S.K. Tremayne

Dziecko ognia


Скачать книгу

na romantycznej randce, prawda? „Och, moja żona nie żyje, a jejciało utknęło w kopalni. Napijemy się jeszcze?”. Tak?

      – Hmm.

      Może coś w tym jest, ale wciąż jestem zła. Albo może raczej wytrąconaz równowagi. Teraz, gdy już o tym wiem, nie mogę się pozbyć z głowy tegoobrazu. Makabrycznego obrazu zwłok zakonserwowanych w lodowatej wodziekopalni. Usta i oczy otwarte, zawieszone w nieważkiej przejrzystości,wpatrzone w ciszę zatopionych korytarzy pod skałami Morvellan.

      David uparcie milczy. Wyczuwam, że tłumi zniecierpliwienie, choćpragnąłby też mnie uspokoić. Jest moim mężem, ale ma również ciężkąpracę i chce już do niej wracać. Tyle że ja mam więcej pytań.

      – Martwiłeś się, że może nie będę chciała tu się przeprowadzić? DoCarnhallow? Gdybym się dowiedziała, że nigdy jej nie znaleziono?

      Chwila milczenia.

      – Nie. W sumie nie.

      – W sumie?

      – No cóż, może trochę. Może odrobinę się przed tym wzbraniałem. Nie jestto coś, co lubię rozpamiętywać. Chciałbym o tym wszystkim zapomnieć,żebyśmy byli sobą. Kocham cię, Rachel, i wierzę, i liczę, że ty teżmnie kochasz. Nie chciałem, by tragedie z przeszłości miały wpływ nanaszą przyszłość.

      Po raz pierwszy dziś rano trochę mu współczuję. Możliwe, że przesadzam.Bądź co bądź stracił żonę, a jego syn wciąż opłakuje matkę. Co ja bymzrobiła w takiej sytuacji?

      – Po części cię rozumiem – mówię. – I kocham cię, David. Na pewno o tymwiesz. Ale…

      – Przepraszam, kochanie, poczekaj chwilę. Muszę odebrać tę rozmowę.

      W chwili gdy próbuję się z tym wszystkim pogodzić, znów powracawzburzenie. David przełącza się na drugą rozmowę, po raz drugi dziśrano.

      Próbowałam dzwonić do niego wczoraj wieczorem, gdy odkryłam prawdę o Ninie, ale jego sekretarka wyjaśniła mi cierpliwie, że był na jakimściągnącym się w nieskończoność superważnym spotkaniu, które skończyłosię o dziesiątej. Potem po prostu wyłączył komórkę, nie odpowiadając namoje wiadomości. Robi tak czasem, kiedy jest zmęczony. I normalnie niemam nic przeciwko temu: ma wprawdzie dobrze płatną, ale jednak ciężkąpracę i spędza w niej strasznie dużo czasu.

      Ale wczoraj wieczorem miałam coś przeciwko temu. Trzęsłam się z wściekłości, gdy raz za razem dodzwaniałam się na pocztę głosową.Odbierz wreszcie. Dziś rano w końcu to zrobił. I od tamtej pory mamnie na głowie jak kierownik sklepu rozwścieczoną klientkę.

      Czekając, aż wróci na linię, oglądam widoki. Dziś wydają mi się mniejurocze.

      Znów słyszę głos męża.

      – Przepraszam, to ten cholerny gość ze Standard Chartered, mają jakiśkryzys, nie chciał się odczepić.

      – Świetnie. Cieszę się, że masz ważniejszych rozmówców. Ważniejszesprawy niż to.

      Wzdycha ciężko.

      – Kochanie, co ci mam powiedzieć? Kompletnie schrzaniłem, wiem o tym.Ale miałem jak najlepsze zamiary…

      – Poważnie?

      – Naprawdę. Nigdy umyślnie nikogo nie oszukałem.

      Pragnę mu wierzyć, pragnę zrozumieć. Jest mężczyzną, którego kocham. Aleteraz pojawiły się pomiędzy nami tajemnice.

      Ciągnie gładko:

      – Szczerze mówiąc, zakładałem też, że możesz o tym wiedzieć. O śmierciNiny pisano w gazetach.

      – Ale ja nie czytam cholernych gazet! Czytam powieści. Nie gazety!

      Prawie krzyczę. Muszę się opanować. Widzę jakąś emerytkę z cynamonowymciasteczkiem na talerzyku, która przygląda mi się przez przeszklonąścianę. Kiwa głową, jakby wiedziała, o co chodzi.

      – Rachel?

      Zniżam głos.

      – David, ludzie w moim wieku nie czytają gazet. Chyba o tym wiesz, co? I nie miałam pojęcia, kim jesteś, póki nie poznałam cię w tamtej galerii.Może i pochodzisz ze znanego kornwalijskiego rodu, ale ja jestem z Plumstead. Z południowego Londynu. Czytam Snapchata. Albo Twittera.

      – W porządku. – Wydaje się autentycznie zażenowany. – Jeszcze raz bardzocię przepraszam. Jeśli chcesz poznać wszystkie drastyczne szczegóły,znajdziesz je wciąż w internecie.

      Milczę przez chwilę, a potem mówię:

      – Wiem. Wczoraj wieczorem wszystko wydrukowałam. Mam to teraz przy sobiew torebce.

      Chwila ciszy.

      – Naprawdę? To po co to przesłuchanie?

      – Bo najpierw chciałam usłyszeć twoje wyjaśnienia. Dać ci szansę.Dowiedzieć się, co masz do powiedzenia.

      Pozwala sobie na cichy, smutny śmiech.

      – No cóż, wysłuchałaś już, co miałem do powiedzenia, sędzino Daly. Mogęjuż opuścić miejsce dla świadka?

      David próbuje mnie oczarować. Jakaś część mnie pragnie mu na topozwolić. I chyba pozwolę mu już skończyć tę rozmowę, gdy odpowie naostatnie, ważne pytanie.

      – Po co ten grób, David? Jeśli nie znaleziono ciała, to po co grób?

      Odpowiada spokojnie, ze smutkiem w głosie:

      – Bo chcieliśmy, żeby Jamie mógł zostawić to za sobą. Miał taki potwornymętlik w głowie, Rachel. Sama wiesz, że nadal bywa zdezorientowany. Jegomatka tak po prostu nie umarła, jej ciało zniknęło, rozpłynęło się.Wszystko mu się pomieszało. Ciągle pytał, dokąd poszła mama i kiedywróci. I tak musieliśmy urządzić pogrzeb, więc dlaczego nie miałaby miećgrobu. Jakiegoś miejsca, gdzie jej syn mógłby ją opłakiwać.

      – Ale… – Czuję, że to chore, ale muszę zapytać. – …co jest w tym grobie?

      – Płaszcz. Ostatnia rzecz, jaką miała na sobie. Jej zakrwawiony płaszczz kopalni, przeczytaj raport z dochodzenia. I kilka jej ulubionychprzedmiotów. Książki. Biżuteria. No wiesz…

      Szczerze i uczciwie odpowiedział na moje pytania. Opadam na oparciekrzesła. Nie wiem do końca, czy mi ulżyło. Zwłoki. Pod domem, w tunelachciągnących się pod dnem morza. Ale ile ciał jest tam w dole? Iluutopionych górników? Dlaczego kolejne miałoby coś zmieniać?

      – Posłuchaj, David. Wiem, że ostro cię przycisnęłam, ale… no cóż… byłamw szoku. To wszystko.

      – Całkowicie cię rozumiem – odpowiada. – Żałuję tylko, że dowiedziałaśsię w taki sposób. A co z Jamiem?

      – Chyba w porządku. Uspokoił się po tamtym wybuchu. Dziś rano wyglądałnormalnie. Choć niewiele mówił. Odwiozłam go na trening piłkarski.Cassie ma go potem odebrać.

      – Przyzwyczaja się do ciebie, Rachel. Naprawdę. Ale, jak mówiłem, wciążma mętlik w głowie. Słuchaj, muszę już kończyć. Możemy porozmawiaćpóźniej.

      Żegnamy się i wsuwam komórkę do kieszeni.

      Wiatr od strony Marazion pachnie solą, przewraca kartki wydruku, gdywyciągam je z torebki i kładę na stole. Jest tu mnóstwo informacji: przez godzinę to wyszukiwałam i drukowałam.

      Tak jak wspominał David, gazety rozpisywały się o śmierci Niny Kerthen.Ta historia przewijała się nawet przez dzień czy dwa w niektórychgazetach ogólnokrajowych. A w lokalnej prasie przez całe tygodnie roiłosię od artykułów. Wygląda jednak na to, że nic się za tym nie kryło.

      Nina Kerthen prawdopodobnie piła tamtej nocy alkohol.