Ю Несбё

Policja


Скачать книгу

kilka minut – powiedziała do strażnika, nie spuszczając oczu z Rica Herrema.

      Brzęk ucichł. Za chwilę rozległy się oddalające się kroki.

      Jabłko Adama na szyi mężczyzny przypominało teraz poruszającego się w górę i w dół Marsjanina, który próbował wydostać się spod skóry.

      – Mów dalej – poprosiła.

      – Najpierw…

      – Moja oferta jest taka: bluzki nie rozepnę, ale uszczypnę się w sutek, żebyś mógł zobaczyć, jak brodawka mi twardnieje. Jeżeli to, co mi powiesz, okaże się mieć wartość…

      – Na pewno!

      – Ale jeśli się ruszysz, to zrywam umowę, okej?

      – Okej.

      – No dobrze, mów.

      – To ja wytatuowałem mu na piersi tę twarz demona.

      – Tutaj? W więzieniu?

      Wyciągnął spod kołdry kartkę.

      Katrine wstała i ruszyła w jego stronę.

      – Stop!

      Znieruchomiała. Spojrzała na niego. Uniosła prawą rękę. Pod cienkim materiałem biustonosza odszukała brodawkę. Ścisnęła. Starała się nie ignorować bólu, tylko go przyjęła. Dalej stała. Lekko się zgarbiła. Wiedziała, że krew napływa do piersi i brodawka zaczyna sterczeć. Pozwoliła mu patrzeć. Słyszała, że Herrem oddycha szybciej. Kiedy podał jej kartkę, dosłownie mu ją wyrwała i wróciła na krzesło.

      To był rysunek. Rozpoznała go z opisu strażnika. Twarz demona, rozciągnięta na boki, jakby miała haczyki wbite w policzki i czoło, krzycząca z bólu, z pragnienia, chcąca za wszelką cenę się uwolnić.

      – Myślałam, że zrobił sobie ten tatuaż już wiele lat przed śmiercią.

      – Nie powiedziałbym tego.

      – Co masz na myśli? – Katrine uważnie oglądała linie rysunku.

      – Ten tatuaż pojawił się u niego po śmierci.

      Podniosła głowę. Zobaczyła, że Herrem wciąż ma wzrok wbity w jej bluzkę.

      – Chcesz mi wmówić, że tatuowałeś Valentina  p o  jego śmierci?

      – Czy ty masz kłopoty ze słuchem, Katrine? Valentin nie umarł.

      – Tylko… kto?

      – Dwa guziki.

      – Co?

      – Rozepnij dwa guziki.

      Rozpięła trzy. Rozchyliła bluzkę. Pokazała mu miseczkę biustonosza z wciąż sterczącą brodawką.

      – Judas. – Mówił teraz szeptem, głos miał chropowaty. – Tatuowałem Judasa. Valentin trzymał go w walizce przez trzy dni. Po prostu zamknął go w walizce, wyobraź to sobie.

      – Judasa Johansena?

      – Wszyscy myśleli, że Judas uciekł. A to Valentin go zabił i zamknął w walizce. Nikt nie będzie szukał człowieka w walizce, prawda? Valentin zmaltretował go tak, że nawet ja miałem wątpliwości, czy to Judas. Zrobił z niego mielone mięso. To mógł być każdy. W całości, tak mniej więcej, zachowała się jedynie jego pierś, na której miałem wytatuować ten rysunek.

      – Judas Johansen. A więc to jego zwłoki znaleźli?

      – A ja ci o tym powiedziałem i teraz mnie też już można uznać za martwego.

      – Ale dlaczego zabił Judasa?

      – Valentin był tu znienawidzony. Oczywiście za to, że brał się do dziewczynek poniżej dziesięciu lat. No a potem ta sprawa z dentystką. Wielu tutaj ją lubiło, również klawisze. Jakiś zgrabny wypadek pozostawał jedynie kwestią czasu. Na przykład przedawkowanie. Może wyglądałoby to na samobójstwo. Musiał więc jakoś temu zaradzić.

      – Przecież mógł po prostu uciec.

      – Znaleźliby go. Chciał spowodować, żeby uznano go za zmarłego.

      – A jego najbliższy kumpel Judas…

      – Świetnie się do tego nadawał. Valentin nie jest taki jak my, Katrine.

      Zignorowała jego „my”.

      – Dlaczego zdecydowałeś się mi o tym powiedzieć? Przecież jesteś współwinny.

      – Ja tylko tatuowałem martwego człowieka. Poza tym musicie złapać Valentina.

      – Dlaczego?

      Czerwonogłowy zamknął oczy.

      – Tyle mi się śniło ostatnio, Katrine. On już nadchodzi. Wraca do świata żywych. Ale najpierw musi usunąć wszystko to, co było dawniej. Wszystkich, którzy stanęli mu na drodze. Wszystkich, którzy wiedzą. A ja jestem jednym z nich. W przyszłym tygodniu wychodzę. Musicie go złapać…

      – …zanim on złapie ciebie. – Katrine dokończyła refren, patrząc na siedzącego przed nią mężczyznę. A raczej wpatrywała się w jakiś punkt w powietrzu tuż nad jego czołem, jakby właśnie w tym miejscu rozgrywała się scena, którą opisał Rico. Ta, w której tatuuje trzydniowe zwłoki.

      I scena ta była na tyle przerażająca, że Katrine nie zwracała uwagi na nic innego – ani na obrazy, ani na dźwięki – dopóki nie poczuła małej kropelki na szyi. Usłyszała charczenie i opuściła wzrok. Dopiero wtedy poderwała się z krzesła i skoczyła ku drzwiom, czując narastające mdłości.

      Anton Mittet się obudził.

      Serce waliło mu jak oszalałe i z trudem łapał powietrze.

      Przez chwilę mrugał zdezorientowany, zanim zdołał skupić wzrok w jednym miejscu.

      Spojrzał na pomalowaną na biało ścianę korytarza, którą miał przed sobą. Wciąż siedział na krześle, oparty o ścianę z tyłu.

      Zasnął. Zasnął w pracy.

      To się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Podniósł lewą rękę. Miał wrażenie, jakby ważyła dwadzieścia kilo. I dlaczego serce wali mu tak, jakby przebiegł półmaraton?

      Popatrzył na zegarek. Piętnaście po jedenastej. Spał ponad godzinę! Jak to się mogło stać? Czuł, że serce powoli się uspokaja. To pewnie przez ten stres w ostatnich tygodniach. Ciągłe dyżury, żadnego stałego rytmu dobowego. Laura i Mona.

      Co go obudziło? Znów jakiś dźwięk?

      Nasłuchiwał.

      Nic, tylko drżąca cisza. I jedynie mgliste wspomnienie ze snu, że mózg zarejestrował coś, co uznał za niepokojące. Tak jak wtedy, gdy spał w swoim domu w Drammen, nad rzeką. Wiedział, że tuż za otwartym oknem pływają łodzie z głośno warczącymi silnikami, ale mózg tego nie rejestrował. Wystarczyło natomiast ledwie słyszalne skrzypnięcie drzwi do sypialni, a podrywał się natychmiast. Laura twierdziła, że to się zaczęło od tamtej sprawy w Drammen, od Renégo Kalsnesa, tamtego młodego faceta, którego znaleźli nad rzeką.

      Zamknął oczy. Zaraz znów szeroko je otworzył.

      Na miłość boską, znowu zasypiał. Wstał. Zakręciło mu się w głowie tak, że z powrotem musiał usiąść. Zamrugał. Przeklęta mgła zdawała się spowijać wszystkie zmysły.

      Spojrzał na pusty kubek, który stał przy krześle. Musi iść zrobić sobie podwójne espresso. Ale nie, cholera, nic z tego, przecież kapsułki się skończyły. Powinien zadzwonić do Mony i poprosić, żeby przyniosła mu kubek kawy. Chyba już niedużo czasu zostało do jej następnej wizyty. Wyjął telefon. Jej numer miał wpisany jako