Jorn Lier Horst

Seria o komisarzu Williamie Wistingu


Скачать книгу

Folvik. Pod koniec lat siedemdziesiątych strzelił sobie w głowę. Tak, tak, już wcześniej byliśmy świadkami dramatycznych wydarzeń. Po tym, co się stało, Pramm odkupił ten dom za niewielkie pieniądze. Szczerze mówiąc, byliśmy sąsiadami od ponad dwudziestu lat, więc trochę mi wstyd, że nie potrafię udzielić panu bardziej wyczerpujących informacji.

      – Nie szkodzi – odparł Wisting. – Wie pan może, jak Pramm zamierzał spędzić noc świętojańską? Czy miał jakieś plany?

      – Nie wiem.

      – A w ubiegłych latach? Czy w jakiś szczególny sposób świętował tę noc?

      – Nie. My zawsze świętowaliśmy na Nøtterøy, więc nigdy nie widziałem, co on robi w tym czasie. Nigdy z nim o tym nie rozmawiałem ani go o to nie pytałem.

      – Miał jakieś hobby? Zainteresowania? Wie pan coś o tym? – pytał dalej komisarz.

      – Tak, poza tangiem miał dwie wielkie pasje: ptaki i fotografowanie. I chętnie łączył jedno z drugim.

      Wisting skinął głową i pomyślał o zdjęciach, które widział w domu ofiary.

      – W piwnicy urządził sobie ciemnię. Naprawdę miał talent, oczywiście o ile taki laik jak ja jest w stanie to ocenić. Czasem pokazywał mi swoje zdjęcia. Wiele z nich ukazało się w takim magazynie towarzystwa ornitologicznego. Kiedyś pokazał mi fotografię bielika, za którą otrzymał pierwszą nagrodę w konkursie.

      Komisarz dopił kawę i złożył notes. Strona była prawie pusta. Poza informacjami, które pozwalały trochę dookreślić czas popełnienia przestępstwa, zapisał tylko jedno: „pub Tatjana”.

      Może znajdzie tam kogoś, kto znał Pramma lepiej niż sąsiad.

      Na chodniku spotkał młodego dziennikarza z aparatem fotograficznym na szyi. Przed taśmą policyjną dwóch innych reporterów przepytywało świeżo upieczonych funkcjonariuszy. Komisarz nie znał młodego dziennikarza, ale szybko zrozumiał, że tamten znał jego.

      – Panie Wisting, podobno doszło tutaj do morderstwa?

      Komisarz wiedział z doświadczenia, że nie warto w wykrętny sposób tłumaczyć obecności policji na miejscu zdarzenia. Zaczekał, aż dwaj inni przedstawiciele prasy również do niego podejdą, zanim odpowiedział:

      – Mogę potwierdzić, że prowadzimy dochodzenie w sprawie podejrzanego zgonu.

      – Kobieta czy mężczyzna? – spytał młody reporter.

      – Starszy mężczyzna.

      Jeden z dwóch dziennikarzy, którzy zjawili się nieco później, uniósł aparat i zrobił Wistingowi zdjęcie. Komisarz rozpoznał w nim miejscowego fotografa, wolnego strzelca, z „VG”.

      – Preben Pramm? – spytał fotograf, który najwyraźniej odczytał wcześniej nazwisko ze skrzynki pocztowej.

      – Ciało nie zostało jeszcze zidentyfikowane. Późnym wieczorem wydamy oświadczenie dla prasy, najprawdopodobniej około godziny 22:00. To na razie wszystko, co mogę powiedzieć. Proszę mi wybaczyć.

      Odwrócił się plecami do dziennikarzy i poszedł w stronę domu sąsiadującego z posiadłością Pramma od północy. Czarna zardzewiała furtka z kutego żelaza zaskrzypiała za nim, gdy ruszył żwirową ścieżką do drzwi. Po obu stronach w trawie leżały rozrzucone zabawki. Dwie małe dziewczynki bawiły się na huśtawce. Na widok Wistinga powiedziały „cześć”, a on odpowiedział im w ten sam sposób.

      Na tabliczce nad dzwonkiem wymalowanych było elegancko pięć imion i nazwisk pod rysunkiem przedstawiającym mamę, tatę, dwoje dzieci i psa. Dzieci miały na imię Tommy i Anniken, natomiast dorośli – Nina i Frank. Wisting wzdrygnął się na widok pierwszego nazwiska kobiety, która mieszkała w tym domu. W całym okręgu nie było policjanta, który nie zareagowałby na dźwięk nazwiska Ravn. Nie było zbyt częste, więc Wisting szybko skojarzył je z Jonathanem Ravnem – postacią, która przewijała się w policyjnych kartotekach, odkąd Wisting sięgał pamięcią.

      Nacisnął przycisk dzwonka w nadziei, że Bonsa nie ma w domu lub że przynajmniej rysunek małego jamnika na drzwiach odpowiada stanowi faktycznemu. Już miał zadzwonić po raz drugi, gdy zobaczył, że ktoś się porusza za chropowatym szkłem. Gdy drzwi się otworzyły, zrozumiał, że nie mylił się w swoich przypuszczeniach. Podobieństwo między kobietą stojącą przed nim a Jonathanem Ravnem było uderzające. Mieli taką samą wąską twarz z zadartym nosem, wysokie kości policzkowe i odrobinę zapadnięte oczy. Kobieta była ponadto niezwykle blada jak na tę porę roku. Potargane włosy i zielony dres z wyszytym na lewej piersi napisem Stag IL8 sprawiły, że Wisting nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kobieta spała, gdy zadzwonił do drzwi.

      Przedstawił się, choć wątpił, by kobieta zarejestrowała jego nazwisko.

      – Czy coś się stało? – spytała.

      – Mogę wejść do środka?

      Został wprowadzony do ciasnego, niewywietrzonego salonu. W pokoju unosiła się ciężka woń dymu papierosowego. Przeszedł nad kilkoma zabawkami walającymi się na podłodze i ominął rozstawioną suszarkę do bielizny, na której wisiały małe różowe spodenki i majtki. Salon był urządzony starymi i nowymi meblami. Wzdłuż jednej ze ścian stał nowoczesny sprzęt stereo i duży telewizor. Od aparatu ciągnęło się wiele przewodów do różnej wielkości głośników rozstawionych po całym pokoju. Na ścianie wisiał stary zegar, który zatrzymał się na godzinie dwunastej. Pod nim stało zabytkowe biurko z mnóstwem starych porcelanowych lalek. Na lewo od zegara, na półce na talerze siedziało jeszcze więcej lalek. Ich jedwabne sukienki zrobiły się żółte od dymu tytoniowego.

      Wisting nie widział nigdzie psa, ale kłębki krótkiej szorstkiej sierści zdradzały, że mały jamnik jeszcze niedawno leżał na fotelu, który wskazała mu Nina Ravn-Omholt. Sama usiadła na dużo praktyczniejszej skórzanej kanapie, wygładziła zagłębienie w poduszce odpowiadające wielkością jej głowie i zapaliła papierosa. Wolną rękę położyła na kolanach, jakby chciała ukryć fakt, że jej brzuch był większy, niżby sobie tego życzyła. Komisarz spostrzegł, że na paczce papierosów znajdowały się znaki i litery, których używano w Europie Wschodniej, i domyślił się, że są to papierosy z przemytu, które dostarcza jej brat.

      – Preben Pramm nie żyje – wyjaśnił Wisting, chrząkając. Tym razem nie z przyzwyczajenia, lecz z powodu dymu.

      – Aha.

      – Wygląda na to, że został zamordowany.

      – Aha.

      Wiadomość zdawała się nie robić na niej żadnego wrażenia. Zaciągnęła się i czekała na dalszy ciąg.

      – Znała go pani?

      – Nie. Nieszczególnie. Mieszkamy tu dopiero od roku. Wprowadziliśmy się ubiegłego lata.

      – Kto mieszka z panią? – spytał, wyciągając notes.

      – Mój mąż, Frank. Tommy i Anniken, Tommy ma osiem lat, a Anniken niedługo skończy pięć.

      – Zdaje się, że Anniken zdążyłem już poznać.

      – Tak. Odwiedziła ją kuzynka. Tommy jest u kolegi i gra w piłkę.

      – A pani mąż?

      – Musiał coś załatwić. Zaraz wróci.

      Wisting zauważył, że dłoń trzymająca papierosa lekko zadrżała. Kobieta znowu się zaciągnęła, starając się powstrzymać mimowolne drżenie.

      – A bo co?

      – Muszę zadać państwu kilka pytań.

      – Niczego