o Harry’ego i niewyjaśnione sprawy… – Potarł brodę. – Hm, chyba to prawda. Ale zależy, jak się na to patrzy.
– Jak się patrzy?
– Wrócił do kraju z Hongkongu, żeby rozwikłać sprawę zabójstwa, za które aresztowano jego przybranego syna. Chociaż udało mu się doprowadzić do zwolnienia Olega i ktoś inny się przyznał, to zabójstwo Gusta Hanssena właściwie nie zostało wyjaśnione, przynajmniej oficjalnie.
– Dziękuję – uśmiechnęła się Silje.
– Powodzenia w dalszej karierze – powiedział Gunnar Hagen.
Stał jeszcze i przyglądał się, jak dziewczyna odchodzi korytarzem.
Wcale nie dlatego, że mężczyźni zawsze lubią popatrzeć na ładną młodą dziewczynę, tylko po to, by opóźnić to jeszcze o kilka sekund, pomyślał Anton. Zauważył zdenerwowanie naczelnika. Wreszcie Hagen odwrócił się do zamkniętych drzwi. Zapiął marynarkę. Zakołysał się na palcach jak tenisista oczekujący na serw przeciwnika.
– No to wchodzę.
– Wchodź – powiedział Anton. – Ja tu przypilnuję.
– Dobrze – mruknął Hagen. – Dobrze.
Mniej więcej w połowie lunchu Beate spytała Katrine, czy ona i Harry spali wtedy ze sobą.
Wcześniej Beate opowiedziała, jak jeden z wywiadowców rozpoznał na zdjęciu kobietę notorycznie składającą fałszywe zeznania, Irję Jacobsen. Powiedział, że Irja prawie nie wychodzi z zajmowanego przez coś w rodzaju komuny mieszkania przy Alexander Kjellands plass, które mają na oku, ponieważ handluje się tam amfetaminą. Ale samą Irją policja za bardzo się nie interesuje, bo ona nie sprzedaje. W najgorszym razie kupuje.
Dalej potoczyła się rozmowa o sytuacji w pracy i o życiu prywatnym, z zahaczeniem o stare dobre czasy. Katrine z obowiązku zaprotestowała, kiedy Beate oświadczyła, że połowa Wydziału Zabójstw miała skurcz karku od oglądania się za Katrine, kiedy ta biegała po korytarzach. Jednocześnie przyszło jej do głowy, że to kobiecy sposób usadzania innych kobiet na miejscu – podkreślaniem, jak piękne były kiedyś. Zwłaszcza jeśli same nie zaliczały się do piękności. Ale chociaż Beate nigdy nie należała do osób, na widok których dostawało się skurczu w karku, to nigdy też nie strzelała zatrutymi strzałami. Była cichą, czerwieniącą się, ciężko pracującą i lojalną koleżanką, która zawsze walczyła czystą bronią. Najwidoczniej jednak coś się zmieniło. Może sprawił to ten jeden kieliszek białego wina, na jaki sobie pozwoliły. W każdym razie Beate do tej pory nie miała zwyczaju zadawania tak bezpośrednio osobistych pytań. Kiedy padło, Katrine cieszyła się, że ma akurat w ustach tyle pity, że nie musi odpowiadać inaczej, niż tylko pokręcić głową.
– Ale… dobrze – powiedziała, kiedy w końcu przełknęła. – Przyznaję, że o tym myślałam. Harry kiedykolwiek o tym wspomniał?
– Harry mówił mi prawie o wszystkim. – Beate uniosła kieliszek z ostatnim łykiem wina. – Zastanawiałam się tylko, czy skłamał, kiedy zaprzeczał, że ty i on…
Katrine pomachała ręką, prosząc o rachunek.
– Dlaczego myślałaś, że byliśmy razem?
– Widziałam, jak na siebie patrzyliście. Słyszałam, jak rozmawialiście.
– Przecież ja i Harry walczyliśmy ze sobą, Beate.
– Właśnie o to mi chodzi.
Katrine się roześmiała.
– A co z tobą i Harrym?
– Z Harrym? Wykluczone. Byliśmy zbyt dobrymi przyjaciółmi. A potem związałam się z Halvorsenem…
Katrine pokiwała głową. Z partnerem Harry’ego, młodym śledczym ze Steinkjer, który ledwie zdążył zrobić Beate dziecko i zaraz zginął na służbie.
Pauza.
– O co chodzi?
Katrine wzruszyła ramionami. Wyjęła telefon i puściła końcówkę nagrania.
– W Ila jest dużo wariatów – stwierdziła Beate.
– Sama siedziałam w psychiatryku, więc znam to od podszewki – zauważyła Katrine. – Ale zastanawiam się, jak on się domyślił, że byłam tam z powodu Valentina.
Anton Mittet siedział na krześle i patrzył, jak Mona idzie w jego stronę. Cieszył się tym widokiem. Pomyślał, że może już nie mieć zbyt wielu okazji, by go oglądać.
Uśmiechała się już z daleka, szła wprost na niego. Widział, jak stawia jedną stopę przed drugą, jakby sunęła po linie. Może po prostu miała taki chód. A może poruszała się tak dla niego. Wreszcie była przy nim, obejrzała się odruchowo, żeby sprawdzić, czy nikt za nią nie idzie. Pogłaskała go po włosach. On, siedząc, objął jej uda i podniósł głowę, żeby na nią spojrzeć.
– I co? Dostałaś i ten dyżur?
– Tak – odparła. – Straciliśmy Altmana. Kazali mu wracać na onkologię.
– Pewnie będziemy się teraz częściej widywać – uśmiechnął się Anton.
– To nie jest wcale takie pewne. Badania wykazują, że on szybko dochodzi do siebie.
– I tak będziemy się spotykać.
Powiedział to żartobliwym tonem. Ale to wcale nie był żart. A ona chyba o tym wiedziała. Czy dlatego zesztywniała, a uśmiech zmienił się w grymas i wysunęła się z jego objęć, znów się oglądając, jakby chciała pokazać, że zrobiła to, ponieważ się boi, że ktoś ich zobaczy? Anton ją puścił.
– Jest teraz u niego naczelnik Wydziału Zabójstw.
– Co on tam robi?
– Rozmawia z nim.
– O czym?
– Tego nie mogę powiedzieć – odparł zamiast „nie wiem”. Na miłość boską, jaki jest żałosny.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi i Gunnar Hagen wyszedł. Zatrzymał się, spojrzał na Monę, przeniósł wzrok na Antona i z powrotem na Monę. Jakby mieli jakieś zakodowane informacje wypisane na twarzach. A policzki Mony pokryły się czerwienią, zanim pielęgniarka wemknęła się do środka, wymijając Hagena.
– I jak? – spytał Anton, próbując udawać nieporuszonego. W tej samej chwili pojął, że spojrzenie Hagena nie było spojrzeniem osoby, która rozumie, tylko takiej, która nie rozumie. Hagen gapił się na Antona, jakby zobaczył Marsjanina. To był zdezorientowany wzrok człowieka, którego wszelkie wyobrażenia o życiu właśnie przewróciły się do góry nogami.
– Tego tam… – Hagen wskazał kciukiem za siebie – …masz cholernie dobrze pilnować, Anton. Słyszysz? Cholernie dobrze.
Anton słyszał, że Hagen, szybko odchodząc korytarzem, w podnieceniu powtarza te same słowa do siebie.
10
W pierwszej chwili Katrine na widok kobiety w drzwiach pomyślała, że źle trafiły, bo staruszka z siwymi włosami i zapadniętą twarzą nie mogła przecież być Irją Jacobsen.
– Czego chcecie? – spytała kobieta, patrząc na nie podejrzliwie.
– To ja dzwoniłam – wyjaśniła Beate. – Chcemy porozmawiać o Valentinie.
Kobieta zatrzasnęła drzwi.
Beate odczekała, aż człapanie w środku się oddali, a potem nacisnęła klamkę.
Na haczykach w przedpokoju