S.K. Tremayne

Dziecko ognia


Скачать книгу

Pomyślałam, żemogłybyśmy sobie pogadać, no wiesz, ty i ja. Napić się herbatki i porozmawiać. Jak dwie dziewczyny. Może trochę lepiej się poznać. Ten domjest taki wielki! Można się tu zgubić.

      – Herba…tki? – Jej zdziwienie jest w tej chwili oczywiste, wyczuwam w nim troskę. – Jakiś problem chce mi pani powiedzieć?

      – Nie, ja tylko…

      – Ja odebrać Jamiego. Wszystko okej. Jest w Salonie. Ale… jest problem?Zrobiłam coś…?

      – Nie, nie! Nic w tym stylu. Pomyślałam sobie tylko, że mogłybyśmy…

      To beznadziejne. Może powinnam jej powiedzieć prawdę? Posadzić ją przyfiliżance herbaty i wszystko to z siebie wyrzucić. Wszystko wyznać. Żetrudno mi się odnaleźć w nowej roli. Że przyjaciele Davida są mili, aleto jego przyjaciele, starsi, bogatsi, inni niż ja. Że Juliet jesturocza, ale schorowana, stroni od ludzi i że nie mogę ciągle jej sięnarzucać. Że właściwie nie mam z kim porozmawiać, nie mam nikogo w moimwieku i muszę czekać na powrót Davida, by odbyć z kimś ciekawąkonwersację, albo dzwonić do Jessiki do Londynu i błagać ją o strzępyplotek z mojego dawnego świata. Mogłabym powiedzieć Cassie, jak sięsprawy mają. Że ta izolacja zaczyna mi doskwierać.

      Ale o żadnej z tych rzeczy nie mogę wspomnieć: uznałaby, że todziwaczne. Uśmiecham się więc szeroko i mówię:

      – No cóż, to świetnie, Cassie. Wszystko jest w najlepszym porządku.Chciałam tylko sprawdzić, czy u ciebie wszystko dobrze, to wszystko.

      – O tak! – Cassie śmieje się i unosi słuchawki. – Ja dobrze, jaszczęśliwa, okej, mam nową piosenkę, kocham Awoo, wie pani? Lim Kim! – Znów się śmieje i szczebiocze urywek melodii. – Mamaligosha,Mamaligotcha… alway Mamaligosha! Pomaga mi w pracy. Pani Nina mówiła,że za dużo śpiewam, ale myślę, że robiła ze mnie żart. Pani Nina byłabardzo zabawna.

      Znów nasuwa słuchawki na uszy i się uśmiecha, ale ten uśmiech wydaje sięjakby smutny, wyraz twarzy jest teraz nieco ostrzejszy. Jakbym po Niniebyła czymś w rodzaju rozczarowania, choć Cassie jest zbyt miła, by mi topowiedzieć.

      Znów czuję się niezręcznie. Cassie czeka, żebym sobie poszła, by mogłaspokojnie dokończyć pracę. Odpowiadam na jej gasnący uśmiech. A potem – pokonana – wychodzę z kuchni.

      Poza tym niewiele mogę zrobić. Dom przygląda mi się drwiąco. Czemu sięnie zajmiesz renowacją? Kup jakiś dywan. Przydaj się na coś. Stoję w holu jak przerażony intruz. Muszę iść do Jamiego, sprawdzić, co u mojegoprzybranego syna.

      Po chwili znajduję go w Żółtym Salonie. Siedzi na sofie. Nie reaguje,gdy otwieram drzwi; nawet nie drgnie. Wciąż ma na sobie szkolny mundureki jest zaczytany w jakiejś książce. Chyba dość poważnej, jak na jegowiek. Kosmyk ciemnych włosów opadł mu na czoło, jak pojedyncze ciemnepióro na śniegu. Jego uroda czasem mnie zasmuca. Nie bardzo wiemdlaczego.

      – Cześć, jak tam w szkole?

      W pierwszej chwili nie reaguje, a potem odwraca się w moją stronę i marszczy brwi, jakby usłyszał o mnie coś dziwnego, ale jeszcze tego dokońca nie rozgryzł.

      – Jamie?

      Wciąż marszczy brwi, ale odpowiada.

      – Było w porządku. Dziękuję.

      Potem znów skupia się na książce, zupełnie mnie ignorując. Otwieramusta, żeby coś powiedzieć, lecz uświadamiam sobie, że ja też nie mam nicdo powiedzenia mojemu przybranemu dziecku. Miotam się. Nie wiem, jak doniego dotrzeć, jak znaleźć wspólny temat, jak stworzyć więź. Nie umiemjej stworzyć z nikim. Nie wiem, jak rozmawiać z Cassie ani co powiedziećJamiemu. Równie dobrze mogę zacząć mówić do siebie.

      Zwlekam, stojąc przy regale, i staram się wymyślić jakiś temat, któryzainteresowałby mojego przybranego syna. Jednak to Jamie odzywa siępierwszy.

      – Dlaczego?

      Ale nie mówi do mnie. Wpatruje się w wielki obraz wiszący na ścianienaprzeciw sofy. To ogromna abstrakcja, kolumna złożona z poziomych smug,mgliste, pulsujące barwy, niebieski, czerń, zieleń.

      Nie przepadam za tym obrazem; to jedyny zakup Niny, którego niepochwalam. Kolory są piękne i nie wątpię, że kosztował wiele tysięcy,ale te barwy mają ewidentnie przedstawiać wybrzeże, tu, przy Morvellan: zielone pola, niebieskie niebo, a pomiędzy nimi czarne budynki kopalni.Jest w tym coś dominującego i złowrogiego. Pewnego dnia zdejmę tenobraz. Teraz to mój dom.

      Jamie wciąż sztywno wpatruje się w płótno. A potem znów sam do siebiepowtarza, jakby nie było mnie w pokoju:

      – Dlaczego?

      Podchodzę bliżej.

      – Co dlaczego, Jamie?

      Nie odwraca się w moją stronę. Wciąż rozmawia z kimś, kogo nie ma.

      – Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?

      Zatopił się w jakichś omamach? Jakby lunatykował? Wydaje się całkowicieprzytomny. Nawet pobudzony. A jednak w pełni skupiony na czymś, czego janie widzę.

      – Ach. Ach. Dlaczego? W Starej Sali będą światła – mówi.

      Potem kiwa głową, jakby ktoś albo coś odpowiedziało mu na pytanie, i spogląda na mnie. Choć w sumie nie na mnie, tylko trochę na prawo odemnie. Uśmiecha się, zaskoczony, ale szczęśliwy. Jakby obok mnie stałktoś miły. Potem znów pogrąża się w czytaniu. Odruchowo odwracam głowę w prawo, by zobaczyć tego kogoś, do kogo Jamie się uśmiechał.

      Wpatruję się w ścianę. W pustą przestrzeń.

      Oczywiście nikogo tu nie ma. Tylko ja i on. Ale dlaczego odwróciłamgłowę?

      Nagle jakaś część mnie chce uciekać, wydostać się stąd. Wsiąść dosamochodu i jak najszybciej wracać do Londynu. Lecz to niedorzeczne. Poprostu się wystraszyłam. Najpierw ten zając, a teraz to… Coś takiegopotrafi wytrącić z równowagi. Nie przerazi mnie ośmioletni chłopiec, mójsmutny przybrany synek, który zmaga się z traumą. Jeśli teraz wyjdę z Salonu, to będzie równoznaczne z przyznaniem się do porażki.

      Muszę zostać. I jeśli nie potrafimy ze sobą rozmawiać, możemyprzynajmniej przyjacielsko pomilczeć. To byłoby coś. Mogę tutaj czytaćtak jak on. Niech przybrany syn i przybrana matka razem sobie poczytają.

      Podchodzę do regału po drugiej stronie Salonu i przeglądam półki. Jamieszybko przerzuca strony swojej książki, odwrócony do mnie plecami.Słyszę szelest kartek.

      Są tu książki Niny, których dotąd nie czytałam: wysokie, rzetelnetomiska o zabytkowych meblach, srebrnych zastawach, haftach.

      Wysuwam jedną z nich, Konserwacja i naprawa antycznych mebli,przeglądam ją i odstawiam na miejsce, nie do końca pewna, czego szukam.Sięgam po kolejną: Wnętrza w stylu regencji – przewodnik. W końcuwybieram trzecią: Katalog angielskich mebli z czasów Wiktorii i Alberta, tom IV. Ale gdy wyciągam książkę z półki, wraz z nią wysuwasię coś innego i spada na podłogę.

      To czasopismo.

      Wygląda jak czasopismo plotkarskie. Czemu jest przechowywane tutaj? Z książkami Niny?

      Jamie wciąż jest pogrążony w czytaniu. Imponuje mi jego zdolnośćkoncentracji. Ma to po ojcu.

      Siadam w jednym z foteli Niny, z piękną nową tapicerką, przebiegamwzrokiem po okładce czasopisma i znajduję odpowiedź na swoje pytanie.Czasopismo jest sprzed ośmiu lat, a na samej górze otoczone ramkąwidnieje zdjęcie wytwornej pary. Davida i Niny.

      Moje serce zaczyna bić szybciej. Czytam podpis pod fotografią:.

      Nina Kerthen, córka francuskiego bankiera Sachy Valéry’ego, ze swoimmężem Davidem Kerthenem, kornwalijskim właścicielem ziemskim, dumnieprezentują swoje dziecko.

      Zaglądamy