Maxime Chattam

Neverland


Скачать книгу

odległe, ale czuję je.

      Porozumiewawczy uśmiech przebiegł przez twarz maestera, a jego małpa żywo skinęła głową. Przesunął dłonią po zaplecionej w dwa warkoczyki brodzie.

      – Oto co mam ci do zaproponowania: ponieważ jesteś wobec mnie uczciwa, ja także okażę ci swą przyjaźń. Zrozumiałem któregoś dnia, że bardzo martwi cię ta historia rojków sprzedanych wtedy, gdy znalazł się w mieście astronaks. Zasięgnąłem informacji. Mam nazwiska trzech rodzin, które tamtego dnia nabyły niewolników. To Moderowie, Colvigowie i Comptonowie. Dwie pierwsze są kupcami, Moderowie sprzedają alkohol, a Colvigowie sam jeszcze nie wiem co, bo dopiero przybyli do miasta. Jeśli chodzi o ostatniego nabywcę, to jest oficerem w mojej straży.

      – I ma pan także imiona kupionych Piotrusiów? – zapaliła się Amber.

      – Zaraz, zaraz – pohamował ją Morkovin. – Coś za coś, moja droga. Od czasu naszego spotkania wyjaśniłaś mi wiele spraw, teraz chcę dowodów.

      – Nie mogę, jeszcze nie teraz, to o wiele za trudne! – pospieszyła z odpowiedzią dziewczyna, uważając, że wszystko dzieje się za szybko.

      Morkovin nagle wstał i Amber poczuła strach. Obszedł fotel i stanął zaraz za jej plecami.

      – Udowodnię ci, do jakiego stopnia mam do ciebie zaufanie – powiedział.

      Pogrzebał w kieszeni i Amber usłyszała brzęk niewielkich kluczy. Złapał jej obrożę, pochylając się, aż jego usta znalazły się przy uchu nastolatki.

      – Gdyby jednak przyszedł ci do głowy głupi pomysł ucieczki, nie zapominaj, że jestem maesterem w tym mieście. Mam dostęp do wszystkich najlepszych Eliksirów i jestem zdolny do rzeczy, których sobie nie wyobrażasz. Nasze stosunki są dobre dopóty, dopóki mamy do siebie zaufanie.

      Zdjął obrożę, czemu towarzyszyło stuknięcie zapadki, i złożył w jej ręce, po czym zajął na powrót miejsce naprzeciw niej.

      – Teraz możesz zrobić krok w moją stronę. Sądzę, że mój był bardzo duży.

      Ciepło Jądra Ziemi zaczęło w niej wzrastać, w ciągu kilku sekund obejmując całe ciało. Zupełnie jakby przeszedł ją prąd elektryczny. Jakby zanurzyła się w gorącej kąpieli po wcześniejszym spędzeniu godziny pod śniegiem. Ogarnęła ją fala zadowolenia, kołysząc nią delikatnie. Już całą wieczność Amber nie czuła się tak dobrze. Od tamtej chwili, kiedy Matt pocałował mnie po raz ostatni – przypomniała sobie. Nostalgiczna migawka, słodka i gorzka jednocześnie.

      Spojrzenie maestera Morkovina stało się naglące.

      Amber się zawahała. W okamgnieniu mogłaby go pokonać. Przykleić do sufitu i pogruchotać kości, jednocześnie ścisnąć za gardło, żeby nawet nie mógł wezwać pomocy. Mogła odsunąć wszystkie straże, które by nadbiegły, dostać się do lochów i uwolnić swoich dwóch przyjaciół, po czym uciec jak najszybciej i jak najdalej. Czuła, że jest w stanie zrobić to wszystko. Jednak ucieczka nie wydawała jej się w tym momencie najlepszym rozwiązaniem. Ma jeszcze coś do zrobienia w Brązowym Mieście. A przede wszystkim nie wie, jak wielka jest moc Morkovina. Jaki Eliksir pije każdego ranka.

      Jeśli obudzę Jądro Ziemi, żadne Eliksiry na świecie nie wystarczą, by uratował swoją skórę! – uniosła się gniewem, ale zaraz się opanowała.

      Morkovin mierzył ją wzrokiem.

      Nawet małpa parskała niecierpliwie.

      W tej sytuacji Amber musiała dać coś w zamian.

      Skoncentrowała się na swoim przeobrażeniu i w ciągu sekundy odzyskała całe czucie. Jej ciało wyprostowało się i zaczęła płynąć dwa centymetry nad ziemią.

      – Dziękuję – odezwała się. – Od kilku tygodni marzę o tym, by na powrót robić użytek ze swoich nóg.

      Twarz Morkovina pojaśniała.

      – Oto i dobry początek! Ale to jeszcze dość odległe od wyczynów, o których mi opowiadałaś!

      – Maesterze, potrzeba trochę czasu, żebym odzyskała czucie.

      – Ile? Kiedy?

      Niecierpliwił się jak dziecko, które nie dostało oczekiwanej zabawki.

      – Nie wiem, może tydzień, może dziesięć dni, trudno powiedzieć. Tyle czasu, ile potrzeba, żeby moje zmysły znowu połączyły się z Jądrem Ziemi. To olbrzymia energia, nie można posiąść jej w jednej chwili. Obroża przerwała wszystkie moje odczucia. To złożony proces.

      Amber była w pełni swoich mocy, mogłaby bez trudu wyciągnąć Jądro Ziemi na powierzchnię i wykorzystać je do oszukania maestera. Jednak coś w środku kazało jej tego nie robić. Jakieś wyraźne przeczucie. Musi zyskać jak najwięcej czasu, by się zorganizować i opracować dokładny plan.

      – Amber, udowodniłem, że ci ufam – nie ustępował maester, bliski gniewu.

      Pan Judasz podskakiwał na swoich długich cienkich nogach, wydając przejmujące okrzyki frustracji. Chciał w ten sposób wyrazić poparcie dla swego pana.

      – Maesterze, poproszę o tydzień. Będę trenować, koncentrować się! Jeśli zajdzie potrzeba, dzień i noc!

      – Och, moja droga przyjaciółko, nie mogę zostawić cię bez obroży, kiedy nie ma mnie w pobliżu. Ale rozumiem twoje potrzeby i znajdziemy jakieś rozwiązanie. Będziesz mi wszędzie towarzyszyć w ciągu dnia i koncentrować się, tak abyś mogła zrobić… to, co powinnaś, żeby znowu kontrolować Jądro Ziemi. Daję ci na to trzy dni.

      – Ale to za ma…

      Władczym gestem nakazał jej ciszę.

      – Byłem hojny! – przypomniał oschle. – Trzy dni, aby mi udowodnić, że ty także potrafisz być hojna. Za siedemdziesiąt dwie godziny, na koniec dnia, uwolnisz dla mnie moc Jądra i pozostaniemy przyjaciółmi. Jeśli tak się nie stanie, jeśli chcąc uzyskać twoją pomoc, będę zmuszony zachować się wobec ciebie jak tyran, zrobię to. Jeżeli nie ukażesz przede mną całej swojej magii, zrecyklinguję jednego z twoich przyjaciół o zielonych włosach. – Pochylił się nad Amber, a jego spojrzenie było bardzo mroczne. – A wiesz, co oznacza recykling, prawda? – dodał, pobrzękując zawieszonymi u pasa fiolkami z Eliksirem.

      12

      Poufne wiadomości

      Na taborecie służącym jako szafka nocna płonęła niewielka świeczka. Wystarczała Amber do czytania. Przynajmniej teoretycznie.

      Poprosiła dwie kobiety, które przyniosły jej kolację, aby położyły stos książek obok niej na materacu. Amber miała dwie godziny, zanim wrócą zabrać tacę i zdmuchnąć na noc świecę.

      Dzień dał się jej we znaki, ale jednocześnie napełnił ją odwagą. Tak dobrze było znowu móc się przemieszczać dzięki własnej woli! Amber rozkoszowała się każdą chwilą tej „niezależności”, nawet jeśli niezupełnie taka była, ponieważ maester Morkovin na minutę nie zostawił jej samej. Siedziała w pobliżu niego, kiedy przyjmował swoich ludzi, podpisywał dokumenty, zarządzał pałacem i co chwila spoglądał na Amber, żeby zobaczyć, co robi. Jeszcze gorzej było z Panem Judaszem. On nie opuszczał jej na krok, pokazując żółte kły, ilekroć się skrzywiła, poirytowana jego nieustannym dozorem. Chwilami Amber koncentrowała się naprawdę, zaraz potem udawała, że podejmuje próby wykorzystania swojej mocy. Pod koniec dnia czuła się jednak w obowiązku dać coś w zamian i używając swego przeobrażenia, skupiła się na długim dębowym stole, który jedną myślą rozcięła na połowę. Stojąca pośrodku waza pękła i omal nie zraniła małpy, która wrzeszcząc, pobiegła schronić się w ramionach swego pana.

      – Och,