu założyć pierścień pępkowy! Coś wspaniałego! Słucha bez słowa! Koniec z buntami. Jest posłuszny jak pies!

      Amber zacisnęła dłonie na poduszkach. Zaraz złapią ją mdłości.

      Twarz nastolatka nikogo jej nie przypominała, ale na Statku Życia było tylu Piotrusiów, że o niczym to nie świadczyło.

      – Sądzisz, że to jeszcze jeden wynalazek Luganoffa? – zapytał oficer maestera.

      – Nie, nie tym razem. Wiadomości dotarły z północy, od kruków z Zamku Kości.

      Na dźwięk tej nazwy Morkovin zdawał się tracić pewność siebie. Compton to zauważył i jego wesołość także prysła.

      – To prawda, co opowiadają? – zapytał, zniżając głos. – À propos tych kruków? Że są… że są martwe, a mimo to nadal latają?

      – Nie są martwe – uciął krótko Morkovin, jakby chciał przekonać o tym samego siebie. – Są pokryte smołą albo czymś podobnym. Mają zamglony wzrok, a jednak poruszają się! Martwe rzeczy nie mogą działać tak samo jak żywe!

      – Wiesz, zaczynają mówić na mieście, że nowy sojusznik imperatora to nekromanta.

      – Plotki!

      Compton nie wyglądał na przekonanego, ale był na tyle inteligentny, by nie dyskutować dłużej na ten temat. Odwrócił się do swojego sługi i zażądał suszonej szynki oraz kufli piwa, które im szybko przyniesiono. Także przed Amber stanął kufel z musującym płynem.

      – Dla niej żadnego piwa – odezwał się Morkovin. – Wystarczy woda. Musi mieć jasny umysł.

      – Wręcz przeciwnie, powinieneś ją upić – zakpił Compton. – Wtedy będzie łatwiejsza!

      Grubiański śmiech zamarł mu w gardle, gdy Morkovin przeszył go swoim najmroczniejszym spojrzeniem.

      To nie jest dobry moment, żeby go denerwować – pomyślała dziewczyna i przez następną godzinę udawała, że się koncentruje. Potem wstała i podniosła rękę jak grzeczna uczennica, która pragnie uzyskać zgodę na odezwanie się w klasie.

      – Co tam? – zapytał Morkovin.

      – Chciałabym pójść do toalety.

      Maester popatrzył na nią przez chwilę, jakby oceniał jej uczciwość, po czym wskazał korytarz naprzeciw niej.

      – Drzwi na końcu. Mam na ciebie oko, wiesz o tym, prawda?

      Amber przytaknęła i ruszyła drewnianym korytarzem. Jej suknia była wystarczająco długa, by zasłonić stopy, ale zdawała sobie sprawę, że płynny ruch sam w sobie był dość intrygujący. Co gorsza, przemieszczanie się w całkowitej ciszy mogło wzbudzić podejrzenia Comptona, dlatego użyła odrobiny swego przeobrażenia, żeby parkiet pod jej stopami zaczął trzeszczeć.

      Tak naprawdę dziewczyna nie wiedziała za bardzo, co zamierza zrobić, ale dość już miała czekania. Sunęła wolno w kierunku drzwi toalety, starając się zauważyć po drodze coś, a raczej kogoś, w sąsiednich pomieszczeniach. Bezskutecznie. Na piętrze było cicho. Weszła do toalety i zamknęła za sobą drzwi. Dlaczego nie zabrała ze sobą kilku stron z książek, aby zostawić wiadomość? Z pewnością to niewolnicy zajmowali się sprzątaniem. Gdyby zostawiła słówko pod muszlą, na pewno by je znaleźli!

      Ale szybko pomyślała o pierścieniu pępkowym.

      Nie mogłam tego przewidzieć. A oni są tak posłuszni, że mogliby dostarczyć moją wiadomość swojemu panu!

      Jednak musiała znaleźć jakiś sposób, by się do nich zbliżyć, by ich zobaczyć.

      Wyszła z toalety i o mało nie krzyknęła, stając oko w oko z Morkovinem.

      – Amber, wszystko w porządku?

      Miał podejrzliwy ton, który jej się nie podobał.

      – Eee… tak.

      – Mam wrażenie, że od południa nie jesteś specjalnie skoncentrowana. Pamiętasz naszą umowę, prawda?

      – Tak.

      Morkovin nie wyglądał na przekonanego.

      – Przeszkadza ci obecność chłopca z pierścieniem pępkowym?

      – Nie, zapewniam pana, że wszystko jest w porządku.

      – Ciągle myślisz o tej historii z astronaksem – odgadł. – O swoich przyjaciołach. Widzę to.

      Złapał ją za ramię i pociągnął w stronę salonu.

      – Compton, mówiłeś mi, że dałeś założyć pierścień pępkowy jednemu z tych rojków, tak?

      – Tak, chciałem przetestować, zanim wyślę drugiego.

      – Zawołaj