Ю Несбё

Policja


Скачать книгу

je szarpnięciem. Mruganiem usiłował odpędzić słabość. Wpatrywał się w połyskujący zielony ekran aparatu. W płaską martwą kreskę rozciągającą się w poprzek monitora.

      Podbiegł do łóżka. Spojrzał na leżącą na poduszce bladą twarz.

      Słyszał już tupot biegnących korytarzem. Kiedy maszyna przestała rejestrować bicie serca, musiał włączyć się alarm w dyżurce. Anton odruchowo dotknął ręką czoła mężczyzny. Jeszcze ciepłe. A mimo to nie miał wątpliwości. Zbyt wiele zwłok już widział. Pacjent nie żył.

      CZĘŚĆ III

      11

      Pogrzeb pacjenta odbył się szybko i sprawnie, przy bardzo skromnym udziale żałobników. Pastor nawet nie próbował sugerować, że człowiek leżący w trumnie był szczerze kochany, wiódł przykładne życie i zakwalifikował się do raju. Od razu przeszedł do Jezusa, który, jak twierdził, wszystkim grzesznikom dał walkowera.

      Nie zgłosiło się nawet tylu ludzi, żeby można było wynieść trumnę, została więc przed ołtarzem, a wszyscy przybyli wyszli na śnieżycę przed kościół Vestre Aker. Zdecydowana większość tych, którzy się stawili – konkretnie w liczbie czworga – była policjantami. Wszyscy wsiedli do tego samego samochodu i pojechali do knajpy Justisen, którą właśnie otwarto, i gdzie czekał na nich psycholog. Tupiąc, otrząsnęli śnieg z butów, zamówili jedno piwo i cztery butelki wody mineralnej, ani czystszej, ani smaczniejszej od tej, która płynęła w kranach Oslo. Stuknęli się szklankami, przeklęli zmarłego, jak nakazywał obyczaj, i wypili.

      – Umarł za wcześnie – stwierdził naczelnik Wydziału Zabójstw Gunnar Hagen.

      – Tylko trochę za wcześnie – orzekła szefowa Wydziału Techniki Kryminalistycznej Beate Lønn.

      – Oby się długo smażył w piekle – dorzucił rudowłosy technik w zamszowej kurtce z frędzlami Bjørn Holm.

      – Jako psycholog niniejszym stawiam wam diagnozę braku kontaktu z własnymi uczuciami – dodał Ståle Aune i podniósł szklankę z piwem.

      – Dziękuję, doktorze, ale ta diagnoza powinna raczej brzmieć „policja” – stwierdził Hagen.

      – Co z tą sekcją? – spytała Katrine. – Chyba nie całkiem wszystko zrozumiałam.

      – Umarł na zawał serca – wyjaśniła Beate. – Podobno takie rzeczy się zdarzają.

      – Ale przecież obudził się z tej śpiączki – zauważył Bjørn Holm.

      – Taki zawał może w każdej chwili dopaść nas wszystkich – orzekła spokojnie Beate.

      – Bardzo ci dziękuję – uśmiechnął się Hagen. – Ale teraz, kiedy już zakończyliśmy sprawę ze zmarłym, proponuję, żebyśmy spróbowali spojrzeć w przyszłość.

      – Zdolność do szybkiego radzenia sobie z traumami charakteryzuje ludzi o niskim poziomie inteligencji. – Aune wypił łyk piwa. – Tak tylko mówię, żebyście wiedzieli.

      Hagen na kilka sekund zawiesił wzrok na psychologu i podjął:

      – Bardzo się cieszę, że udało nam się spotkać tutaj, a nie w komendzie.

      – No właśnie. Dlaczego tu jesteśmy? – spytał Bjørn Holm.

      – Żeby porozmawiać o zabójstwach policjantów. – Hagen się obrócił. – Katrine?

      Katrine Bratt kiwnęła głową. Chrząknęła.

      – Krótkie podsumowanie. Tak żeby i pana psychologa wprowadzić w sprawę. Zabito dwóch policjantów. Obu zabójstw dokonano w tych samych miejscach, gdzie wcześniej doszło do niewyjaśnionych zbrodni. Policjanci, którzy stali się ofiarami, uczestniczyli we wcześniejszych śledztwach. Do tej pory nie mieliśmy w tych sprawach żadnych śladów, żadnych podejrzanych ani pomysłów na ewentualny motyw. Jeśli chodzi o pierwotne zabójstwa, to założyliśmy, że miały one podłoże seksualne. Znaleziono pewne ślady techniczne, ale nic, co wskazywałoby na konkretnych podejrzanych. Wprawdzie przesłuchiwano wiele osób, ale wyeliminowano je ze sprawy – albo miały alibi, albo nie pasowały do profilu. Jednak ostatnio kandydatura jednego z tych podejrzanych powróciła…

      Wyciągnęła coś z torebki i położyła na stoliku, tak aby wszyscy mogli to widzieć. Była to fotografia mężczyzny z nagim torsem. Data i numer świadczyły o tym, że to zdjęcie aresztowanego zrobione przez policję.

      – To jest Valentin Gjertsen. Przestępstwa na tle seksualnym. Ofiary to mężczyźni, kobiety i dzieci. Pierwszy akt oskarżenia został wniesiony, kiedy Valentin miał szesnaście lat – obmacywał dziewięcioletnią dziewczynkę, którą zwabił do łodzi wiosłowej. Rok później sąsiadka złożyła zawiadomienie, oskarżając go o usiłowanie gwałtu w pralni mieszczącej się w piwnicy.

      – A co go wiąże z Maridalen i z Tryvann? – spytał Bjørn Holm.

      – Na razie tylko to, że profil się zgadza. I że osoba, która zapewniła mu alibi, właśnie się przyznała, że było fałszywe. Robiła to, co jej kazał.

      – Valentin wmówił jej, że policja usiłowała go niewinnie skazać – dodała Beate.

      – Aha – mruknął Hagen. – To mo że być przyczyna nienawiści do policji. Co pan na to, doktorze? Czy to możliwe?

      Aune zastanawiał się, cmokając.

      – Oczywiście. Ale ogólna zasada, której z reguły staram się trzymać, jeśli chodzi o ludzką psychikę, mówi, że możliwe jest absolutnie wszystko, co można sobie wyobrazić. Plus sporo rzeczy, których wyobrazić sobie nie można.

      – W czasie gdy Valentin Gjertsen odsiadywał karę za napaść na małoletnią, zgwałcił i okaleczył dentystkę w Ila. Bał się, że inni osadzeni mogą się za to mścić, więc postanowił uciec. Do ucieczki z Ila nie potrzeba czarodziejskich sztuczek, ale Valentin chciał, by wyglądało to tak, jakby umarł, żeby nikt go nie ścigał. Zabił więc współwięźnia, Judasa Johansena, zmasakrował go nie do rozpoznania i ukrył zwłoki. Kiedy Judas nie pojawił się na zbiórce, zgłoszono jego ucieczkę. Następnie Valentin zmusił więziennego tatuażystę do zrobienia identycznego rysunku, jaki miał sam, w jedynym jako tako całym miejscu na ciele Judasa, czyli na piersi. Obiecał tatuażyście i jego rodzinie rychłą śmierć, jeśli ten kiedykolwiek go zdradzi, a następnie nocą, tuż przed swoją ucieczką, przebrał zwłoki Judasa Johansena we własne ubranie i ułożył je na podłodze w celi, do której zostawił otwarte drzwi, żeby mógł tam wejść każdy. Gdy następnego dnia rano znaleziono ciało, jak sądzono, Valentina, nikt się nie zdziwił. Było to mniej lub bardziej oczekiwane zabójstwo dokonane na najszczerzej znienawidzonym na oddziale więźniu. Sprawa była tak oczywista, że nikomu przez myśl nie przeszło sprawdzanie odcisków palców zwłok, a tym bardziej przeprowadzanie badań DNA.

      Na chwilę zapadła cisza. Wszedł jakiś gość, który chciał usiąść przy sąsiednim stoliku, ale jedno spojrzenie Hagena wystarczyło, by wycofał się dalej w głąb lokalu.

      – Twierdzisz więc, że Valentin uciekł, żyje i ma się jak najlepiej – podsumowała Beate Lønn. – I że to on stoi zarówno za pierwotnymi zabójstwami, jak i za zabójstwami policjantów. A motywem tych ostatnich jest ogólnie zemsta na policji. Ale co on chce pomścić? To, że policjanci wykonują swoją pracę? Wtedy raczej już niewielu spośród nas by żyło.

      – Nie jestem pewna, czy chodzi mu ogólnie o policjantów – odparła Katrine. – Strażnik mówił mi, że do Ila przyszło dwóch funkcjonariuszy, którzy rozmawiali z osadzonymi o zabójstwach dziewczynek w Maridalen i w Tryvann. Że rozmawiali głównie z „normalnymi” zabójcami i że więcej sami