S.K. Tremayne

Dziecko ognia


Скачать книгу

to czasopismo? Była bardzo inteligentna,nie czytałaby raczej takich rzeczy. Domyślam się, że zrobiła to zewzględu na dobre zdjęcia. Czasopismo zatrudniło do tego prawdziwegoprofesjonalistę. Jest tu kilka nocnych ujęć Carnhallow, ukazujących domlśniący w otoczeniu ciemnych drzew, niczym złoty relikwiarz w cienistejkrypcie.

      Zdjęcia Davida i Niny są również imponujące. Zwłaszcza jedno mnieurzeka. Wpatruję się w nie przez dłuższą chwilę, zagryzam włosy,zastanawiam się.

      Zdjęcie przedstawia Ninę w letniej sukience, siedzącą w atłasowymfotelu, w tym pokoju – w Żółtym Salonie – z ugiętymi nogami i złączonymikolanami. I tylko na tym zdjęciu trzyma w ramionach małego Jamiego. Tojedyna fotografia, na której widać ich syna, mimo obietnic na okładce.

      Obok niej stoi David – wysoki, szczupły, ciemnowłosy, w grafitowoczarnymgarniturze – i opiekuńczo obejmuje nagie ramię żony.

      To zdjęcie jest tajemniczo doskonałe. Nagle czuję potężne ukłuciezazdrości. Ramię Niny jest takie nieskazitelnie piękne. Wydaje się takadoskonała, taka godna, a równocześnie zmysłowa. Tłumię zazdrość i przyglądam się reszcie fotografii. Z jakiegoś powodu dziecko jest ledwiewidoczne. Można się jedynie domyślać, że to Jamie spoczywa w opalonychramionach matki. Ale bardzo wyraźnie widać maleńką piąstkę uniesioną nadbiałą kołderką.

      Jeśli przed chwilą przyśpieszył mi puls, to teraz moje serce bijejeszcze szybciej. Bo wyczuwam, że patrzę na wskazówkę, może nawetniepokojącą albo istotną. Ale co miałaby wskazywać? Dlaczego miałaby w ogóle istnieć jakaś wskazówka. Usiłuję stłumić swoją konsternację.Zacząć racjonalnie myśleć. Nie ma żadnej tajemnicy, nie ma żadnegopowodu, żebym była wystraszona czy zazdrosna. Wszystko zostałowyjaśnione. Stan Jamiego się poprawia, choć powoli. Spędziliśmy razemdobre lato. Zajdę w ciążę. Znajdę sobie przyjaciół. Będziemy szczęśliwi.A ten martwy zając to tylko zbieg okoliczności.

      – Co czytasz?

      Jamie stoi obok mnie. Nie usłyszałam, kiedy wstał.

      – Och – mówię, zakłopotana, i szybko wsuwam czasopismo między dwieksiążki. – To tylko jakiś magazyn. Nic ważnego. Skończyłeś czytać?Chciałbyś coś zjeść?

      Ma nieszczęśliwą minę. Czy widział to czasopismo w moich rękach?Zobaczył matkę? To głupie i niewłaściwe z mojej strony, że czytałam totutaj, przy nim. Więcej tego nie zrobię.

      – Wiesz co? Podgrzeję ci trochę lasagne. Tej wczorajszej, pamiętasz?Mówiłeś, że ci smakuje.

      Jamie wzrusza ramionami. Paplam dalej, staram się, by ta rozmowa miałajak najwięcej sensu, choć to raczej rwany monolog. Sprawię, żebyśmywszyscy byli rodziną.

      – I wtedy porozmawiamy, tak naprawdę. Może o przyszłorocznych wakacjach?Co ty na to? Spędziliśmy tu przyjemne lato, ale może w przyszłym rokuwyjedziemy za granicę, na przykład do Francji?

      Milknę.

      Jamie intensywnie marszczy brwi.

      – Co się stało, Jamie?

      Stoi przede mną w czarno-białym szkolnym mundurku i widzę silne emocje w jego oczach, smutek albo coś jeszcze gorszego.

      Patrzy na mnie i w końcu mówi:

      – Właściwie, Rachel, to powinnaś o czymś wiedzieć.

      – O czym?

      – Byłem już we Francji, z mamą. Kiedy byłem mały.

      – Och. – Podnoszę się z fotela, robiąc sobie wyrzuty, choć właściwie niewiem o co; nie mogłam wiedzieć, że byli tam na wakacjach. – No cóż, tonie musi być Francja, moglibyśmy pojechać do Hiszpanii, do Portugalialbo…

      Kręci głową, żeby mi przerwać.

      – Myślę, że ona tam jest. We Francji. Ale teraz wraca.

      – Co proszę?

      – Mama! Słyszę ją.

      Jest wyraźnie wzburzony, potworna rozpacz znów wynurza się napowierzchnię. Odpowiadam najłagodniej, jak potrafię, usiłując znaleźćwłaściwe słowa.

      – Jamie, nie bądź głuptasem. Twoja mama nie wróci. Bo… no cóż… przecieżwiesz, gdzie ona jest. Odeszła. Wszyscy widzieliśmy jej grób, prawda?W Zennor.

      Chłopiec wpatruje się we mnie długo i intensywnie, jego wielkie oczy sąwilgotne od łez. Wydaje się wręcz wystraszony. Chcę go przytulić.Uspokoić.

      Jamie kręci głową i podnosi głos.

      – Wcale nie! Nie ma jej tam! Nie ma jej w trumnie! Nie wiedziałaś?

      Otwiera się przede mną ciemność.

      – Ale Jamie…

      – Nigdy im się nie udało. Nie znaleźli ciała. – Drży mu głos. – Nie majej w tym grobie. Nigdy jej nie znaleźli. Nie znaleźli mojej mamy.Zapytaj taty. Zapytaj go. Nie jest pochowana w Zennor.

      Zanim mam czas coś powiedzieć, wybiega z pokoju. Słyszę jego kroki w korytarzu, a potem te same lekkie chłopięce stąpnięcia na WielkichSchodach. Pewnie uciekł do swojego pokoju. A ja zostaję sama w pięknymŻółtym Salonie. Sama z nieznośną myślą, którą Jamie zaszczepił mi w głowie.

      Szybko przemierzam pokój i znajduję mój laptop odłożony na stolik z orzecha włoskiego. Otwieram go, waham się, biorę głęboki oddech, a potemszybko wpisuję do wyszukiwarki: „śmierć Niny Kerthen”.

      Nigdy dotąd tego nie robiłam, bo wydawało mi się, że nie ma takiejpotrzeby. David powiedział mi, że Nina nie żyje. Opisał tragicznywypadek: „Nina wpadła do szybu kopalni Morvellan”. To było potworne.Pojechałam nawet na jej grób na cmentarzu z Zennor. Na nagrobku widniejewzruszające epitafium: „To jest światło umysłu”.

      I na tym moja ciekawość się skończyła. Nie chciałam nic więcej wiedzieć,to wszystko było zbyt smutne. Pragnęłam nowego życia z moim nowym mężem,bez cieni z przeszłości.

      Trzęsą mi się palce, gdy przewijam stronę i klikam kilka linków. Lokalnewiadomości. Porządnie zachowane.

      Nie znaleziono ciała.

      Płetwonurkowie wciąż szukają, ale jak dotąd nic nie znaleźli.

      Nigdy nie odnaleziono zwłok.

      Zatrzaskuję laptop i spoglądam przez romby witraży Carnhallow: wpatrujęsię w szarozielony jesienny wieczór, mroczne drzewa w Lesie Dam. Głębokow ciemność.

      Jamie ma rację. Nigdy nie znaleziono ciała.

      A jednak w Zennor jest grób. Nawet z epitafium.

      109 dni przed Bożym Narodzeniem

      Rano

      To chyba najpiękniejszy widok z supermarketu w całej Wielkiej Brytanii.Nowy Sainsbury’s nad Mount’s Bay. Po mojej prawej stronie znajduje sięzatłoczone, pełne iglic miasteczko Penzance, tętniąca życiem marina, w której kołyszą się jachty. Po lewej łagodny łuk wybrzeża, niknący w oddali, w stronę Lizard. A na wprost wyspa pływowa, St Michael’s Mount,otoczona błyszczącymi ławicami piasku, ze średniowiecznym zamkiem naszczycie, w którym jest coś komicznego, choć i tak wydaje sięromantyczny.

      Na pierwszym piętrze jest kawiarenka z widokiem na zatokę. Zawsze kiedytu przychodzę, zamawiam niskokaloryczne cappuccino, mijam emerytówskubiących ciasteczka i siadam na zewnątrz przy metalowych stolikach.Nawet kiedy jest zimno, tak jak dziś. Zimno, choć słonecznie, tylkogdzieś w oddali, na zachodzie, gromadzą się chmury.

      Moja kawa stoi na stoliku, dziś rano zupełnie o niej zapomniałam.Trzymam komórkę przy uchu. Rozmawiam z Davidem. Słucham niecierpliwie.Bardzo się staram nie podnosić głosu. Nie przyciągać uwagi emerytów.Och,